Szlak niebieski( graniczny)



19 IX 2017r
Hańczowa – przełęcz pod Czarną – Homola ( 712)– Uście Gorlickie
   
     Niebieski szlak turystyczny zwany granicznym to drugi pod względem długości szlak w polskich górach. Jego długość to 445km a prowadzi z Grybowa przez Beskid Niski ,Bieszczady, Góry Sanocko – Turczańskie, Pogórze Przemyskie, Pogórze Dynowskie do Rzeszowa, albo odwrotnie.
     Na wiosnę skończyliśmy Główny Szlak Beskidzki więc postanowiliśmy zrobić następny co do długości. To duże wyzwanie bo szlak jest długi a my coraz starsi. Ponieważ przy robieniu Korony Beskidu Niskiego zrobiliśmy odcinek z Grybowa do Ropy przez górę Chełm a to taki pierwszy odcinek szlaku granicznego(opis w Korona Beskidu Niskiego)więc postanowiliśmy dalej kontynuować ten szlak od strony Grybowa . 
     Nocleg załatwiony mieliśmy w gospodarstwie agroturystycznym w Uściu Gorlickim. To mała wioska położona w dolinie rzeki Ropy. Założona została przez polskich rycerzy Gładyszów na początku XV wieku. Była to jedna z pierwszych wsi łemkowskich. 
      Po zakwaterowaniu autobusem podjechaliśmy do Hańczowej znanej nam już z czerwonego szlaku i tam udaliśmy się w miejsce skrzyżowania tych dwóch szlaków skąd już niebieskim zaczęliśmy wędrówkę do naszej kwatery . 
   
      Niebieski szlak od razu prowadził pod górkę i cały czas lasem a więc nie była to widokowa trasa ale nam to nie przeszkadzało bo wędrówka po lesie też jest piękna a my dodatkowo zajęliśmy się zbieraniem grzybów , których przy szlaku było sporo. Zainteresowały nas szczególnie grzyby podobne do prawdziwków tylko takie sinawe u nas nie występujące. Ewa zerwała jednego i na kwaterze pokazała gospodyni. Okazało się że to bardzo dobre grzyby w tych stronach bardzo cenione. Na naszej trasie było ich mnóstwo.
   
      Z lasu wyszliśmy dopiero na przełęczy pod Czarną (gdzie na łąkach lekko pobłądziliśmy) ale tylko na krótko bo dalej szlak prowadził również lasem. Za szczytem Homola pożegnaliśmy niebieski szlak i żółtym zaczęliśmy schodzić do miejsca zakwaterowania. I tą trasę pamiętać będziemy długo ponieważ zejście było bardzo ostre. Musieliśmy bardzo uważać bo jeden nierozważny krok i mogłoby to się źle zakończyć. Marian tak mocno opierał się na kijkach aż jeden złamał. Całą tą drogę umilały nam miłosne pieśni jeleni które akurat tam miały rykowisko. Ja z początku byłam wystraszona bałam się ze zostaniemy stratowani przez te zwierzęta bo były gdzieś niedaleko ale Marian uspakajał ze one nikomu krzywdy nie zrobią. Zejście zajęło nam trochę czasu ale szczęśliwie bez żadnych urazów dotarliśmy do celu. 
     W tym dniu przeszlismy   km
mapa

20.IX.2017r

Wysowa – Lackowa (997) – Ostry Wierch (938) Ropki Wysowa 

     Raniutko po śniadaniu samochodem podjechaliśmy do Wysowej i ruszyliśmy w trasę. Naszym celem było zdobycie dwóch gór do korony Beskidu Niskiego : Lackowa i Ostry Wierch oraz przejście niebieskim szlakiem z Ropek do Wysowej. Szliśmy znanym nam już z innych wypraw zielonym szlakiem do granicy a następnie czerwonym słowackim na Lackową. Dla mnie i Mariana ten szlak  był już znany bo zdobywaliśmy tą górę do Korony Gór Polski natomiast Ewa i Marysia szły tą trasą pierwszy raz. Deszcz padał więc nie było przyjemnie a trasa też nie należała do najłatwiejszych. Mnie najbardziej przerażało to że w okolicach Ostrego Wierchu szlak prowadził ostro w dół a potem było mocne wejście na szczyt a następnie tą samą drogą powrót, i to właśnie tego powrotu najbardziej się bałam.
   
    Lackowa jest najwyższym szczytem po polskiej stronie Beskidu Niskiego. Pierwotnie nosiła łemkowską nazwę Łackowa. Deszczyk przestał padać gdy znaleźliśmy się na szczycie, więc zrobiło się przyjemniej. Od naszego ostatniego pobytu na niej zmieniła się tabliczka z nazwą góry, zrobiliśmy sobie więc zdjęcia odpoczęli trochę i ruszyliśmy w trudną powrotną drogę na Ostry Wierch. Na tabliczce widniał napis ze czas przejścia jest 45min nam oczywiście zeszło trochę dłużej ale byłam szczęśliwa że udało mi się tą trasę pokonać . 
     Ostry Wierch to szczyt należący do Korony Beskidu Niskiego. Ze szczytem łączy się historia według której syn właściciela Huty Wysowskiej powiesił się i nie pochowano go na cmentarzu tylko na tej górze. Nieboszczyk zaczął pokazywać się kobietom zbierającym w lesie grzyby. Dopiero gdy mieszkańcy złożyli się po dwie korony i sprowadzili z Tatr bacę – czarodzieja po jego magiach zmarły przestał straszyć. Ostry Wierch jest już na żółtym szlaku, którym zaczęliśmy schodzić do małej wioski o nazwie Ropki. Tam też łączą się dwa najdłuższe szlaki polskich Karpat czerwony z niebieskim. 
     Czerwonym wędrowaliśmy już przy robieniu odznaki GSB teraz natomiast skręciliśmy w niebieski prowadzący do Wysowej. Szliśmy cały czas asfaltową uliczką terenem odkrytym więc mogliśmy podziwiać przepiękne okolice.
Zrobiliśmy w tym dniu 
mapa

21.IX.2017r
Szymbark – Maślana Góra( 753) - Szymbark

     To ostatni dzień naszej wyprawy a celem była Maślana Góra która należy do korony Beskidu Niskiego ale nie leży na niebieskim szlaku. Wejście na ten szczyt rozpoczęliśmy od miejscowości Szymbark położonej w dolinie rzeki Ropy pomiędzy masywami Suchego Wierchu(652) i Bartniej Góry(632) a masywem Maślanej Góry. W czasach średniowiecza była to rezydencja obronna polskiego rodu rycerskiego Gładyszów.
     Na szczyt wchodziliśmy zielonym szlakiem który prowadził lasem z niewielkimi prześwitami. Nas interesowały bardzo grzyby zwłaszcza rydze, które postanowiliśmy zbierać a było ich tam okropnie dużo. Jeszcze nigdy tak dużych skupisk tych grzybów nie widziałam.
     Maślana Góra to zalesiony szczyt a jednocześnie rozległy masyw górski. Część tego masywu obejmuje rezerwat przyrody Jelenia Góra. Na szczycie znajduje się telekomunikacyjna wieża przekaźnikowa. Załoga obsługująca ten obiekt przyjechała samochodem więc nie byliśmy tam sami. Do Szymbarku wracaliśmy asfaltową drużką leśną, którą pięknie pokazywała mi internetowa mapa. Po drodze natknęliśmy się na największe osuwisko w polskich Karpatach i jeziorko osuwiskowe zwane Beskidzkim Morskim Okiem. Osuwisko utworzyło się w1784 roku a odnowione zostało w 1913 i w tym tez roku powstało małe jeziorko. Ciekawe miejsce zrobiliśmy tam sobie krótką przerwę. Ostatni odcinek naszej wyprawy był bardo piękny bo prowadził odkrytym terenem i mogliśmy podziwiać cudowne okolice. 
     Do domu wracaliśmy obładowani grzybami bo samych rydzów ja miałam pełne dwa duże kosze. Czekała nas w domu jeszcze obróbka tych zdobyczy, więc nie zatrzymywaliśmy się już nigdzie. 
mapa

26.05. 2018 ( II wyprawa)
Ropa – Wawrzka – Flasza – Sucha Homola – Homola - przełęcz pod Czarną Uście Gorlickie
    Po raz kolejny przyjechaliśmy do Uścia Gorlickiego do znanego już nam gospodarstwa agroturystycznego. Po zostawieniu prowiantu w lodówce samochodem udaliśmy się w kierunku Czarnej gdzie przy jakimś gospodarstwie zostawiliśmy samochód i ruszyliśmy na przystanek autobusowy chcieliśmy bowiem podjechać do Ropy a potem piechotą szlakiem niebieskim wrócić do samochodu. Na autobus spóźniliśmy się więc postanowiliśmy łapać okazję i ku naszemu zaskoczeniu jeden bardzo uprzejmy kierowca zatrzymał się i zabrał nas.
    Ropa znana nam już była, bo tutaj zakończyliśmy pierwszy odcinek szlaku niebieskiego z Grybowa przez górę Chełm. Ale do szlaku niebieskiego musieliśmy jeszcze ładny kawałek dojść a dokładnie do małej wioski Wawrzka. Szliśmy ulicą cały czas pod górę a marsz utrudniała nam pogoda bo było niesamowicie parno. Niedaleko wejścia na szlak usłyszeliśmy odgłosy burzy więc postanowiliśmy przy jednym z domów poczekać. Bardzo mili gospodarze zapraszali nas do środka ale my woleliśmy posiedzieć na ławeczkach przy domku. 
    Burza tylko nas postraszyła i poszła sobie gdzieś dalej więc my ruszyliśmy w drogę. Szliśmy dłuższy czas odkrytym terenem gdzie roztaczały się przepiękne widoki zwłaszcza na górę Chełm. A potem były cudowne łąki z mnóstwem kwiatów takie jak spotykaliśmy w Beskidzie Wyspowym i długa wędrówka lasem.
     Od punktu ( Flasza) gdzie spotkaliśmy czarny szlak odchodzący do jeziora Klimkowskiego wypatrywaliśmy jakiegoś miejsca widokowego ale nic takiego nie było. W jednym miejscu był taki mały prześwit gdzie troszkę jeziora zobaczyliśmy. Szkoda bo jak Polska długa i szeroka wszędzie prowadzona jest wycinka drzew, więc tak pod turystów też można by było trochę drzew wyciąć zwłaszcza tam gdzie te widoki były by piękne. Na górze Sucha Hamola zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę. Następny szczyt to był Homola gdzie my już byliśmy i skąd do naszej kwatery było niedaleko ale ponieważ zejście jest tam bardzo ostre więc nadłożyliśmy sobie drogi i znaną nam już traską zeszliśmy na przełęcz Czarnej a dalej szosą do samochodu. 
Przeszlismy w tym dniu

