1)  11.12.2011r  Radomyśl Zbydniów
2)  08.01.2012r  Agatówka -Obojnia - Stalowa Wola
3)  05.02.2012r  Agatówka - Pilchów - Charzewice -Stalowa Wola
4)  24.02.2012r Za Hutą Stalowa Wola
5)  07.04.2013r Branwica - Bąków -Ruda Jastkowska - Stalowa Wola
6)  10.05.2014r Lipa- Janiki- Lipa 




11.12.2011


Powiat stalowowolski (1)- Radomyśl- Zbydniów ;
„Stary San- Szlak 3 jezior”



O godzinie 9.40 w 6 osób odjechaliśmy ze stanowiska nr 5 autobusem PKS na Annopol do Radomyśla nad Sanem w powiecie stalowowolskim. Wysiedliśmy na rynku z zabudową małomiasteczkową otoczonym 38 zabytkowymi domami. Radomyśl jest wsią, która utraciła prawa miejskie w 1935r. i był kiedyś prywatnym miastem niedaleko wideł Wisły i Sanu. Pierwszy raz byliśmy tu z Łazikami w 1992r. i Lidka czytała nam historię z przewodnika.


„Teren Gminy Radomyśl charakteryzuje się znaczną zmiennością krajobrazu. Związane jest to z położeniem na pograniczu trzech mezoregionów. Jakkolwiek dwa są analogiczne do siebie (dolina Wisły i Sanu), tak trzeci odbiega charakterem od pozostałych. Najatrakcyjniejsze są odcinki dolin rzecznych. Uroczy krajobraz tworzą szerokie wstęgi rzeczne z licznymi piaszczystymi łachami, otulone roślinnością łęgową, szachownicą pól uprawnych, łąk, pastwisk zajmujących miejscami dość rozległą trasę zalewową. Wśród otwartych terenów rolniczych samotnie lub niewielkimi grupkami rosną pomnikowych rozmiarów sędziwe wierzby i topole. Często występują tu – naprzedwalu i zawalu - starorzecza i stawy z tak interesującą i malownicza roślinnością jak: lilie wodne, zespół budowlany grążela żółtego, grzebienie białe, którym towarzyszą inne gatunki flory wodnej...”
Radomyśl i cudowny obraz.
Pierwsze kroki skierowaliśmy do Sanktuarium Maryjnego Matki Boskiej Bolesnej i Pocieszenia, który był budowany ze składek wiernych przez 10 lat i został konsekrowany w 2009r. Powierzchnia wynosi 1200m² , wysokość kościoła 15m, dwie wieże wysokie na 28m. Obecnie znajdują się w nim oba obrazy Matki Boskiej Bolesnej i Pocieszenia. We wrześniu 1991r. odbyła się koronacja obrazu Matki Boskiej Bolesnej, wcześniej korona była poświęcona w Rzeszowie 2 czerwca 1991r. przez Ojca Jana Pawła II.
Kult obrazu rozpoczął się w XV wieku i od ponad 450 lat trwa dotąd. Wierni z różnych stron Polski pielgrzymują do Radomyśla. By uczcić koronację obrazu parafianie podjęli decyzję budowy Diecezjalnego Domu Parafialnego. Kamieniem węgielnym była urna z prochami z cmentarza w Katyniu, gdzie zostało zamordowanych 5 rodaków z Radomyśla. Od 1995r. jest w nim prowadzona działalność formacyjno- rekolekcyjna i aktualne informacje można znaleźć na stronie „AUGUSTIANUM”, który powstał 18 grudnia 2008r. jako Diecezjalny Ośrodek Turystyki i Formacji Chrześcijańskiej w Radomyślu nad Sanem. 
Bliżej szosy stoi drewniany kościół parafialny pod wezwaniem Jana Chrzciciela. Jest to czwarty z kolei kościół zbudowany w 1828r w miejscu kolejnego spalonego. W 1984r. został odrestaurowany. W bocznym ołtarzu umieszczony był obraz Matki Boskiej Pocieszenia z początku XVIII wieku. Przedstawia on Matkę Bożą ze Św. Augustynem i jego Matką Moniką, która doznała pociechy po nawróceniu syna. Napis „Kocham miłującego mnie.” Obok kościółka stoi biała murowana dzwonnica z drugiej połowy XIX wieku wyposażona w drewnianą przenośną drabinę, którą przystawia się do trzech zawieszonych tu dzwonów.
Za kościołami, między Górą Podzamcze a Górą Zjawienia ukrytymi w lesie, znajduje się wielka polana. Na niej widziałam uroczystości związane z Turkami. Zwyczaj „Turków Wielkanocnych” pochodzi z czasów wyprawy Króla Jana III Sobieskiego. W drodze na Wiedeń zabrał miejscowych rzemieślników. Po zwycięstwie wrócili ze zdobytymi na Turkach łupami. Dochodząc do domów przebrali się w stroje tureckie (podobne widowisko widziałam też w Wólce Turebskiej), a że było to w czasie Wielkanocy, to w takich strojach stanęli na warcie przy Grobie Chrystusa w kościele. Później te warty powtarzano co roku. W efekcie zrobiło się z tego barwne coroczne widowisko parad przebranych w kolorowe stroje. 