27.05.2018r
Konieczna – przełęcz pod Dębim Wierchem -Radocyna – Konieczna 
     Konieczna to mała wioska położona przy granicy ze Słowacją. To tutaj raniutko zostawiliśmy samochód na podwórku bardzo sympatycznego rolnika i ruszyliśmy w trasę niebieskim szlakiem Do granicy szliśmy odkrytym terenem z pięknymi widokami a potem weszliśmy w jakieś chaszcze gdzie musieliśmy co jakiś czas szlaku szukać, a dalej był las i łąki
     Na przełęczy pod Dębim Wierchem zeszliśmy z niebieskiego szlaku bo musieliśmy już wracać do samochodu a chcieliśmy to zrobić inną trasą. Czarnym szlakiem z przepięknymi widokami doszliśmy do opustoszałej wioski o nazwie Radocyna leżącej nad rzeką Wisłoką, która ma tam swoje źródła . Można tam znaleźć ślady po dawnych mieszkańcach np. piwnice, kapliczki, przydrożne krzyże, cerkwisko , drzewa owocowe. W 1938 roku było tam 85 domów , dwie cerkwie aż trudno w to uwierzyć. Obecnie jest tam Ośrodek Szkoleniowo Wypoczynkowy Radocyna oraz w okresie letnim baza namiotowa.
     Następnie szliśmy żółtym szlakiem, który prowadził dlugo lasem a niedaleko samochodu odkrytym terenem gdzie można było podziwiać piękne okolice dodatkowo upiększone slicznymi obłokami.
Przeszliśmy

31.V. 2018 ( III wyprawa)
Ożenna – przeł. Mazgalica - Ożenna
     Ożenna to przygraniczna miejscowość powstała prawdopodobnie w I połowie XVI wieku. Jej nazwa pochodzi od słowa „ożyna” oznaczającego jeżynę. Tak jak w wielu wioskach w tych okolicach większość jej mieszkańców w 1945 roku wysiedlono do ZSRR i na ziemie zachodnie Tam też rozpoczęliśmy wędrówkę w pierwszy dzień naszej wyprawy. 
     Samochód zostawiliśmy niedaleko starych budynków gospodarczych należących dawniej do PGR. Na początku szliśmy odkrytym terenem gdzie obserwowały nas krówki pasące się na obszernych pastwiskach. Potem nasz szlak prowadził lasem przy granicy ze Słowacją. Pojawiły się tam słowackie tabliczki z nazwami gór i przełęczy, polskich nie widzieliśmy . 
       Szliśmy terenem należącym do Magurskiego Parku Narodowego, który został utworzony w 1995 roku. Ponad 90% jego terenu to lasy, występuje tam prawie 800 gatunków roślin i prawie 200 gatunków zwierząt. Zaciekawił nas ciekawy pomnik na którym przeczytaliśmy następujące słowa: Na wzgórzu tym walczyli i umierali w pierwszej i drugiej wojnie światowej żołnierze armii wielu narodów. Ziemia tutejsza jest nasycona ich krwią. Te słowa napisane były w kilku językach. Niedaleko przełęczy Mazgalica postanowiliśmy wracać do samochodu .
     Nocleg mieliśmy załatwiony w miejscowości Zdynia w agroturystyce. Nawigator samochodowy prowadził nas tam przez nieistniejącą już wioskę Wyszowatkę gdzie znajdują się symboliczne drzwi. Pierwsze wzmianki o tej wiosce pochodzą z 1581 roku a była to wieś szlachecka. Po II wojnie światowej wszyscy jej mieszkańcy zostali wysiedleni. Przy drodze były tam też kapliczki i krzyże pozostałe po dawnych mieszkańcach, ale były też przeszkody bo wąska dróżka którą jechaliśmy prowadziła też przez rzeczkę na której nie było mostu więc musieliśmy wjechać do wody ale udało się przejechać.
     Na obiadokolację wstąpiliśmy do hoteliku w Zdyni gdzie już kilka razy spaliśmy ale teraz nie było tam wolnych miejsc noclegowych.
     Zrobilismy w tym dniu
mapa
1 VI 2018r
Wysowa Zdrój – Obycz – Regietow Wyżny - Wysowa Zdrój
       W planie mieliśmy podjechać samochodem do Koniecznej a następnie autobusami z przesiadką w Uściu Gorlickim dojechać do Wysowej skąd na piechotę niebieskim szlakiem wrócić do samochodu. Niestety na planach tylko się skończyło, autobus który miał być o godzinie 6 po prostu nie przyjechał. Mieszkańcy wioski których poznaliśmy stojąc dwie godziny na przystanku nie bardzo wiedzieli dlaczego. Oczywiście nigdzie nie było żadnych informacji ani rozkładów jazdy autobusów, tak traktowani są w tych stronach miejscowi i turyści którzy też czasami korzystają z autobusowych połączeń .Ale my nie tylko mieszkańców poznaliśmy ale krówki miejscowych rolników które grupami maszerowały środkiem ulicy na swoje pastwiska. Nie będę opisywać naszych nastrojów bo nie było nam do śmiechu.
      Po dwóch godzinach czekania stwierdziliśmy że nic tu po nas i plany na ten dzień trzeba zmienić. Postanowiliśmy trasę którą mieliśmy przejść podzielić na dwie części. W tym dniu podjechać do Wysowej i dojść niedaleko Jaworzyny i wrócić z powrotem do Wysowej a na następny dzień z Koniecznej dojść do Jaworzyny i wrócić do Koniecznej. Tym sposobem z jednego dnia zrobiła nam się wyprawa dwudniowa a kilometrów trzeba było zrobić dwa razy więcej, ale nie mieliśmy innego wyjścia.
      Wysową już odwiedziliśmy kilka razy więc wiedzieliśmy gdzie zaparkować. W delikatesach kupiliśmy sobie drożdżówki na drogę i ruszyliśmy niebieskim szlakiem. Szliśmy długo przez osiedle domków jednorodzinnych a potem asfaltową leśną drogą. Dzień był bardzo ciepły więc las jak najbardziej nam odpowiadał bo dawał trochę cienia i ochłody. 
     Niedaleko połączenia niebieskiego szlaku z czerwonym asfaltówka skończyła się i ścieżką w lesie wędrowaliśmy na górę Obicz której wysokość wynosi 788m. Szczyt był zalesiony zrobiliśmy sobie tam krótką przerwę. Na przełęczy Regietowskiej opuściliśmy niebieski szlak i żółtym już po otwartym terenie wędrowaliśmy w kierunku Regietowa
      Regietów to wioska powstała z połączenia dwu wsi Regietowa Niżnego i Wyżnego. Po drugiej wojnie światowej w ramach akcji :Wisła” wioski te zostały całkowicie wysiedlone .W Regetowie Niżnym powstał PGR i wieś ponownie została zaludniona natomiast Regietów Wyżny do dziś jest prawie bezludny. My tą wioskę poznaliśmy idąc czerwonym szlakiem bo tam ten szlak schodzi z Koziego Żebra i prowadzi dalej na Rotundę.
      W tej wyprawie doszliśmy tylko do opustoszałego Regietowa Wyżnego a dokładnie do dzwonnicy zaprojektowanej przez Margaritę Sandrowicz – Bąkowską poświęconą pamięci wysiedlonych mieszkańców wsi. Bardzo ładne miejsce z pięknymi widokami na pobliskie góry. Ścieżką rowerową bardzo kiepsko oznakowaną wracaliśmy do Wysowej . Często musiałam sprawdzać na internetowej mapie czy dobrze idziemy ale udało się i doszli my do leśnej asfaltówki którą wcześniej szliśmy na Obicz a potem do Wysowej. Tam postanowiliśmy wstąpić jeszcze do Pijalni Wód Mineralnych, która oddana została do użytku w 2006 roku a znajduje się w parku zdrojowym. Większość wód mineralnych znajdujących się w tej miejscowości to szczawy wodorowęglanowo – chlorkowo – sodowe, szczawy wodorowęglanowo – chlorkowo- sodowo – wapienne oraz wodorowęglanowo – sodowo –wapienne.( tak przeczytałam w Internecie) Jest tam 14 ujęć wód mineralnych a w pijalni wód do której weszliśmy jest pięć: Anna, Franciszek, Henryk, Jozef II i Słone. Pić nam się chciało więc trochę tych wód wypiliśmy a przy okazji odpoczęliśmy po wędrówce.
    Przeszliśmy
mapa
2.VI.2018r
Konieczna – Beskidek – Jaworzyna Konieczniańska - Konieczna
     Raniutko zajechaliśmy do Koniecznej gdzie zostawiliśmy samochód przy prawosławnej cerkwi pod wezwaniem św. Bazylego Wielkiego otoczonej cmentarzem. Drogą pozdrawiając poznanych poprzedniego dnia rolników doszliśmy do niebieskiego szlaku, który pod gorę prowadził pastwiskami. Widoki były piękne ale skończyły się na grzbiecie góry Beskidek bo tam weszliśmy w las. Niebieski szlak łączył się tam z czerwonym. Zanim obraliśmy dobry kierunek skręciliśmy w przeciwna stronę bo chcieliśmy zobaczyć odnowiony cmentarz z I wojny światowej gdzie pochowanych jest 164 żołnierzy austriackich i 148 rosyjskich.
    Grzbietem Beskidka szliśmy do końca a następnie schodziliśmy do zalesionej doliny, skąd zaczęła się wspinaczka na Jaworzynę Konieczniańską. Nie była to łatwa wspinaczka bo było tam trochę bardzo ostrych podejść. Mnie to przeraziło bo cały czas myślałam jak dam sobie radę wracając bo od pewnego czasu bardzo bolało mnie kolano zwłaszcza przy zejściach. 
     Jaworzyna Konieczniańska to szczyt należący do Korony Beskidu Niskiego, leży na granicy Polski i Słowacji. Zrobiliśmy sobie tam krótki odpoczynek i tą samą trasą wróciliśmy do samochodu.
     Przed nami była jeszcze podróż do Chyrowej gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg, Planowałam po drodze zobaczyć wodospad w Iwli ale rozpadało się i nic z tego nie wyszło .Mamy pecha bo po raz drugi przez deszcz do wodospadu nie dotarliśmy. Ponoć do trzech razy sztuka więc jeszcze kiedyś spróbujemy.
Przeszliśmy
mapa