Powróciliśmy na zabytkowy rynek. Sklep był otwarty. Żółty szlak wprowadził nas między oszronione drzewa za domostwami. Ujrzeliśmy niebieską strzałkę wskazującą na Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej na wzgórzu. Jego północne zbocze zajmują wiekowe grobowce. Obecnie zabytkowy cmentarz rzymsko- katolicki powiększył się i rozciąga się u podnóża Góry Zjawienia wokół studni ziemnej od strony wsi. Przy dróżce prowadzącej pod górę na tle omszonych grobowców napis; „Bóg widzi / Czas ucieka / Śmierć ściga / Wieczność czeka.” Z prawej strony murowany krzyż. Postawiono go w 1996r. z napisem „BOHATERSKIM RODAKOM, KTÓRZY W LATACH 1939- 45 ZŁOŻYLI OFIARĘ ŻYCIA ZA WOLNOŚĆ OJCZYZNY.” Młode drzewka zabezpieczone drewnianymi płotkami obok. Jest ich 5 z tabliczkami opisującymi tych co zginęli w Katyniu, na jednym z nich napis; DĄB KATYŃSKI POSADZONY W HOŁDZIE PR. FRANCISZKOWI CHMIELOWIEC, KTÓRY ŻYCIE ZŁOŻYŁ NA OŁTARZU OJCZYZNY W LESIE KATYŃSKIM.” 13 kwietnia 2010r.
W latach 1865- 80 Radomyśl z przyległościami należał do rodziny Horodyńskich. W latach 1916- 1945 do rodziny Götz- Okocimskich. Jak można wyczytać w internecie na stronie Diecezji Sandomierskiej, około 1440r. w miejscu gdzie znajduje się Radomyśl pasterze postawili kapliczkę i umieścili w niej obraz matki Bożej Bolesnej. Obok budowano domy, a z pobliskich miejscowości przychodzili ludzie do kapliczki. W modlitwie do Matki Bożej Bolesnej doznawali pociechy i z rozradowaną myślą odchodzili. Stąd nazwa osady Radomyśl. W 1556r. Jakub Sienieński z żoną Reginą założyli miasteczko Radomyśl w granicach osady. Pierwszy kościół postawiony w 1556r. spalił się w 1669r. W 1625r. Abraham Sienieński sprowadził do Radomyśla księży Augustianów w celu „ rozwinięcia i ożywienia kultu Matki Bożej Bolesnej”, którzy mieli tu swój klasztor i kościół. Po byłym klasztorze zachowała się tylko studnia od strony Sanu. Znane były uzdrawiające właściwości wody z tej studni. Parafia była erygowana w 1614r. Po spaleniu kościoła parafialnego przeniesiono msze do kościoła na Górze Zjawienie zwanej niegdyś „Górą Kowalichy”. W XVII wieku pielgrzymi ofiarowali Matce Bożej Bolesnej srebrną koronę wysadzaną drogimi kamieniami, dwie srebrne sukienki na obraz... Wszystkie wota przekazano później na pomoc Polskiej Armii w walce ze Szwedami. 
Z czasem kościół popadł w ruinę i walący się rozebrano. W 1843r. parafianie prosili księżnę Felicytę Lubomirską z Charzewic o pomoc w odbudowie kościoła pisząc; „Kiedy San wpadał do Wisły na wprost Sandomierza, w miejscu gdzie stoi Radomyśl były wielkie lasy i bagna Puszczy Sandomierskiej i Zaklikowskiej. Tylko gdzieniegdzie były szałasy pasterskie, szczególnie blisko góry porośniętej niebotycznymi sosnami. U stóp tej góry rozciągała się piaszczysta równina z łąkami, na których pasło się bydło z okolicznych wsi. Gdy inni wieczorami palili ognisko i śpiewali pieśni, żona jednego z pasterzy Jana Kowalika zwana Baśką Kowalichą szła na górę i tam modliła się. Inni ludzie też chodzili do kapliczki z obrazem.” W 1850r. staraniem Franciszki Pawłowskiej, przy pomocy księżnej Lubomirskiej Felicji z Charzewic, rozpoczęto wznoszenie murowanego kościoła na Zjawieniu. Ukończono go w 1859r. W końcu XIX wieku dobudowano przybudówkę od strony wschodniej. Na głównym ołtarzu obraz Matki Bożej Bolesnej. Obraz namalowany na desce dębowej o wymiarach 46x 33cm na przełomie XV/ XVIw. Matka Boska jest w pozycji stojącej z wielkim mieczem w sercu. Tłem obrazu jest miejscowy krajobraz, lasek, Wzgórze Zjawienie z kościołem. Napis „Przez Marię osiągamy życie wieczne.” Koronacja odbyła się 15 września 1991r. i od tego czasu coraz więcej pielgrzymów przybywa do Radomyśla z różnych części Polski. Uczestniczą w pieszych i rowerowych pielgrzymkach. Przyjeżdżają autokarami i samochodami. W 1944r. cofające się wojska niemieckie wysadziły kościół. Ocalał tylko obraz, który chronił w czasie wojny wielu ludzi. Dopiero, gdy wyniesiono go z kościoła zadziałały ładunki wybuchowe założone przez Niemców. Nowy kościół na Zjawieniu poświęcono w 1959r. Obecnie jest pięknie odnowiony. Na frontonie figura Matki Boskiej. „Złota Księga Zjawienia w Radomyślu nad Sanem” zawiera dowody cudownych działań obrazu Matki Boskiej Bolesnej. ( www.sanktuariummbbipradomysl.pl ) 
Zeszliśmy ścieżką w kierunku Sanu do studni słynącej kiedyś z cudownej wody. Obok stoi stara kapliczka z cegły, a w niej obraz Matki Bożej. Wzdłuż Sanu po obu stronach wysoki wał przeciwpowodziowy. Mostem przeszliśmy na drugą stronę podziwiając błękitną wodę i wikliny po obu stronach rzeki. Stara droga prowadziła przed wałem w kierunku Skowierzyna, a nowa ruchliwa szosa za wałem. Zdecydowaliśmy się iść wałem, by mieć widoki po obu stronach na łąki, zagajniki, wiekowe wierzby. Niestety od wody wiało mroźnym wiatrem i z ulgą przywitaliśmy starą drogę prowadzącą na południe do Berdechowa wśród rzędu wierzb. Mijaliśmy kałuże pokryte przezroczystym lodem. Weszliśmy do Skowierzyna.