3.VI 2018r
Huta Polańska – przełęcz Mazgalica- Baranie – prz. Mazgalica –Huta Polańska
     To był ostatni dzień naszej wyprawy. Naszym celem było przejście niebieskim szlakiem z przełęczy Mazgalica na szczyt góry Baranie. Samochód zostawiliśmy przy schronisku turystycznym Hajstra w małej osadzie Huta Polańska. Wioska ta powstała w XVI lub XVII wieku a jej nazwa pochodzi od huty szkła która do II połowy XIX wieku była na tym terenie. W czasie II wojny światowej istniała tam komórka AK i punkt przerzutu na Węgry . Była tam również niemiecka placówka graniczna ale nie przeszkodziło to żeby około 400 osób kurierzy przeprowadzili przez granicę. Niedaleko schroniska znajduje się kościół pw. Św. Jana z Dukli i św. Huberta. Kościół ten został zniszczony w czasie II wojny światowej i odbudowany w latach 90. 
     Żółtym szlakiem bardzo ładna doliną szliśmy do przełęczy Mozgalica i tam zgodnie z planem zaczęliśmy wędrówkę niebieskim szlakiem. Przełęcz leży na granicy polsko – słowackiej, jest zalesiona. Spod przełęczy w kierunku południowo -wschodnim spływa potok Mazgalica a w północno –zachodnim potok Hucianka. 
     Tabliczka na przełęczy informowała nas że do góry Baranie idzie się 1,45 godz. My szliśmy tam niewiele dłużej bo szlak prowadził lasem bez dużych wspinaczek cały czas pod górę. Były tam też szlakowskazy słowackie bo prowadził tam również ich czerwony szlak.
      Baranie to góra należąca do korony Beskidu Niskiego. Znana nam już była bo zdobywając Koronę tego niezwykle ciekawego Beskidu zdobyliśmy ją idąc od Olszowego. Ale teraz mogliśmy spokojnie odpocząć na szczycie delektując się tym miejscem bo poprzednim razem było tam okropnie zimno i szybko musieliśmy schodzić w dół. Na szczycie znajduje się bardzo ładna wiata oraz drewniana wieża widokowa zbudowana przez Słowaków. Wieża ma 17 metrów wysokości i bardzo ostre wejście więc niewiele jest używana bo mało kto ma odwagę na nią wspinać się, szkoda bo na pewno widoki z niej są przepiękne . Wieże powinny być bezpieczne i tak zbudowane żeby wszyscy turyści mogli z nich korzystać tak jak np. na górze Gorc.
    Do samochodu wracaliśmy tą samą trasą. 
Przeszlismy
mapa

9.10.2018r( IV wyprawa)
Iwonicz Zdrój – Przedziwna (551m) – góra Żabia (549) – Przymiarki (626m) – Iwonicz Zdrój
     Głównym celem naszej trzydniowej wyprawy było zaliczenie odcinka niebieskiego szlaku granicznego prowadzącego z góry Baranie do Barwinka, ale to zajęło nam jeden dzień w pozostałe postanowiliśmy pochodzić ścieżkami rekreacyjnymi koło Iwonicza i Rymanowa.
     Iwonicz Zdrój to jedno z najstarszych polskich uzdrowisk , pięknie położone wśród gór Beskidu Niskiego. Samochód zostawiliśmy w centrum tego malowniczego miasteczka i w piątkę udaliśmy się ścieżką zaścieloną kolorowymi liśćmi na spacerek. Szliśmy lekko pod górę a pierwszym naszym postojem było źródło Bełkotka, najstarsze i najsłynniejsze oraz mające lecznicze właściwości źródło w tych okolicach. Jego nazwa pochodzi od wydobywającego się tam gazu ziemnego, który wywołuje takie bulgotanie. Dawno temu ilości wydobywającego gazu były tak duże, że podpalano go co było wielką atrakcją. Widok był piękny wyglądało to tak jakby paliła się powierzchnia wody. Niestety dzisiaj stężenie gazu jest niskie i tego typu atrakcji już nie ma. Źródło jest otoczone obudową murowaną z płaskorzeźbą która przedstawia podobiznę poety Wincentego Pola oraz wyryty fragment wiersza tego poety poświęconego Bełkotce. Źródło było remontowane.
     Bełkotka znajduje się na zboczu góry o nazwie Przedziwna, góry która ma wysokość 551 m i na której szczycie zrobiliśmy sobie następny postój. 
     Następnym naszym celem była góra Żabia do której mieliśmy 35 min drogi tak przeczytaliśmy na tabliczkach . Szliśmy odkrytym terenem wśród pól obserwując rolników pracujących na swoich polach.
     Góra Żabia ma wysokość 549m i nie jest zalesiona. Na jej szczycie znajduje się maszt telekomunikacyjny oraz krzyż a z niej widać Doły Jasielsko – Sanockie, Pogórze Strzyżowskie, pasma Beskidu Niskiego: Cergową, Chyrową, Przymiarki. My niestety nie mogliśmy wszystkiego zobaczyć bo widoczność była ograniczona. Najbardziej żal nam było Cergowej, na której chcieliśmy dojrzeć nową wieże widowiskową której nie było gdyśmy tą górę zdobywali. Ale dobrze widzieliśmy wioskę o nazwie Turkówka do której schodziliśmy. Minęliśmy tam czerwony główny szlak beskidzki którym szliśmy z Lubatowej do Iwonicza. 
     Następnym naszym celem była góra Przymiarki leżąca na zielonych szlaku prowadzącym z Iwonicza do Rymanowa. Góra była porośnięta łąkami a na szczycie stał krzyż na którym umieszczony był napis: "Góry tylko wtedy mają sens, gdy jest w nich człowiek ze swoimi uczuciami, przeżywający klęski i zwycięstwo. I wtedy, gdy coś z tych przeżyć zabiera w doliny” istnieją takie miejsca na ziemi które uświadamiają nam czego oczekujemy i pragniemy od życia. Warto zapamiętać bo może to akurat okaże się kluczem do sukcesu wielu: Nic a Nic nie zdarzy się dwa razy! Słabości są niczym innym jak naszym największym Motywatorem do sukcesu...
     Do Iwonicza wróciliśmy początkowo zielonym szlakiem a następnie ścieżką spacerową. Wstąpiliśmy jeszcze na wody mineralne do pijalni wód oraz na obiad w Dukli. Nocleg mieliśmy w gospodarstwie turystycznym w Tylawie.

20.10.2018r
Barwinek – przeł. Szarbowska – Olchowiec - Tylawa
     Rano autobusem podjechaliśmy do Barwinka skąd szlakiem niebieskim udaliśmy się w stronę góry Baranie w miejsce gdzie zakończyliśmy wędrówkę niebieskim szlakiem a następnie żółtym szlakiem dotarliśmy do Olchowca a potem do Tylawy .
 Ładnie tą naszą traskę opisała Halinka:W Barwinku chwila zadumy przed pomnikiem upamiętniającym tych, którzy zginęli broniąc granicy w latach 1918- 2007. Też w hołdzie por. Rajmunda Świętochowskiemu i innych, którzy polegli 2 września 1939 r. 
Droga "Poróbka" wprowadziła nas na zachód głęboko w las. Jakaś salamandra utknęła na środku drogi. Marian próbował ją zepchnąć na pobocze. Kapliczka Matki Boskiej miała tabliczkę. W 1968 r., gdy w zimie zwożono drzewo z lasu na saniach, jedne z nich rozpędziły się i tylko cud sprawił, że w końcu konie zatrzymały się i woźnica nie zginął. Wdzięczny ustawił tę kapliczkę i opisał wydarzenie. Za zadaszeniem droga skręcała na północ, a nasz szlak wszedł w las stromą dróżką.
Wielki prawdziwek rósł w cieniu drzew. Dopiero jak dotarliśmy do szlaku granicznego szło się wygodniej. Liczyliśmy kolejne słupki graniczne. Szlak prowadził w kierunku Baranie, ale wiedzieliśmy, że żółty szlak zmienił bieg i odbija już na przełęczy w kierunku Olchowca. Na naszej marszrucie spotkaliśmy za to Górę Siniak 682 m n.p.m.. Na zakręcie zaskoczyło nas miło turystyczne zadaszenie. Mogliśmy odpocząć. Na przełęczy, do której schodziliśmy stromo po liściach dowiedzieliśmy się, że były tu fortyfikacje. Żółty szlak ułatwiały nam drewniane mostki i tak doszliśmy do szutrówki i nią, a później asfaltem do drewnianej cerkwi w Olchowcu. Buty mieliśmy przemoczone od marszu po opadłych, mokrych od mgły liściach. Po odpoczynku ruszyliśmy na wschód żółtym szlakiem. Droga, a przy niej kolejne dwa krzyże, skończyła się w miejscu, gdzie kiedyś była wieś Wilsznia. Obok była Ropianka. Powstała szkoła w niedalekiej Smerczynie w 1936 r. Teraz otaczały nas bagna alkaliczne i stare drzewa, pozostałości po dawnych wsiach. Przez rzeczkę przeszliśmy po kamieniach. Dróżka wiła się pod górę. Z prawej widoki na łąki. W końcu z chaszczy wyszliśmy na otwarty teren. Chatka nas nie skusiła, bo robiło się ciemno. W dawnej Smerczynie stała miniaturka wieży z drewnianym dzwonem i zadaszenie. Był to Raj Utracony przez Łemków, o swoistym mikroklimacie. Przed zachodem słońca dotarliśmy do naszego gospodarstwa agroturystycznego. Zmieniliśmy mokre buty i wstąpiliśmy do pobliskiego zajazdu.
     Zamiast parę kilometrów niebieskiego szlaku bo taki był cel naszej podróży zrobiliśmy 20 wracając na kwaterę żółtym szlakiem ale nie żałujemy tych kilometrów w nogach bo trasa była bardzo ciekawa. 
Czas od startu: 08:03:21
Dystans: 20,1 km
↑ 487 m
↓ 535 m
mapa
https://drive.google.com/open?id=1G7Hr_TEvrM0cZa0OOrIQamnwtjRvdCvk&usp=sharing