Patelnia i Stary San.
Darowaliśmy sobie pierwszą szutrówkę w lewo ze szlakiem rowerowym i skręciliśmy w ulicę Berdechowską. Weszliśmy w krainę starych wierzb o grubych pniach zakończonych malowniczym zgrubieniem, z którego wyrasta gęstwina cienkich, długich gałęzi. Domy stały wzdłuż asfaltowej drogi zakręcającej łagodnie na zachód. 
Odbiliśmy w lewo i tak doszliśmy do pierwszego z trzech jezior na szlaku Ścieżki Dydaktyczno- Przyrodniczej „Stary San- Szlak 3 jezior” opracowanej przez Forum Mieszkańców Wsi „SANŁĘG” - Lokalną Grupę Działania. (sanleg.pl/asp/pl) Dolinę Starego Sanu wypełnioną wodą podzielono na; Jezioro Berdechów, Zatoka Osoki, Jezioro Szeroka Woda, Jezioro Wysoki Wał. Jest tu też sosnowy Las Formoza pochodzący ze sztucznego nasadzenia. Trasa zaczyna się w Zbydniowie i ma 4km. My szliśmy w przeciwnym kierunku. Zauroczeni błękitem wód Jeziora Berdechów, którego toń pokrywała cienka warstwa lodu, usiedliśmy zmęczeni na ławkach przy brzegu. Słońce mocno świeciło na bezchmurnym niebie. Od zimnego wiatru ochraniały nas z zachodu stare wierzby i topole rosnące wzdłuż drogi, od wschodu wysokie trawy trzcin i krzaki tarniny bliżej zielonego pastwiska. Spotykałam tu pasące się krowy, a na piasku widać było ślady racic przy wodopoju. Czas zatrzymał się w miejscu. Były nawet słynne kiszone ogórki Irenki.

Wyszliśmy poza zabudowania drogą polną porośniętą starymi drzewami. Słońce świeciło w twarz, z tyłu popychał mroźny wiatr. Tablica „Osoka, rybitwa i bąk” znajdowała się na wysokości Zatoki Osoki, na którą patrzyliśmy z góry. Za nią zieleniły się sosenki lasku na tle upraw wikliny i wierzb opałowych za wysokimi trzcinami na przeciwległym bagnistym brzegu.
Jezioro się oddaliło i zastąpiły je krzaki, a z prawej mieliśmy pola zaorane po horyzont. Daleko nad drzewami wystawała wieża kościelna w Zaleszanach. „Patelnia” to pola i nieużytki. Teren odsłonięty łatwo nagrzewa się, gdy świeci słońce latem jest gorąco jak na patelni, a zimą szybko topi się śnieg. Pewnie wieją tu silne wiatry, które spowodowały przewrócenie się tablicy. Tablica „Łoś i bóbr”. Wokół rajgrasowej łąki „dziwnego lasu” i trzech jezior rozciągają się bajora. 
Odbiliśmy w lewo i tak doszliśmy do pierwszego z trzech jezior na szlaku Ścieżki Dydaktyczno- Przyrodniczej „Stary San- Szlak 3 jezior” opracowanej przez Forum Mieszkańców Wsi „SANŁĘG” - Lokalną Grupę Działania. (sanleg.pl/asp/pl) Dolinę Starego Sanu wypełnioną wodą podzielono na; Jezioro Berdechów, Zatoka Osoki, Jezioro Szeroka Woda, Jezioro Wysoki Wał. Jest tu też sosnowy Las Formoza pochodzący ze sztucznego nasadzenia. Trasa zaczyna się w Zbydniowie i ma 4km. My szliśmy w przeciwnym kierunku. Zauroczeni błękitem wód Jeziora Berdechów, którego toń pokrywała cienka warstwa lodu, usiedliśmy zmęczeni na ławkach przy brzegu. Słońce mocno świeciło na bezchmurnym niebie. Od zimnego wiatru ochraniały nas z zachodu stare wierzby i topole rosnące wzdłuż drogi, od wschodu wysokie trawy trzcin i krzaki tarniny bliżej zielonego pastwiska. Spotykałam tu pasące się krowy, a na piasku widać było ślady racic przy wodopoju. Czas zatrzymał się w miejscu. Były nawet słynne kiszone ogórki Irenki.