21.10.2018r
Rymanów Zdrój – Zamczyska (568m) – Rymanów Zdrój
     Trzeci dzień to krótki spacerek koło Rymanowa i powrót do domu. Naszym celem była góra o nazwie Zamczyska o wysokości 568m. 
Czerwonym turystycznym szlakiem znanym już nam z GSB doszliśmy do drewnianych zbójeckich figur a następnie ścieżką przyrodniczą ruszyliśmy w górę. Nie było ostrej wspinaczki ale co trochę gubiliśmy znaki i to było meczące. Na osłodę pojawiły się rydze, które zaczęliśmy zbierać.
    Szczyt był zalesiony i pięknie pokryty opadłymi liśćmi. Na ławeczkach tam znajdujących się zrobiliśmy sobie odpoczynek.
     Góra Zamczyska inaczej nazwana jest Zamkową Górą a jej nazwa pochodzi od zamku , który stał nad doliną Taboru strzegąc traktu węgierskiego prowadzącego z Rymanowa na Węgry. Zamek ten prawdopodobnie powstał w XIV wieku i nie ma po nim już żadnych śladów.
     Zejście było dosyć strome Marian odłączył się od nas na chwilę i pogubił się. Zadzwonił, że jest już w uzdrowisku gdy my w tym czasie byłyśmy jeszcze na zboczach góry zajęte zbieraniem grzybów. Do samochodu doszłyśmy inną trasą niż Marian bo chciałyśmy sprawdzić w którym miejscu dokładnie schodzi szlak do drogi. Niestety był kiepsko oznaczony i zgubiłyśmy go, ale trafiłyśmy na źródełko Anna obmurowane kamieniami z pyszną wodą. Do samochodu było już blisko a tam już czekał na nas Marian.

27.05.2019r ( V wyprawa)
Barwinek - przełęcz Dukielska – Jałowa Kiczera( 579m ) – Zyndranowa – Barwinek
     To była pięciodniowa wyprawa w której przez dwa dni szliśmy niebieskim granicznym szlakiem a następne trzy dni czerwonym Pogórza Przemyskiego.( opis Odznaka Czterech Pogórzy) Tym razem było nas 4 osoby: ja ,Ewa, Marysia i Marian a w tym dniu mieliśmy zrobić odcinek niebieskiego szlaku z Barwinka do Jałowej Kiczery a następnie przez Zyndranową wrócić do samochodu, który zostawiliśmy w Barwinku.
     Do granicy państwa szliśmy dosyć ruchliwą ulicą co nam oczywiście nie podobało się, ale tak prowadził szlak. Przyjemnie zrobiło się gdy weszliśmy w las. Leśna uliczka asfaltowa doprowadziła nas do słowackiego pomnika upamiętniającego walki jakie toczyły się w tych okolicach w 1944r gdzie zginęło ok. 90 tys. żołnierzy Armii Czerwonej głównie powstańców słowackich i Ukraińców. Szliśmy bowiem przełęczą Dukielską , która od wieków była granicą państwa a którą w tym miejscu przekraczały niejednokrotnie obce wojska.
     Następnym ciekawym miejscem była wieża widokowa udostępniona w 1974r przy okazji 30 rocznicy bitwy o przełęcz Dukielską. Wieża jest murowana, wysokość jej to 49m a można z niej podziwiać panoramę polskiego i słowackiego pola walk podczas operacji dukielsko – proszowskiej. Tak przeczytałam w Internecie ale nie mogłam tego zobaczyć bo wieża była zamknięta. 
     Uliczka asfaltowa skończyła się, wędrowaliśmy dalej lasem. Po kilku kilometrach marszu stanęliśmy na szczycie o nazwie Jałowa Kiczera i to był koniec naszej wędrówki niebieskim szlakiem. Dalej wędrowaliśmy czarnym szlakiem ( 2km), który prowadził do chatki studenckiej w Zyndranowej. Im niżej schodziliśmy tym więcej było mokradeł, które musieliśmy omijać albo przeskakiwać.
     Chatka Studencka prowadzona jest przez studenckie Koło Przewodników Beskidzkich z Rzeszowa. Jest to drewniany budynek posiadający ok. 35 miejsc noclegowych na materacach ułożonych na podłodze. Jest tam kuchnia z piecem , lodówka, czajnik elektryczny i tyle udogodnień bo miejscem do mycia jest pobliski potok, wodę do picia trzeba przynieść sobie ze studni a toaleta jest na zewnątrz. Schronisko czynne jest w okresie wakacyjnym i w dłuższe weekendy. 
      My trafiliśmy na generalne porządki przygotowujące budynek do sezonu turystycznego ale mogliśmy siąść w kuchni i spokojnie zjeść kanapki i wypić herbatkę . 
      Szliśmy dalej Zyndranową wioską założoną pod koniec XIV wieku. W czasie drugiej wojny światowej znajdował się tam punkt dowodzenia gen. I. Afonina kierującego natarciem na Przełęcz Dukielską . W wiosce bardzo żywe są tradycje łemkowskie a jej główną atrakcją jest Skansen Kultury Łemkowskiej.
      Niedaleko murowanej prawosławnej cerkwi św. Mikołaja skręciliśmy w zielony szlak, który prowadził terenem odkrytym pod gorę. Mogliśmy więc podziwiać wioskę Zyndranową i jej okolicę, natomiast po drugiej strony góry zobaczyliśmy Barwinek małą przygraniczną wioskę założoną w XIV wieku przez którą już w średniowieczu przebiegał jeden z ważniejszych szlaków komunikacyjnych z Węgier do Polski. Tam też stał nasz samochód, którym pojechaliśmy do Tylawy do znanej nam już karczmy na obiad a potem na nocleg.
     Deszcz coraz większy padał temperatura spadła, na kwaterze również było zimno kaloryfery bowiem nie grzały więc najlepszym rozwiązaniem było wskoczenie do łóżka pod kołdrę. Mieliśmy wielkie szczęście, że na trasie tylko chwilę nam mżyło a tak pogoda do wędrówek była rewelacyjna. 
mapa
https://drive.google.com/open?id=1uwdqcqqnoC4J39ZjbSBZHpVIHX1eqfV_&usp=sharing
Dystans: 13,82 km
↑ 325 m
↓ 309 m
Komórka w pobliżu schroniska wyłaczyła mi się stąd ta przerwa w mapie.

28.04.2019r
Lipowiec – Czeremch – Jałowa Kiczera – Czeremcha - Lipowiec
     Samochód zostawiliśmy przy gospodarstwie agroturystycznym w Lipowcu tak jak parę lat temu gdy szliśmy na górę Kamień. Teraz czekała nas wędrówka w odwrotną stronę a mianowicie do Jałowej Kiczery , gdzie byliśmy dzień wcześniej wędrując z Barwinka. Z Jałowej do samochodu powracaliśmy ta samą trasą.
     Pogoda nie była już taka ładna jak poprzedniego dnia bo i zimniej było a na dodatek zaczął padać deszcz. Do szlaku niebieskiego szliśmy szutrówką mijając pojedyncze domki oraz dużo popegeerowskich zabudowań. W pewnym momencie zobaczyliśmy przepływający strumyk i zatkało nas. Mostka nie było, woda po deszczu była wysoka a my musieliśmy dostać się na druga stronę. Marian za krzakami z boku znalazł dwie szyny przerzucone przez strumyk i przeszedł po jednej z nich, my natomiast nie miałyśmy tyle odwagi bo brzeg w tym miejscu był wysoki i szyny były wysoko nad wodą. Zdjęłyśmy więc buty i przeszłyśmy po wodzie. Najgorzej było potem bo stojąc na jednej nodze musiałyśmy wysuszyć stopy ubrać skarpetki i buty nie było bowiem miejsca gdzie mogłybyśmy usiąść albo oprzeć się o coś a wszędzie było mokro. Ja na dodatek niezbyt dobrze wytarłam nogi bo po pewnym czasie poczułam że mam w skarpetkach małe kamyczki, całe szczęście, ze tam gdzie doszliśmy do niebieskiego szlaku była mała budka w której mogłam usiąść zrobić porządek z moimi skarpetkami. 
     Miejsce w którym znaleźliśmy się to Czeremcha opuszczona osada, której ludność po II wojnie światowej wysiedlono na Ukrainę i w Koszalińskie. Zobaczyliśmy tam dwie tablice drogowe Nordkapp 3190 km a to jest najdalej na północ wysunięty przylądek Europy oraz Babadag 1034 km miasto w Rumuni. Te napisy wywołały u nas uśmiech nie wiemy kto wpadł na pomysł ich ustawienia. Domów natomiast już tam nie dojrzeliśmy wokół była tylko zieleń i cudowna cisza. Az trudno uwierzyć, ze jeszcze przed wojną tętniło tu życie, słychać było śmiech dzieci i rozmowy dorosłych.
     Szlak niebieski początkowo prowadził łąką na której ponownie trafiliśmy na strumyk bez mostka. Marian przeskoczył go w najwęższym miejscu a my tak jak poprzednio po zdjęciu butów przeszłyśmy przez niego na bosaka. Zaczęłam się bać, że za chwilę znajdę następne strumyki, ale do Jałowej Kiczery zmagaliśmy się już tylko z błotem i powalonymi drzewami które musieliśmy omijać. Większą część trasy szliśmy lasem. Lekki deszcz cały czas padał wiat po drodze nie było więc na szczycie tak na stojąco oprócz Ewy która kucnęła pod parasolem zjedliśmy kanapki i ruszyliśmy w powrotna drogę do samochodu tą samą trasą a więc i przez dwa strumyki. Wszyscy pokonywali je tak samo jak poprzednio, tylko mi na myśl, ze mam znowu buty zdejmować i zakładać niedobrze się zrobiło więc szłam w butach po wodzie. Po pierwszym strumyku nie było tak źle buty lekko tylko mi przemokły ale po drugim woda w butach chlupała mi i zrobiło się nieprzyjemnie a wystarczyło rzucić do strumyków parę większych kamieni przez które turyści przeskakiwali by na drugi brzeg. Mam wrażenie, że w tych stronach nikomu na turystach nie zależy bo nawet droga, którą jechaliśmy z Jaślisk do Lipowca a którą zaraz mieliśmy wracać była w tragicznym stanie, prawie cała w dziurach.
     Czekała nas jeszcze podróż na nocleg do naszego domku w Harcie. Zimno było więc bałam się że zmarzniemy ale Marian od razu po przyjeździe zapalił w piecu na którym na specjalnym rusztowaniu poukładał mokre buty. Zrobiło się przyjemnie więc posiedzieliśmy dosyć długo wspominając wyprawy po górach oraz poruszając tematy polityczne a to gorący czas bo przed nami podwójne wybory do parlamentu europejskiego i polskiego.
    Zrobiliśmy prawie 13 kilometrów a przed nami trzy dni wędrówek po Pogórzu Przemyskim ( opis odznaka Czterech Pogórzy)
mapa
Dystans: 12,67 km
↑ 254 m
↓ 259 m


24.05.2019r ( VI wyprawa )
Bircza- Chomińskie - Bircza
      Dzień przed wyprawą zastanawialiśmy się czy dobrze robimy jadąc w góry. W Polsce po deszczach powstały podtopienia, wiele miejscowości zostało zalanych a wiadomości przekazywane w mediach nie napawały optymizmem. Zadzwoniłam do właścicielki agroturystyki w Posadzie Jaśliska gdzie zamówione mieliśmy noclegi i po zapewnieniach pani, że spokojnie do tej miejscowości można dojechać i nie ma tam żadnych podtopień postanowiliśmy ruszyć w góry. Zmieniłam tylko plan wyprawy obawiając się dużego błota na szlakach proponując na pierwszy dzień zrobić spacer czerwonym szlakiem z Birczy na wzgórze Chomińskie a to dlatego, ze szlak prowadził tam cały czas uliczką asfaltową.
     Wzgórze Chomińskie to miejsce upamiętniające jedną z największych bitew stoczonych podczas Kampanii Wrześniowej 1939r na Podkarpaciu. Uliczką wśród domków jednorodzinnych szliśmy cały czas pod górę. Im wyżej wchodziliśmy tym widoki były ładniejsze, teren bowiem cały czas był odkryty. Ale najładniejsze były na szczycie ponieważ była tam bardzo ładna nowa wieża widokowa a przy niej wiata przy której zjedliśmy kanapki oraz miejsce na ognisko. Ale na wzgórzu był też obelisk poświęcony żołnierzom 24 Dywizji Piechoty, którzy 12 września 1939 roku pod Birczą stoczyli krwawą bitwę z niemiecką 2 Dywizją Strzelców Górskich. Byliśmy zauroczeni tym miejscem.
      Do samochodu wracaliśmy tą sama trasą już lżej nam było bo z górki a przed nami pięknie prezentowała się Bircza i jej okolice. A i pogoda dopisała bo to był taki od ponad tygodnia pierwszy dzień bez deszczu.
      Przed nami była jeszcze podróż na kwaterę. Nie widzieliśmy po drodze żadnych podtopień, więc odetchnęliśmy z ulgą. Na miejscu przywitali nas bardzo mili gospodarze a miejsce noclegowe okazało się niezwykłe urocze. Dostaliśmy bowiem dużą kuchnie z tarasem w której był telewizor stół jadalny i we wnęce duże łóżko a przy tym łazienkę i mały pokoik. Bardzo przytulne miejsce, gdzie wszyscy razem mogliśmy przyrządzić sobie gorącą kolację i porozmawiać. 
     Marian przed domkiem spotkał młodego człowieka, który również korzystał z tej agroturystyki ze swoja rodziną i dowiedział się że ten pan przyjechał tutaj na jakiś bieg górski. Zastanawialiśmy się co to za biegi i jaką trasą. Wszystko wyjaśniło się na następny dzień.
      W tym dniu zrobiliśmy 9 km a więc niewiele ale był to bardzo przyjemny spacerek
Czas od startu: 03:29:13
Dystans: 8,2 km
↑ 238 m
↓ 234 m
mapa
https://drive.google.com/open?id=15yQd5ZmOrwssLgbmIdZaaqH-Mk35souO&usp=sharing


25.05.2019r 
Wola Wyżna- Jasiel – Kanasiówka – Jasiel – Wola Wyżna
     Wola Wyżna to mała wioska powstała w 1537 roku. Po II wojnie światowej w ramach akcji „ Wisła” jej mieszkańców ( głównie grekokatolików) wysiedlono a opuszczone gospodarstwa zajęli Polacy z okolicznych wiosek. W latach 60 XX w utworzono tam PGR obecnie już niefunkcjonujący. 
    Przy niewielkim bloku należącym kiedyś do PGR-u a jeszcze zamieszkałym zostawiliśmy samochód i ruszyliśmy w trasę.
     Początkowo szliśmy po drodze wyłożonej betonami a potem szutrówką prowadzącą lasem. Przy wejściu na obszerną dolinę zobaczyliśmy tabliczkę informującą o Rezerwacie Przyrody Źródliska Jasionki, który obejmuje naturalne zbiorowiska roślinne obejmujące źródliskowe obszary rzek Wisłok i Jasiołka. Była też tabliczka, która prześladuje nas ostatnio na szlakach Uwaga Niedźwiedzie. 
    Dolina była przepiękna, mijaliśmy przydrożne krzyże, cudowne małe jeziorka uroczo wijące się strumyki. Po kilku kilometrach marszu doszliśmy do pomnika poświęconego Beskidzkim Kurierom, działającym w czasie II wojny światowej.
     Na końcu doliny zrobiliśmy sobie odpoczynek na polu namiotowych Jasiel, które powstało w miejscu dawnej wioski o tej samej nazwie. Była to zbójecka wioska powstała w 1559roku a jej nazwa pochodziła od łemkowskiego określenia jasył oznaczającego czystą wodę. Wioska ta leżała przy granicy państwa więc często przejeżdżali przez nią kupcy omijający komorę celną w Jaśliskach. Napadani tam byli przez miejscowych rozbójników i zmuszani do płacenia tzw. myta.
     Był tam pomnik poświęcony poległym żołnierzom WOP, którzy 20 marca 1946r zginęli tutaj podczas zasadzki przygotowanej przez bandy UPA. Ale w tym dniu na tym polu był też punkt posiłkowy dla biegu górskiego, który tam się odbywał. I to w tym biegu właśnie biegł nasz sąsiad z kwatery. Pierwszy zawodnik wbiegł właśnie gdy wchodziliśmy na pole z przewagą ok. pół godziny nad pozostałymi. Bieg odbywał się na kilku dystansach i prowadził między innymi szlakiem niebieskim którym szliśmy na Kanasiówkę. Mieliśmy więc wesoło na trasie bo co trochę mijaliśmy jakiegoś biegacza klaskając mu. Były też panie, które dzielnie z mężczyznami walczyły wzbudzając nas zachwyt. Szliśmy spokojnie nie obawiając się niedźwiedzi a trasa była łatwa bo prowadziła lekko pod górę. Jedynym utrudnieniem było błotko, które musieliśmy omijać ale po tych podtopieniach spodziewaliśmy się większego, więc nie było tak źle. 
     Kanasiówka to szczyt należący do Korony Beskidu Niskiego . Zlewa się ona z pasmem granicznym którym prowadzi niebieski szlak i gdyby nie tabliczka z nazwą szczytu to trudno było by ją znaleźć. Ja Marysia i Marian byliśmy już w tym miejscu wchodząc tutaj żółtym szlakiem ale Ewa nigdy wcześniej i to był ostatni szczyt który zdobyła do Korony Beskidu Niskiego, więc uczciła to wypijając kieliszek mocnego trunku. Na zwalonym drzewie zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek i obserwację biegaczy. 
     Wracaliśmy do samochodu tym samym niebieskim szlakiem ale w miejscu gdzie spotykał się on z czerwonym granicznym skręciliśmy na niego wydłużając sobie trasę, żeby po paru kilometrach wejść znów w niebieski i wrócić nim do Jasienia a potem do samochodu. Na czerwonym szlaku było trochę ładnych prześwitów na słowackie okolice ale i mokradła które musieliśmy pokonywać. Niewiele brakowało żebym weszła w żmije która przemknęła mi pod nogami. Krzyknęłam tak że chyba wszystkie niedźwiadki w okolicy słyszały, Marysia mało zawału nie dostała bo nie wiedziała co się dzieje, ale na szczęście skończyło się tylko na strachu. 
Dystans: 17,45 km
↑ 297 m
↓ 473 m
mapa
na mapie jest przerwa ponieważ zatrzymał mi się na chwilę program mierzący trasę.
https://drive.google.com/open?id=1NOPNbEvuOCFvNHLbEarEp3wPYDKFsNgB&usp=sharing