Wyszliśmy poza zabudowania drogą polną porośniętą starymi drzewami. Słońce świeciło w twarz, z tyłu popychał mroźny wiatr. Tablica „Osoka, rybitwa i bąk” znajdowała się na wysokości Zatoki Osoki, na którą patrzyliśmy z góry. Za nią zieleniły się sosenki lasku na tle upraw wikliny i wierzb opałowych za wysokimi trzcinami na przeciwległym bagnistym brzegu.
Jezioro się oddaliło i zastąpiły je krzaki, a z prawej mieliśmy pola zaorane po horyzont. Daleko nad drzewami wystawała wieża kościelna w Zaleszanach. „Patelnia” to pola i nieużytki. Teren odsłonięty łatwo nagrzewa się, gdy świeci słońce latem jest gorąco jak na patelni, a zimą szybko topi się śnieg. Pewnie wieją tu silne wiatry, które spowodowały przewrócenie się tablicy. Tablica „Łoś i bóbr”. Wokół rajgrasowej łąki „dziwnego lasu” i trzech jezior rozciągają się bajora. 
Wróciliśmy na szlak. „Ptaki ciernistych krzewów” zamieszkują ciepłolubne krzaki z gęstymi gałęziami pokrytymi kolcami takie jak głóg, tarnina, dzika róża.
Nareszcie zadaszenie i czas na odpoczynek. Jest miejsce na ognisko, ale jesteśmy za bardzo zmęczeni. Czesiek by rozpalił... Przed nami niebieska toń wody Jeziora Wysoki Wał. Po przeciwnej stronie wędkarz na pomoście. „Na granicy lasu i lądu” rośnie roślinność szuwarowa, kwitnie wiele kwiatów. Niektóre rośliny są jadalne jak manna, pałka, ale też bywają silnie trujące, jak szalej jadowity, skrzyp bagienny. Trzciniak ptak wielkości wróbla żyje wśród trzcin. Głos jego złożony jest z szeregu głośnych skrzeków, zgrzytów, gwizdów. Dawniej naśladowano go mówiąc szybko ciąg słów; „Oknem dmucha wiatr, zatkaj, zatkaj wlot, wymień stary kit, kit, kit.” Opuszczone gniazda można zobaczyć dopiero zimą, jak są zawieszone na kilku łodygach trzcin. Ptak jest drapieżnikiem. Wypoczęci ruszamy dalej wzdłuż szpaleru wierzb z dziuplami. Na jeziorze wyspa porośnięta trzcinami.
Tymczasem dochodzimy do głównej szosy i tu żegna się z nami Irenka, która dzwoni po męża. Jest godzina 15-ta. Przeszliśmy 9km, a bus będzie za pół godziny. Andrzej z Elą zostają z Irenką. Nasza trójka Halinka, Stasia i Ewa idzie dalej. Zawsze można zadzwonić po Mariana, żeby też przyjechał, a być w Zbydniowie i nie zajrzeć do parku? Pierwszy raz ruiny pałacu pokazał nam Jędruś w 1996r. i dotąd pamiętam wielkie, schody prowadzące łukiem na piętro i sufit grożący zawaleniem. 

Zbydniów i Horodyńscy.
Zbydniów jest wsią w podkarpackim w gminie Zaleszany, przez którą biegnie droga krajowa 77. Przy szosie ujrzeliśmy dużą tablicę z mapą Zbydniowa, oraz krótką historią wsi. Można doczytać w Wikipedii, że nazwa jej pochodzi od imienia Zbigniew. Przez całe wieki wieś leżała bezpośrednio nad Sanem na północnym skraju Puszczy Sandomierskiej. Ludność jej trudniła się rybołówstwem i myślistwem. Od połowy XIV wieku Zbydniów występuje jako ośrodek dóbr królewskich rządząc się prawem niemieckim i posiadając sołtysa. W wyniku karczowania nadrzecznych lasów łęgowych z czasem stawała się typową wsią rolniczą. Zabudowa wsi jest typowa dla średniowiecza typu okolnicy i ma niwowy układ pól. Daniny, dziesięcina oddawane były do XIXw. plebanowi kościoła św. Wita w Gorzycach.
Cała królewszczyzna Zbigniew była oddana przez długi czas w zastaw różnym rodzinom szlacheckim za pożyczki pieniężne zaciągnięte przez skarb królewski. W 1408r. król Władysław Jagiełło, szykujący się do wojny z Krzyżakami, dał w dzierżawę Zbigniew jako zastaw za pożyczkę Krystianowi Ostrowskiemu. Później posiadali ją Firlejowie z Dąbrowicy, też Leszczyńscy z Baranowa Sandomierskiego. Od tych ostatnich w 1607r. dzierżawę przejął średniozamożny szlachcic sandomierski Walenty Czermiński. W drugiej połowie XVII wieku królewszczyzny w starostwie sandomierskim przejęli książęta Lubomirscy, którzy trzymali je przez 120 lat. Po I rozbiorze Polski w 1772r. Zbydniów z królewszczyzną zajęli Austriacy. Pod koniec XVIIIw. wykupił posiadłość Dominik Horodyński, były adiutant Tadeusza Kościuszki. W latach 1798- 1806 Horodyńscy wznieśli dwór istniejący do dziś na wzniosłości. Założyli park romantyczny w typie angielskim z sadzawką. Obok dworu wybudowano oranżerię jako budynek o półkolistym kształcie. Później pełnił on funkcję kaplicy. Działały tu gorzelnia, młyn, cegielnia. Jest dotąd stacja kolejowa. Po wojnie dwór pełnił różne funkcje publiczne (szpital wojskowy, ośrodek zdrowia, porodówka, biblioteka, poczta, mieszkania prywatne) i z czasem popadł w ruinę jeszcze w listopadzie 1998r. Prawowity właściciel po odzyskaniu budynku sprzedał go. Nowy gospodarz powoli doprowadza dwór do dawnej świetności. Na 2012r. w Województwie Podkarpackim przeznaczono 10 mln. zł na ratowanie zabytków i pomoc finansową ich właścicieli przy remoncie. Po drugiej stronie ulicy stoi charakterystyczna kapliczka w pniu drzewa. Prowadzi tędy ścieżka rowerowa.
Przed dworem akurat znajdował się Pan pilnujący obiekt i mogliśmy wejść do środka, by z bliska podziwiać ogrom włożonych prac. W kącie parku zastaliśmy Mogiłę Rodziny Horodyńskich - Tablica IX C. Jak opisano znajdują się tu szczątki rodziny Horodyńskich, służby oraz znajomych przybyłych na ślub Teresy Wańkowiczówny z Iwonem Mierzejewskim w Noc Świętojańską 24 czerwca 1943r.

O Horodyńskich pięknie napisano na stronie internetowej;
http://vantomas.salon24.pl/155643,odwet-horodynskich-zbydniow-ii-wojna-swiatowa-cz-i 
Pozostaje mi tylko ogólnie naszkicować tę wstrząsającą historię. Po zajęciu majątku Lubomirskich w Charzewicach osiadł tam w ich dworze z rodziną Martin Fuldner. Odwiedzał często Horodyńskich, którzy byli bardzo gościnni i życzliwi wszystkim, i spodobała mu się ich stara porcelana. Kiedy nie udało się dostać od nich starego, pięknego serwisu doprowadził do tego, że po śmierci właściciela został właścicielem majątku i tegoż serwisu. Niemcy podjechali pod dwór pierwszy raz w dzień podczas wesela i odjechali. Nowożeńcy po ślubie pojechali do Sandomierza, a goście pozostali. Wieczorem część zasiadła do bridża. O północy podjechali znów Niemcy i reflektorami oświetlili park. Esesmani biegali po pokojach i strzelali. Policzyli zwłoki 13 kobiet, 4 mężczyzn i 2 dzieci. Strzelali na oślep po ścianach, bo brakowało im dwóch. Później Niemcy biesiadowali do rana przy zastawionych stołach. Andrzej i Zbigniew Horodyńscy schowali się na strychu. Obaj bracia zginęli w wieku 19 i 21 lat jako żołnierze AK w Powstaniu Warszawskim 1944r. Są pochowani w Warszawie.

Trzecią bramą wyszłyśmy w kierunku torów. Miałyśmy pociąg po 16-tej. Niedaleko był budynek stacji i prawie godzina czekania. Postanowiłyśmy iść wzdłuż torów w kierunku Turbi. Leśna droga była wygodna i malowniczo wiodła starym lasem. Tam gdzie szosa od Kotowej Woli krzyżuje się z torami stoi murowana kapliczka „ Na pamiątkę nawiedzenia Figury Matki Boskiej Fatimskiej – Zbydniów 13-14.03.2004r.” 

Słońce schowało się za lasem gdy doszłyśmy do kolejnej leśnej drogi prowadzącej do nowego osiedla domków na końcu Zbydniowa. Próbowałyśmy jeszcze pójść ścieżką przez bukowo- dębowy zadajnik i trafiłyśmy na bagienko. Tu zaczynają się źródełka płynące do koryta Starego Sanu. A ścieżka wśród wysokich zeszłorocznych traw i trzcin wprowadziła nas wprost do wodopoju dzikich zwierząt. Widziałyśmy już światła Turbi, ale musiałyśmy zawrócić. Starą drogą w zagajniku wyszłyśmy na nieużytki i ku naszej uciesze okazało się, że tylko 100 metrów dzieli nas od stacji benzynowej. Na niebie różowiły się ostatnie kolory słońca. Zabrakło nam pół godziny dnia, by dotrzeć do stacji kolejowej w Turbi. Pociąg przejechał w dali gwiżdżąc do Stalowej Woli. Było już zupełnie ciemno, gdy wsiadałyśmy do samochodu, którym przyjechał po nas Marian. Dodatkowo przeszłyśmy 5km. Razem było 9+ 5 = 14km marszu.
Halina Rydzyk



08.01.2012
Powiat stalowowolski (2)
Agatówka - Obojna - Zaosie - Ścieżka rowerowa - Stalowa Wola


„Wyjechaliśmy MKS-em 4-ka o godz. 8.54 do Agatówki. Przeszliśmy do końca ścieżki rowerowej o 15-tej; 14km + 2km do Jubilatu= 16km. Zaliczyliśmy po drodze Górę Kowalską 158,6m. Ognisko też było i polowanie. Było nas 7 osób, 8-my Zbyszek dołączył rowerem na ścieżce.” Tak opisaliśmy ogólnie drugi nasz wypad po powiecie stalowowolskim.

Cztery lata kalendarzowe wycieczek na Koronę Gór Świętokrzyskich u boku Marka Juszczyka i innych przewodników PTTK z Oddziału Sandomierskiego nauczyło nas jak wokół wypatrywać śladów historii. Robert Piotrowski zawsze znajdował jakieś ciekawe historie o miejscowościach przez które przejeżdżaliśmy, terenach które odwiedzaliśmy.

Obecne wyzwanie PTTK Rzeszów pod hasłem „Odkrywanie Podkarpacia” i konieczność utworzenia kanonów powiatów, w tym stalowowolskiego, było również powodem rozpoczęcia w ubiegłym roku kalendarzowym przez KTK KOMPAS serii wypraw odkrywczych po powiecie stalowowolskim. Miejsca wydawałoby się znane nam na co dzień, jak się już nieraz przekonaliśmy, mogą być źródłem wielu ciekawych odkryć.


Agatówka.