26.05.2019r
Wola Wyżna – Kamień – Jasiel- Wola Wyżna
     Tak jak poprzedniego dnia raniutko zaparkowaliśmy niedaleko małej kamienicy w Woli Wyżnej. Mieliśmy dojść doliną Jasiela do niebieskiego szlaku i następnie w przeciwna stronę udać się na górę Kamień i tą samą trasą wrócić do samochodu. . Miejscowy pan który wyszedł na spacer z pieskiem pokazał nam skrót którym mieliśmy dostać się do niebieskiego szlaku zaoszczędzając parę kilometrów w jedną stronę bo wracając już musieliśmy cały niebieski szlak zaliczyć
     Wspinaliśmy się więc pod górkę bez szlaku drogą ułożoną z betonowych płyt, teren był odkryty więc mogliśmy obserwować okolicę. Na grzbiecie góry weszliśmy w las i z pomocą map w komórce przedzierając się małymi leśnymi ścieżkami szukaliśmy szlaku co nie trwało długo.
     Turystów ani biegaczy nie mijaliśmy na szlaku, więc głośniej rozmawialiśmy dając znak misiom że idziemy. Dodatkowo dzwonił dzwoneczek, który Ewa miała przywiązany do ręki. Szliśmy cały czas lasem a marsz urozmaicały nam małe cmentarze z I wojny światowej, których było kilka i które oglądaliśmy. Pochowani tam zostali żołnierze armii rosyjskiej i austriackiej polegli podczas walk zimowych o główny grzbiet Karpat na przełomie lat 1914-1915,które te armie toczyły miedzy sobą.
    Na słupkach i bramach cmentarzy były tabliczki i informacje o tych miejscach. Na jednej z nich widnieje ciekawy napis ” Za życia skłóceni śmiercią pogodzeni. Razem złożyli tu kości. Nie ważne kim byli. Co dotychczas znaczyli. Lecz że dochowali wierności.” A na jednym z drzew umieszczono dzwon wykonany z oryginalnej łuski armatniej oraz tabliczkę z napisem
Podzwoń …nam, poległym w walce i cierpieniu
na Kamieniu powstała sława naszego życia i śmierci.
    Dzwon ten ma wzywać na apel wszystkich tam poległych. Marysia zadzwoniła i było to bardzo przejmujące, głos dzwonu zabrzmiał w takiej głuszy daleko od świata a my stojąc tam próbowaliśmy wyobrazić sobie jak wyglądały tamte wydarzenia i bardziej niż na co dzień zapragnęliśmy, żeby nigdy więcej już to się nie wydarzyło.
     Wierzchołek góry Kamień znajdował się ponad 500m z boku od szlaku, udaliśmy się tam ze względu na Marysię , która nigdy tam nie była w przeciwieństwie do nas. Po zrobieniu zdjęć pod tablicą z nazwą szczytu wróciliśmy na niebieski szlak i zaczęliśmy drogę powrotną do samochodu. Nie robiliśmy już żadnych skrótów tylko szlakiem wędrowaliśmy do doliny Jasiel. Szliśmy dosyć szybko bo chmury burzowe zaczęły się zbierać, a dodatkowo straszyły nas grzmoty dalekie jeszcze ale w górach to bardzo szybko może się zmieniać. Bardzo ciężko nam było gdy teren trochę obniżył się i weszliśmy w podmokłe łąki, gdzie musieliśmy mocno zastanawiać się gdzie postawić nogę żeby nie wejść w wodę albo na żmiję. Na jednej z dłuższych łąk zrobiony był bardzo długi pomost, który bardzo ułatwił tam wędrówkę. 
    Raźniej nam się zrobiło gdy wyszliśmy z lasu i zobaczyliśmy znajomą nam już polanę Jasiel, a na niej turystów na rowerach. To tak jakbyśmy byli już na miejscu chociaż zostało nam jeszcze do przejścia kilka kilometrów. Odgłosy burzy cały czas słychać było, lekko mżyć zaczęło zaczęliśmy się zastanawiać gdzie schowamy się w czasie burzy ale udało nam się do samochodu doszliśmy spokojnie a po przejechaniu kilku kilometrów rozlało się i to tak porządnie. Aż strach pomyśleć jak byśmy wyglądali gdyby taki deszcz złapał nas na szlaku, a my w samochodzie byliśmy już bezpieczni. Wracaliśmy do domu szczęśliwi, że plan wykonaliśmy i pogoda nam dopisała.
Dystans: 18,58 km
↑ 517 m
↓ 557 m
mapa
https://drive.google.com/open?id=1O1cPU9QvQEBeGFk0_dJZjmI7PRiR2YE4&usp=sharing

31.05.2019r ( VII wyprawa )
Dołżyca – Średni Garb (822) – Danowa ( 837) – Kanasiówka (831) - Dołżyca
    I ponownie wyruszyliśmy na wędrówkę granicznym niebieskim szlakiem . Tym razem dołączyła do nas Halinka, która ponad miesiąc była w rozjazdach trochę w Anglii u syna i w Tajlandii. Wyjechaliśmy wcześnie rano i po dojeździe do Dołżycy małej wioski koło Komańczy ruszyliśmy w trasę. Szliśmy zielonym szlakiem trochę wioską a potem lasem cały czas pod górę. Na szczycie góry o nazwie Garb Średni 822m weszliśmy na niebieski szlak. Szliśmy tym szlakiem na Kanasiówkę gdzie skończyliśmy wędrówkę w poprzedniej wyprawie.
     Poruszaliśmy się cały czas lasem szeroką ścieżką idąc na przemian lekko w górę lub w dół, czasu mieliśmy dużo, więc nie spieszyliśmy się robiąc kilka przerw po drodze. Pierwsza była na szczycie znajdującym się na trasie marszu o nazwie Danova 837m , następna przy dużej metalowej wieży. Wieża zbudowana została przez Niemców w 1943roku a służyć miała jako strategiczny punk obserwacyjny, jej wysokość to 12 m. Następny odpoczynek zrobiliśmy sobie na przełęczy Kalinovske Sedlo skąd odchodził zielony szlak do słowackiej miejscowości Kalinov. Zobaczyliśmy tam pomnik poświęcony Armii Czerwonej, która w tym miejscu20 września 1944r po raz pierwszy przekroczyła granicę Czechosłowacji. Była tam też mała drewniana budka, z długą ławą gdzie w razie potrzeby można by było przespać się albo schronić przed deszczem. A ostatni odpoczynek był w miejscu docelowym czyli na Kanasiówce, gdzie tydzień wcześniej siedzieliśmy i obserwowaliśmy biegaczy górskich. Do samochodu wracaliśmy tą samą trasą za czym specjalnie nie przepadamy ale nie mieliśmy innego rozwiązania.
     Nocleg mieliśmy załatwiony w Komańczy w domku kempingowym .Były tam dwa pokoje aneks kuchenny, łazienka oraz poddasze z łóżkami do spania, które zajęła Halinka. Zrobiliśmy sobie ciepły posiłek ponieważ w Komańczy i w najbliższej okolicy nie znaleźliśmy żadnej stołówki. Gdy po trzech dniach wyjeżdżaliśmy do domu dowiedzieliśmy się, że nasz gospodarz może przygotować gorący posiłek. Może skorzystamy z tego na jesieni bo pan zapraszał nas na rydze, których w tych stronach jest mnóstwo. 
Dystans: 20,75 km
↑ 850 m
↓ 845 m
mapa
https://drive.google.com/open?id=1rDOJG7-GZgp9Ag3-5ZpMb5rM-VMjB-qW&usp=sharing

1.06.2019r
Maniów – Balnica – Rydoszowa 880m – Wysoki Groń 905m – Głęboki Wierch 689m – Zubeńsko- Nowy Łupków
     Bardzo miły gospodarz agroturystyki w której spaliśmy zgodził się podwieść nas na trasę, żebyśmy nie musieli kluczyć po górach tam i z powrotem. Ale nie było to takie proste bo nas było 5 osób o jedną za dużo na jego samochód. Rozwiązaliśmy to tak, że naszym samochodem podwieźliśmy dziewczyny do małej wioski Maniów i wróciliśmy do Łupkowa , gdzie wcześniej podjechał gospodarz i czekał w umówionym miejscu na nas. Tam zostawiliśmy nasz samochód i z panem podjechaliśmy do dziewczyn w Maniowie a następnie górami doszliśmy do samochodu. 
      To był długi marsz bo ponad 28km z przewyższeniem ponad 900 m. Zaczął się z Maniowie żółtym szlakiem, który prowadził szutrówką prawie 7km. .Na początku szlaku znajdował się obelisk poświęcony kurierom ZWZ –AK trasy „Las” przewodnikom i licznym mieszkańcom bieszczadzkich wsi udzielającym pomocy idącym na Węgry polskim patriotom w latach II wojny światowej .Po przejściu ok. kilometra zobaczyliśmy tablicę informującą o kaplicy usytuowanej obok cudownego źródełka. Istniała ona już w II połowie XIX wieku i odprawiano w niej greckokatolickie nabożeństwa. Legenda mówi, że źródełko odkrył ślepy żebrzący dziad. W tym czasie była wielka susza brakowało wody. Strudzony starzeć odpoczywając usłyszał pod kamieniem szum wody. Okazało się, że było tam źródełko, w którym przemył twarz i stał się cud człowiek ten odzyskał wzrok. Miejscowa ludność postawiła tam kaplicę a wodę stosowano na różne choroby. Żeby dojść do kapliczki musielibyśmy zejść ze szlaku a na to nie mieliśmy czasu, więc postanowiliśmy przy innej okazji ją zobaczyć. 
    Przy końcu żółtego szlaku zobaczyliśmy tory kolejowe kolejki wąskotorowej a przy nich pokazowe żeremie bobrów. A chwile potem znaleźliśmy się na stacji kolejowej Balnica. 
     Balnicę założono w 1540 roku. W 1898roku uruchomiono tam kolej wąskotorową. Ciekawostką jest to, że po wytyczeniu granicy polsko – czechosłowackiej w 1918r kilometrowy odcinek torów pomiędzy Balnicą a Solinką należał do Czechosłowacji i każdy pociąg przejeżdżający tą trasą musiał być eskortowany przez straż graniczną. Zmieniło się to w 1938 r, wówczas teren ten przydzielono Polsce. Po II wojnie światowej ludność tej wioski została przesiedlona i wioska przestała istnieć. Został tam jeden budynek znajdujący się koło stacji kolejowej.
    Przejście żółtym szlakiem zmęczyło nas bo i kilometrów było sporo a i słonko mocno przygrzewało. Na stacji kolejowej zrobiliśmy sobie więc dłuższy odpoczynek, a po nim ruszyliśmy w trasę już niebieskim szlakiem który tam przechodził. Razem z nim szedł czerwony szlak szliśmy bowiem granicą. Trasa prowadziła w większości lasem, co pasowało nam bo słońce nam tam nie dokuczało. Zdobyliśmy kilka szczytów podchodząc niekiedy dosyć ostro pod górę, żeby potem zejść w dół i ponownie na następną się wspinać. A szczyty na trasie to Rydoszowa 880m , Gmyszów Wierch876m, Wierch nad Łazem 864, Wysoki Groń 905m. 
     Między Wysokim Groniem a Głębokim Wierchem szlaki rozchodziły się. My udaliśmy się niebieskim w stronę nieistniejącej już wioski Zubeńsko. Tak jak wiele wiosek w tych okolicach po wojnie jej ludność została wysiedlona a zabudowa zniszczona. Szliśmy początkowo lasem a potem asfaltową uliczką po której przejechał jeden samochód a jego kierowca zapytał nas czy nie spotkaliśmy na trasie jakiegoś niedźwiadka. Trochę nas to przeraziło ale taka jest prawda tych zwierząt jest coraz więcej i w każdej chwili można się na niech natknąć. 
     Długo maszerowaliśmy zanim dotarliśmy do schroniska położonego z dala od cywilizacji nazwanego też Końcem Świata. Położone jest na wysokości 580m na terenie osady Stary Łupków. Nie ma w nim prądu ani wody, a sanitariaty są na zewnątrz, a mimo to jest bardzo popularne i chętnie odwiedzane przez osoby ceniące cisze i piękną przyrodę. Tam też przed wyjazdem do Anglii chętnie przebywał nasz najstarszy syn Tomasz. Odpoczęliśmy tam trochę na miłej pogawędce z turystami tam przebywającymi i chcielibyśmy tam jeszcze dłużej posiedzieć ale zrobiło się już późno a przed nami było jeszcze kilka kilometrów marszu do Nowego Łupkowa gdzie czekał taką mieliśmy nadzieje nasz samochód.
     Nowy Łupków ( do 2011r Łupków) to osada która powstała po wybudowaniu tutaj w 1872 r linii kolejowej. Po wojnie wybudowano tam PGR a od 1968r znajduje się tam zakład karny . W czasie stanu wojennego internowano tam działaczy „ Solidarności”
     Samochód stał tam gdzie postawiliśmy go, przyjemnie było usiąść wygodnie i ruszyć na nocleg bo po tym dniu byliśmy naprawdę bardzo zmęczeni.
Dystans: 25,9 km
↑ 936 m
↓ 965 m
mapa
https://drive.google.com/open?id=13-2IcyHBCaYldcE8JrvsrHXzwyJMq9Yh&usp=sharing