Mimo, że zapowiadano deszcz, postanowiliśmy wyjechać za miasto, tym bardziej, że przez noc napadało trochę śniegu i zrobiło się jaśniej od jego bieli. Wysiedliśmy na końcowym przystanku 4-ki przy nowej stacji benzynowej w Agatówce, niedaleko końca obwodnicy Rozwadowa. Najnowsze osiedle Kwiatowa Łąka z czerwonymi dachami widać z prawej strony. Z szosy 77 skręciliśmy w lewo asfaltówką w kierunku torów. Nowe ulice z willami przybyły przez ostatnie lata. Nazwy ulic i kolejną numerację domów wprowadzono w Agatówce dopiero od 2005r. . Co kawałek spotyka się w tej okolicy jakieś bajorko lub kanał wypełniony wodą. Miejscowi narzekają na stojącą wodę w piwnicach, podczas dużych opadów. Coraz częściej nowsze domy budowane są już bez piwnic.
Wieś Agatówka swoją historię wiąże z rodem Lubomirskich. Wikipedia podaje, że jako osada została założona w 1785r. przez Agatę Mossakowską herbu Jastrzębiec, pierwszą żonę Franciszka Grzegorza Lubomirskiego z Charzewic. Po okresie 14-letniego pożycia małżeńskiego i urodzeniu 10-ciorga dzieci, z których tylko dwoje dożyło dojrzałego wieku, otrzymała w dożywocie Pilchów wraz z Przyłęgiem i folwarkiem. W 1790r. doszło do separacji małżeńskiej pary i książę Franciszek związał się z Anną Dobrzyńską. Na resztę życia Agata przeniosła się do małego dworku na skraju Puszczy Sandomierskiej. Żyła tam do 1797r. Tam zmarła i została pochowana w podziemiach klasztoru o.o. Kapucynów w Rozwadowie. Pierwsi mieszkańcy osady stanowili jej służbę. Za torami niedaleko skrzyżowaniu dróg w lesie ukryty jest cmentarz z I-szej wojny światowej, na którym są pochowani cywilni zmarli na choroby zakaźne przywleczone przez wojsko. Jest tam też jeden grób z 1939r. Będąc na skrzyżowaniu dróg pod lasem warto spytać miejscowych o ten cmentarz. My poszliśmy drogą polną wzdłuż torów do Obojni. W miejscu, gdzie bierze początek rzeczka płynąca przez Turbię i dalej Zbydniów do Starorzecza, przeszliśmy torami.


Obojna.

Z prawej strony mieliśmy Turbię kolejną wieś przy szosie 77, z lewej zaczynała się Obojna.
Wg Wikipedii Obojna powstała jako przysiółek Turbi w połowie XVI wieku, na brzegu dużych kompleksów leśnych Puszczy Sandomierskiej. W 1578r. jest pierwsza wzmianka w spisie osad należących do parafii w Charzewicach jako wieś królewska. Asfaltowa droga prowadząca do wsi rozdwajała się i jak się później okazało szerokim łukiem obie odnogi szły wokół wsi, by spotkać się na końcu przy malowniczych stawach z pływającymi kaczkami. Zachwyciły nas wierzby mające skręcające się spiralnie gałęzie, a rosnące przy domach i nad sadzawkami. Mostki prowadziły nad strumykami płynącymi przez wieś. Na tablicy informacyjnej mogliśmy więcej wyczytać z jej historii. Spis z 1671r. mówi, że Obojna była własnością Kapituły Sandomierskiej i miała 4 kmieci na jednym łanie i 2 zagrodników z rolą, w sumie 6 rodzin. Gdy w 1757r. powstała parafia w Turbi przeniesiono do niej z Charzewic Obojnę. W 1782r. cesarz Austrii Józef II skonfiskował majątki kościelne w Galicji, w tym też Turbię z Obojną i Wólkę Turebską jako dobra Kapituły Sandomierskiej. W 1789r. odbyła się licytacja we Lwowie i za 38.720 złotych reńskich kupił ją Antoni Krzyształowicz. Odkupił ją Książę Jerzy Roman Lubomirski w 1831r., właściciel Pilchowa, Charzewic, Rozwadowa. Skarb Państwa przejął ją w 1944r. Tablica informacyjna z dokładną mapką została ustawiona w Obojni za zlecenie SANŁĘG w Zaleszanach. W internecie można obejrzeć film prowadzący po ścieżkach rowerowych gminy i znaleźć więcej informacji o trasach;

http://www.sanleg.pl/asp/pl_start.asp?menu=56&strona=1&typ=14

Obojna nie posiada dotąd nazw ulic. Zdzisław Surowaniec na stronie www.nowiny24.pl zwraca uwagę na ciekawostkę w numeracji domów. Otóż domom nadawano numery w kolejności ich powstania, a budowano je w różnych miejscach, raz na początku, raz na końcu wsi. Duże numery są obok małych i nie ma żadnej zasady w numeracji jak dotąd.
Po negocjacjach z Andrzejem, który latem jeździł tu rowerem, ruszyliśmy szutrówką w kierunku lasu zostawiając za sobą wieś. Poranny śnieg zmienił się w uporczywą mżawkę, że musieliśmy nałożyć płaszcze przeciwdeszczowe i wyciągnąć parasole. Na zachód prowadziła nas droga z Agatówki do Kotowej Woli. Wokół nas płaskie łąki i nieużytki. Przy drodze krzaki. Z lewej ogrodzone kolczastymi drutami pastwiska, z sadzawką, na których latem można spotkać konie. W lipcu 2011 odbywała się w Obojna Biesiada Folkloru, w której swój udział miała też Stalowa Wola. W internecie można znaleźć pod tym hasłem obszerne filmy pokazujące tę barwną imprezę, do której dołączyła się stadnina koni w Żabnie. Był barwny korowód konny, wybory najładniejszego konia, konkurs powożenia, i wybór najładniejszego zaprzęgu. Były też występy Regionalnych Kapel i Zespołów.


Zaosie.

Tymczasem pod lasem ujrzeliśmy zielone niedawno wybudowane domki. To powstaje osiedle domków jednorodzinnych „Magnolia”. Obok jeziorka ujrzeliśmy wiatę rowerową na brzegu rozlewiska ciągnącego się do Kotowej Woli. Brała tu swój początek rzeczka Osa wpadająca do Łęgu w Kępie Zaleszańskiej. Odpoczęliśmy próbując wypatrzyć we mgle zabudowań wsi Zaosie. Przed nami było jeziorko otoczone zeszłorocznymi szuwarami.
Obok gajówki weszliśmy asfaltową drogą w las mostkiem nad jednym z dopływów Osy. W pobliskiej zagrodzie szczekał pies, ale wkrótce otoczyła nas cisza. Nadleśnictwo Rozwadów, by zachęcić do spacerów za miastem umieściło w odstępach tablice informacyjne o gospodarce leśnej z ławeczkami, a nawet koszami na śmieci. (Chociaż prawdziwy turysta powinien śmieci zanosić do domu i tam posegregowane wyrzucać do śmietnika, radził Dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego. Śmiecie wyrzucone w lesie ściągają do ścieżek spacerowych zwierzęta leśne, które powinny trzymać się z dala od ludzi.)