2.06.2019r
Nowy Łupków- Stary Łupków – Siwakowska Dolina – przełęcz Radoszycka –Garb Średni – Dołżyca
     I tak jak poprzedniego dnia pomógł nam gospodarz. Raniutko naszym samochodem zawieźliśmy dziewczyny do Nowego Łupkowa i wróciliśmy do Dołżycy gdzie czekał na nas gospodarz, tam też zostawiliśmy samochód i z panem pojechaliśmy do Łupkowa skąd już wszyscy razem górami wędrowaliśmy do samochodu. 
    Szlak niebieski który prowadził kiedyś Nowym Łupkowem został zmieniony . Musieliśmy więc ,iść kilka kilometrów drogą którą wczoraj wracaliśmy do samochodu do Starego Łupkowa i tam weszliśmy na szlak. Szliśmy wzdłuż torów kolejowych i przy stacji kolejowej zrobiliśmy sobie przerwę. Stacja została oddana do użytku 12 grudnia 1872 roku i jest najdalej wysuniętą stacją na południe Polski. Natomiast w 1874 roku została zakończona budowa tunelu i od tego momentu można było podróżować aż do Budapesztu. Tunel znajduje się 1334 m od stacji ma 416 metrów długości z czego 234 m na terenie Słowacji.
    Nasz szlak prowadził w stronę tunelu ale tuż przed nim na przełęczy Łupkowskiej skręcił w prawo. Szliśmy początkową łąką a potem lasem bardzo zarośniętym terenem, ale ten szlak nie należy do popularnych niewiele ludzi po nim chodzi i jest mało przetarty. My przez trzy dni spotkaliśmy na szlaku tylko czterech młodych mężczyzn Słowaków chyba ze straży przygranicznej. Na Siwakowskiej Dolinie zrobiliśmy sobie następną przerwę . Wyobrażałam sobie, że to będzie jakaś polana niżej położona a to szczyt zalesiony na wysokości 704m .Następna przerwa była na przełęczy Radoszyckiej gdzie przechodziła droga asfaltowa z Polski na Słowację. Była tam spora zatoczka z wiatą gdzie można było odpocząć. Na rowerach dwoje młodych ludzi z Lublina jechało na Słowację pozdrawiając nas. Była tam też tablica informująca, że w tym miejscu rozpoczyna się szlak śladami Józefa Szwejka, który w lipcu 1915 roku podążał tędy na front rosyjski by oddać życie za cesarza i jego rodzinę.
    Nasza trasa dalej prowadziła lasem ale z prześwitami na słowacką stronę, więc mogliśmy obserwować piękne okolice oraz słowackie wioski. Na Garbie Średnim zeszliśmy z niebieskiego szlaku i zielonym już nam znanym doszliśmy do samochodu. 
   Przed nami była jeszcze podróż do domu. 
Dystans: 17,88 km
↑ 505 m
↓ 553 m
mapa
https://drive.google.com/open?id=1kWLcliB3ruCwCTOmpW1kTDEcy9qlLnKq&usp=sharing
21.06.2019r ( VIII) wyprawa
Brzegi Dolne – Dżwiniacz Dolny –Wola Maćkowa –Brańcowa –Jureczkowa

    Trzy dni postanowiliśmy spędzić na pogórzu Dynowskim mieszkając u mnie w Harcie i dojeżdżając na szlak samochodem. W planie mieliśmy zrobić odcinek niebieskiego szlaku z Brzegów Dolnych do Kalwarii Pacławskiej, oczywiście rozbijając to na raty.
     Do Harty przyjechaliśmy w piątkę ( ja Ewa, Halinka, Marysia i Marian) wieczorem dzień wcześniej. Rano już przed siódmą wyruszyliśmy samochodem do małej wioski o nazwie Jureczkowa skąd mieliśmy autobus do Brzeg Dolnych a potem już na piechotkę wracaliśmy do samochodu. Szliśmy najpierw uliczką do wioski Dźwiniacz Dolny obserwując grzbiet Kamiennej Laworty, którą dwa lata wcześniej zdobywaliśmy idąc z Ustrzyk Dolnych. Ale były też tam piękne drewniane domy, które nas zawsze zachwycają , zabytkowa cerkiew wybudowana w 1862 roku
     Dźwiniacz Dolny to mała wioska, której 12 maja 1946r wszystkich mieszkańców wysiedlono w ramach akcji „Wisła”. Pozostały tylko pola i opuszczona cerkiew. Po 1959 roku wioska odbudowała się. Co roku w sierpniu odbywa się tam festyn pod nazwą Święto Chleba gdzie w piecu chlebowym znajdującym się na wolnym powietrzu wypieka się chlebki na liściach chrzanu i kapusty. Zjadła bym kromeczkę takiego chlebka posmarowaną pysznym masełkiem ale niestety myśmy byli tam w czerwcu do festiwalu było jeszcze daleko.
     Niebieski szlak przecina tą wioskę i my nim ruszyliśmy w dalszą trasę, ale wcześnie nad potoczkiem zrobiliśmy sobie przerwę na odpoczynek. Szliśmy lasem i nie była to łatwa wędrówka bo szlak był bardzo zabłocony. Na wysokości 640 m na tzw. Wysokim Dziale weszliśmy na dużą polanę skąd pięknie było widać góry polskie i ukraińskie. Gdzieś w oddali słyszeliśmy odgłosy burzy więc zrobiliśmy sobie tam tylko krótką przerwę i już terenem odkrytym schodziliśmy do szosy, aby potem znowu wspinać się pod następną górę. Na początku szliśmy polaną a potem lasem ścieżką pełną błota. Przy szutrówce znajdującej się w lesie , zrobiliśmy tym razem dłuższą przerwę ponieważ nad nami zaczęły się zbierać czarne chmury a ponieważ od kilku dni straszyli w mediach nawet trąbami powietrznymi uznaliśmy, że to miejsce będzie dla nas najbezpieczniejsze. Chmury poszły sobie gdzieś dalej co nas bardzo ucieszyło więc my lasem po coraz większym błocie ruszyliśmy na górę Brańcową 677r skąd bierze początek rzeka Wiar, a potem jeszcze ok. 7 km do samochodu. 
     Jureczkowa to wioska, której data powstania nie jest znana. Jej ostatnimi właścicielami byli Korwinowie a ich dwór w czasie wojny został rozgrabiony. Przy zejściu do wioski szliśmy ścieżką edukacyjno przyrodniczą, która prowadzi przez pozostałości parku dworskiego. Tak jak wiele wiosek po akcji „Wisła” wieś praktycznie przestała istnieć. Potem osiedliło się tu kilka rodzin przybyłych z Lubelszczyzny. 
      Byliśmy bardzo szczęśliwi gdy dotarliśmy do samochodu bo to błoto na trasie bardzo nas zmęczyło. W drodze na nocleg wstąpiliśmy do karczmy koło Dynowa na posiłek a dokładnie na flaczki, które tam są wyśmienite ale co nas smuci coraz droższe.
    Zrobilismy w tym dniu 20km z dodatkowym obciazeniem jakim było okropne błoto na trasie
mapa
https://drive.google.com/open?id=1UexN2dZtacL8tNx8UxYJpbbPdf0vxmwb&usp=sharing

22.06.2019r
Jureczkowa – Arłamów – Jureczkowa

    Tak jak poprzedniego dnia rano podjechaliśmy do Jureczkowa. Tym razem nie jechaliśmy już nigdzie autobusem tylko od razu ruszyliśmy w trasę oczywiście dalej niebieskim szlakiem. Szliśmy pod górę uliczką dosyć ruchliwą co nas zaczęło bardzo denerwować bo niektórym kierowcom wydawało się, ze są jedynymi użytkownikami dróg. Cale szczęście, że niedaleko małej osady o nazwie Braniów szlak skręcał w bok i kilka kilometrów szliśmy piękną leśną drogą przy której było dużo ambon myśliwskich. Ale nie dziwiliśmy się bo przecież tam dawniej dygnitarze jeździli na polowania na biedną wystraszoną zwierzynę. Końcówka naszej drogi była znów po ruchliwej drodze ale tak prowadził szlak. 
     Arłamów to była mała osada powstała na przełomie XVI i XVII wieku. Po wojnie ludność jej została wysiedlona a opuszczone domy spalone przez UPA. W latach 1970-1990 na terenie po byłej wiosce i sąsiednich miejscowości powstał Ośrodek Wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów. A obecnie na szczycie wzniesienia Wierch znajduje się kompleks hotelowy Arłamów, do którego my skręciliśmy ze szlaku. Obiekty , które tam się znajdują są piękne, nowoczesne, jest tam wiele miejsc do rekreacji baseny, siłownie, stadion, pole golfowe, hala sportowa itp. My chcieliśmy Ewie która była tam pierwszy raz pokazać basen z którego rozpościera się piękny widok na okolice oraz hotele. Zrobiliśmy trochę zdjęć i tą samą trasą ruszyliśmy z powrotem do samochodu.
     W Jureczkowie zatrzymaliśmy się na pięknie pomalowanym przystanku na odpoczynek. Marian poszedł sam do samochodu do którego był jeszcze z kilometr drogi i przyjechał po nas samochodem i całe szczęście bo deszcz zaczął padać a chmury nad nami zrobiły się dosłownie czarne. Mieliśmy szczęście, że na trasie pogoda nam dopisała.
     Zrobilismy 22 kilometry
mapa
https://drive.google.com/open?id=15t95XJgO2bpevwRswPdwzWwTqW1bbddP&usp=sharing

23.06.2019r
Kalwaria Pacławska – Suchy Obycz (618) – Kalwaria Pacławska
     Kalwaria Pacławska to mała osada założona w 1665 roku przez Andrzeja Maksymiliana Fredrę. Na wzgórzu o wysokości 465m znajduje się piękny klasztor franciszkanów w którym znajduje się cudowny obraz Matki Boskiej Kalwaryjskiej, kościół , dzwonnica, dom pielgrzyma . Są tam też kaplice kalwaryjskie 35 murowanych i 7 drewnianych oraz trochę bardzo skromnych domków mieszkalnych.
    Samochód zostawiliśmy przy klasztorze i ruszyliśmy w trasę niebieskim szlakiem w stronę Arłamowa bo tam dzień wcześniej dotarliśmy z Jureczkowa. Szliśmy początkowo wioską a potem terenem odkrytym łąkami które tylko w połowie były wykoszone co utrudniało nam maszerowanie a następnie już do celu naszej wyprawy drogą leśną i cały czas terenem zalesionym. Nie mogliśmy się delektować pięknymi widokami na okolice więc skupiliśmy się na obserwacji kwiatów, których przy ścieżce było mnóstwo a w tym wiele odmian, których na co dzień nie spotykamy.
     W miejscu gdzie niebieski szlak stykał się z żółtym skręciliśmy na ten drugi i w niedługim czasie znaleźliśmy się na najwyższym szczycie Pogórza Przemyskiego o nazwie Suchy Obycz. Szczyt ma wysokość 618 m i jest całkowicie zalesiony. Mieliśmy w planie zrobić tam sobie dłuższy odpoczynek ale to miejsce było takie nieprzyjemne pełno krzewów dodatkowo niedaleko nas usłyszeliśmy trzaski gałęzi przestraszyliśmy się ,że to może być misiek więc jak najszybciej zeszliśmy na niebieski szlak. 
     Odpoczynek zrobiliśmy na niebieskim szlaku a potem ta samą trasa wracaliśmy do samochodu, tylko niedaleko Kalwarii na dużych łąkach lekko skręciliśmy ze szlaku bo zobaczyliśmy altankę położoną na samym czubku odkrytej góry. Tam delektując się cudownymi widokami zrobiliśmy sobie dłuższy odpoczynek.
    W Kalwarii weszliśmy na chwilę do Klasztoru oraz do baru na obiad, a potem już przed nami była tylko podróż samochodem do domu. Marian chciał wracać przed Birczę i Dubiecko ale objazd, który był w Huwnikach był bardzo źle oznaczony i okazało się, że zamiast w Birczy znaleźliśmy się w Przemyślu. Dawno tam nie jeździliśmy w międzyczasie powstało wiele dróg i obwodnic wiec nastawiłam nawigacje w komórce, która doprowadziła nas do domu.
Zrobiliśmy w tym dniu 22km
mapa
https://drive.google.com/open?id=1nG3Yg4N3qmF0c8VrVRMOng2ZEGEc0Mfl&usp=sharing


7.IX. 2019r
( IX) wyprawa
Roztoki Górne- przełęcz pod Roztokami – Rypi Wierch( 1003)– Sinkowa( 995m) – Stryb(1014) – Czerenin(929) – Balnica – Solinka - Roztoki
     Roztoki Górne to maleńka wioska pięknie otoczona górami założona w 1568r.Jej położenie czyni ja dobrą bazą wypadową na wycieczki piesze i rowerowe. W pierwszych dniach kwietnia organizowany jest tam jeden z największych w Polsce cykliczny zlot miłośników astronomii.
     Raniutko z Harty wyruszyliśmy naszym samochodem do Roztok. Wschodzące słonce pojawiło się nam nad mgłą zakrywającą Hartę gdy zjeżdżaliśmy z góry gdzie położony jest nasz domek. Tak cudownego zjawiska jeszcze tam nie widziałam. Nie lubię wcześnie wstawać więc będąc w tych stronach obserwuje zachody słońca a nie wschody. Około godziny 9 zajechaliśmy do Roztok gdzie przy schronisku zostawiliśmy samochód i żółtym szlakiem udaliśmy się na przełęcz Nad Roztokami.
      Przełęcz znajduje się na wysokości 801m n.p.m na granicy polsko – słowackiej. Dawniej stanowiła ważny trakt handlowy pomiędzy Małopolską a Węgrami i nazywano ją bramą ruską. Przecina ją graniczny szlak niebieski, którym my udaliśmy się w dalszą wędrówkę. Naszym celem była Balnica stacja kolejowa kolejki wąskotorowej gdzie zakończyliśmy w poprzedniej wyprawie szlak niebieski. Szlak prowadził cały czas lasem z niewielkimi prześwitami na przepiękne słowackie góry oraz pasmo Hyrlatej którym my parę lat temu wędrowaliśmy.
     Na naszej terasie były dwa tysięczniki : Rypi Wierch i Stryb szczyt należący do Korony Bieszczad oraz dwa troszkę niższe Sinkowa I Czerenin . Za Czereninem natknęliśmy się na słup graniczny bowiem w tym miejscu w latach 1939-1945 zbiegały się granice Słowacji, Węgier i Polski. Słup ten przez wiele lat leżał zapomniany i bardzo zniszczony w krzakach pod szczytem i dopiero w listopadzie 2016 miłośnicy historii postawili go w to miejsce gdzie my go zastaliśmy. Bardzo mnie takie inicjatywy cieszą bo dzięki takim ludziom wielkim pasjonatom my uczymy się historii.
     Przed stacją w Balnicy usłyszeliśmy kolejkę wąskotorową, która tuż przy ścieżce po której wędrowaliśmy powolutku poruszała się po torach, których my nie zauważyliśmy. Pomachaliśmy roześmianym pasażerom i postanowiliśmy wejść na tory i nimi dojść do uliczki prowadzącej do Solinki a następnie do Roztok. I tak też zrobiliśmy. 
     Droga powrotna ok. 8 km znana nam już z powrotu z pasma Hyrlatej prowadziła cały czas lasem. Ale teraz nie była taka urocza jak poprzednio ponieważ nie było pięknych przebarwień. 
     W schronisku o nazwie Cicha Dolina czekał na nas pyszny obiad oraz dwa pokoiki na poddaszu z łazienką i zamykanym na klucz przedpokojem, za co byliśmy bardzo wdzięczni kierownikowi schroniska bo na dole zakwaterowana była duża i głośna grupa turystów. Do nas odgłosy śpiewów i rozmów nie dochodziły wiec mogliśmy odpocząć i przespać spokojnie noc, a byliśmy zmęczeni bo zrobiliśmy 25 km. Jedynym minusem był brak zasięgu i Internetu i bardzo źle się z tym czułam lubię bowiem przed zaśnięciem i tuż po wybudzeniu poczytać trochę w Internecie. 
mapa
https://drive.google.com/open?id=1U4ZW-SFVYyof07fE3xCxWHTISPZ0QqZ1&usp=sharing

8.IX.2019r
Roztoki Górne – przełęcz Nad Roztokami – Okrąglik( 1101) – przełęcz Nad Roztokami – Roztoki Górne
     Po długiej trasie , którą zrobiliśmy poprzedniego dnia w tym dniu spacerek był krótszy. Z Roztok, gdzie zostawiliśmy samochód żółtym szlakiem doszliśmy do przełęczy gdzie skręciliśmy w lewo szlakiem niebieskim prowadzącym na Okrąglik. Poruszaliśmy się ścieżką historyczną „ Szaniec Konfederatów Barskich” liczącą 11 przystanków. Ścieżka została otwarta 6.07.2018 r. dzięki pracy naukowców i fanatyków historii zgrupowanych w stowarzyszeniu „Orły Historii”
     Ścieżka ta ma przypominać turystom o wydarzeniach, które wydarzyły się tam ponad 250 lat temu a więc walkach konfederatów barskich z wojskami rosyjskimi. Na tablicach opisane są tam szczegóły wydarzeń a umocnienia obronne zostały ładnie wyeksponowane.
     Marian, który historią bardo interesuje się czytał z zaciekawieniem wszystkie tablice, a ponieważ trasa była krótka mogliśmy poruszać się jeszcze wolniej niż zwykle poświęcając trochę czasu historii.
     Okrąglik leży tuz przy granicy Słowackiej na wysokości 1101 m n.p.m. a przebiegają przez niego dwa bardzo długie szlaki turystyczne. Pierwszy to najdłuższy a więc Główny Szlak Beskidzki, liczący 519km, który z Marianem zrobiliśmy . Drugi natomiast to ten którym obecnie wędrowaliśmy , niebieski z Grybowa do Rzeszowa liczący 445km. Jest również szczytem należącym do Korony Bieszczad więc zrobiliśmy sobie tam zdjęcia, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w drogę powrotna tą samą trasa.Mgła która towarzyszyła nam w drodze na szczyt zaczęła ustępować więc mogliśmy się delektować pięknymi widokami. 
     W drodze powrotnej do Harty bo tam mieliśmy następny nocleg wstąpiliśmy jeszcze do Cisnej gdzie kupiliśmy Bieszczadzkie Anioły przyczepiane magnezami do lodówki ,oraz zatrzymaliśmy się niedaleko Komańczy gdzie robią i sprzedają owcze sery, których dosyć sporo kupiliśmy.
    Zrobiliśmy w tym dniu ok. 10 km. Następny dzień spędziliśmy na Pogórzu Przemyskim na pięknej wędrówce z Przemyśla do Krasiczyna która została opisana w dziale Odznaka Czterech Pogórzy.
mapa
https://drive.google.com/open?id=1FinhpYpds85NnmfQPB0Wub1O8jQTS27H&usp=sharing
Tworzenie stron internetowych - Kreator stron WW