Pierwsza spotkana tablica; Gospodarka Leśna. Wcześniej na tej powierzchni były grunty rolnicze, a że jakość ziemi nie zapewniała wysokich plonów, to 80 lat temu leśnicy zainicjowali posadzenie lasu. Ekosystem leśny składa się z sosen, świerków, brzóz, lip, które oczyszczają atmosferę ziemską i dostarczają tlen. Powstał „Krajowy Program Zwiększania Lesistości”, z którego wynika, że w 2020r. las będzie stanowił 30% powierzchni kraju, a w 2050 – 34%, gdy obecnie jest to 28%.

Mapka w Obojni pokazywała, że niedaleko jest Góra Kowalska 158,6m, do której można dojść odbijając wzdłuż polany porośniętej nawłocią kanadyjską. Jesienią pięknie kwitnie na żółto, ale teraz tworzyła brązowe połacie nie do przejścia. Na skraju stała ambona myśliwska, ale nie było chętnych, by wejść na nią. Dopiero druga przecinka była drogą, w którą mogliśmy skręcić. Okazało się, że szliśmy niedaleko rowu wypełnionego ciemną wodą i dopiero tutaj był most, którym bezpiecznie przeszliśmy. Otoczyły nas podmokłe tereny pełne wiotkich drzewek i oczek wodnych. Bezpiecznie dotarliśmy do wyższego gruntu. Tu zaczynał się długi grzbiet Kowalskiej. Zawróciliśmy na wschód wśród dorodnych sosen i świerków. Zza młodych sosenek ujrzeliśmy grupkę samochodów przy asfaltówce prowadzącej z Obojni.
Dalej można było dojść na Górę Turebską 160,7m. Zatrzymaliśmy się przy nowym zadaszeniu wybudowanym dla myśliwych. (Podobno można je wynająć w nadleśnictwie na grupowe imprezy.) W środku paliło się ognisko i pozwolono nam przez chwilę ogrzać się.
Znaleźliśmy się w środku polowania i nagonki. Upewniwszy się, ze idziemy w bezpiecznym kierunku, przyśpieszyliśmy by wyjść z ognia strzału. Wkrótce doszliśmy w pobliże szosy Stalowa Wola- Tarnobrzeg i mogliśmy odpocząć pod zadaszeniem ścieżki rowerowej.
Ścieżka rowerowa Stalowa Wola - Jamnica.

Tą trasą kilka lat temu prowadziły rury w gorącą wodą do kopalni siarki w Jeziórku. Rury zabrano, płyty betonowe z drogi rozebrano i obecnie można wygodnie jeździć rowerem po twardej nawierzchni z szutrówki. Gdzieś za ścianą lasu jechały kolejne samochody. My szliśmy szeroką leśną aleją otoczeni głównie sosnami. Młode samosiejki wyrastały gęsto z wysokiej trawy i mchu. Tu też były tablice informacyjne Leśnictwa Rozwadów.
Przez bramę wejściową na ścieżkę wjechał rowerem Zbyszek. Ewa zmęczona długim marszem poszła z Kaziem szosą do Stalowej Woli. My zrobiliśmy sobie ostatni tego dnia odpoczynek w schronie dojadając resztki kanapek i dopijając herbatę z termosów.

Minęliśmy ruchliwą szosę. Idąc lasem przeszliśmy ulicę prowadzącą do 4-ej bramy HSW. Widać było nowe rondo z Szosą Przyszowską. Mamy już też ronda przy Hucie Stalowa Wola. Leśna droga wzdłuż cmentarza doprowadziła nas do sklepu „Jubilat” przy ulicy Orzeszkowej. Robiło się już ciemno, gdy dochodziliśmy do domów. Styczniowe dni kończą się o 16-tej.

Halina Rydzyk




05.02.2012

Powiat stalowowolski (3)
Agatówka - Pilchów - Stalowa Wola; Sochy - Charzewice – Rozwadów - Centrum.

„W niedzielę 2012.02.05 autobusem MKS nr 4 spod Centrum-4 o godz.8.54 w 3 osoby wyjechałyśmy do Agatówki. Ranna temperatura -16ºC nie zachęcała do wychodzenia z domu. Spod stacji benzynowej w Agatówce poszłyśmy do centrum Pilchowa, gdzie zwiedziłyśmy kościół. Obok sklepu, gniazda bocianiego, przez tory poszłyśmy wzdłuż bagienek do wsi Sochy. Spacerowałyśmy dróżkami parku zwanego Bażanciarnią. Wałem okrążyłyśmy działki. San płynął mimo mrozów. Polami przebiegły sarny. Drogą kasztanową doszłyśmy do bloków po dawnym PGR. Wzdłuż obwodnicy do zabytkowego budynku rafinerii i drugą stroną wróciłyśmy do Parku Dworskiego w Charzewicach. Ścieżką wzdłuż torów do stacji w Rozwadowie. Obok klasztoru doszłyśmy do pomnika, przy cmentarzu, upamiętniającego poległych w II wojnie światowej. Wycieczkę zakończyłyśmy przy rzeźbie Patrioty w Stalowej Woli o godz.14.00. Do Centrum4 przeszłyśmy 14km.”
Ostatnio nocami temperatura spada poniżej -25ºC, a na Mazurach było -30ºC.W nocy spadło 5cm śniegu. Zostawiłyśmy za sobą ruchliwą szosę Nr 77 i obok nowej stacji benzynowej odbiłyśmy w prawo w kierunku Pilchowa. Wiele domów przybyło na Nowym Osiedlu po prawej stronie. Pozostało jeszcze malownicze jeziorko przy dróżce polnej prowadzącej do cegielni przy Rafinerii. Z lewej ujrzałyśmy nową szutrówkę, którą można dojechać do osiedla Kwiatowa Łąka. Nieraz z daleka podziwiałam białą bryłę kościoła. Ewa wspomniała, że gdzieś tu widziała kościół z wielkimi schodami. Mijałyśmy kolejne domy otoczone zadbanymi ogródkami i powoli zbliżałyśmy się do centrum wsi.
Pilchów.


Tablica przy kościele zrobiona na zlecenie „SANŁĘG” informowała nas, że znajdujemy się na „Turystycznej ścieżce rowerowej” –„Kościół parafialny w Pilchowie”.


W 1978r. powstał pierwszy punkt sakralny umiejscowiony w domu prywatnym. Kaplica powstała w 1983r. Projektantem nowego kościoła był inż. Rogoziński z Rzeszowa na zlecenie Komitetu Budowy powołanego w 1985r.. Kościół jest murowany, na wcześniejszych zdjęciach z czerwonej cegły. Od strony Stalowej Woli ma kształt korony. Fundamenty i dach dają świątyni kształt korony wewnątrz pomalowanej na biało- kremowo i wyzłoconej. Brama do kościoła była otwarta, a do niego prowadziły wielkie łukowe schody. Wkrótce znalazłyśmy się wewnątrz na marmurowej posadzce. Kościołowi patronuje Św. Jadwiga Andegaweńska.


Ołtarz nawiązuje do Unii Polski z Litwą, do której doszło dzięki małżeństwu Św. Jadwigi z ówczesnym Wielkim Księciem Litewskim Władysławem Jagiełłą. Obok skromnego ołtarza umieszczono obraz św. Królowej Jadwigi, a pod nim biała rzeźba leżącej królowej jako sarkofag, będący repliką sarkofagu na Wawelu. Stojąca figura Św. Jadwigi znajduje się też na zewnątrz kościoła. Królowa Jadwiga przejeżdżała przez Pilchów w 1387r. Była trzecią najmłodszą córką Króla Węgier i Polski, Ludwika Andegaweńskiego i Elżbiety księżniczki bośniackiej. ... Unikała zbytku, a w czasie postu nosiła włosiennicę.

Przy wyjściu płyta „ Pamięci żołnierzy W.P. z Pilchowa ofiar II Wojny Światowej”.
ppor. Józef Sarna bronił przeprawy na Wiśle pod Tarnobrzegiem 12.IX.1939r., 
szer. Jan Mierzwa poległ w obronie twierdzy Modlin 27.IX.1939r., 
szer. Franciszek Piekarz zginął pod Zgorzelcem 16.IV. 1940r.

Druga umiejscowiona „ W 48 rocznicę powołania Armii Krajowej ppor. Kazimierzowi Moskalowi ( 1915- 1976) ps. „Brzezina”, komendantowi placówki Rozwadów „Wilcze Łyko”.
Za działalność w AK skazany na karę śmierci zamienioną na 15 lat więzienia.”

Minęłyśmy Publiczną Szkołę Podstawową w Pilchowie. Na rozdrożu, gdzie kilka dróg odchodziło w różnych kierunkach, tablica informowała o historii Pilchowa i przedstawiała dokładną mapkę wsi Pilchów z Przyłękiem, a obok trasy rowerowe Gminy Zaleszany.

Pilchów powstał w XI/XII wieku jako wieś na trakcie biegnącym wzdłuż Sanu z Sandomierza na Ruś. Bolesław Chrobry przyłączywszy te tereny do Polan osadził na nich wojów na prawie rycerskim. Prawdopodobnie pierwszym rycerzem był Pilch herbu Nieczuja i od niego nazwa wsi. W 1182r. książę sandomierski Kazimierz Sprawiedliwy ustanowił kapitułę sandomierską, dla której oddawano dziesięcinę... Jan Długosz pisał, że w XV wieku właścicielem Pilchowa i Przyłęku był Piotr Świder herbu Nieczuja... W 1658r. objął je w posiadanie Gabriel Rozwadowski, szlachcic z Podlasia, husarz wojsk Jeremiego Wiśniowieckiego, który ożenił się z Elżbietą Piasecką.
Gabriel Rozwadowski założył w 1690r. miasto Rozwadów za pomocą swojego syna Karola, dworzanina króla Jana III Sobieskiego. W 1723r. odkupił te posiadłości ks. Jerzy Ignacy Lubomirski z Rzeszowa. Dobra były osłabione przemarszem i rabunkiem wojsk.
Poszłyśmy w kierunku bocianiego gniazda mijając sklep. Wśród gałęzi krzaków radośnie ćwierkały wróble jakby już miała być wiosna. Tymczasem mróz ciągle nas mroził i wiał zimny wiatr. W dali widać było most kolejowy na Sanie.
Sochy.

Minęłyśmy tory i droga doprowadziła nas do bagiennej łąki otaczającej Park na Sochach zwany Bażanciarnią. Wzmocniona droga łukiem biegła wzdłuż domostw do centrum Soch. Kiedyś były tu malownicze wierzby, ale spróchniały i rozpadły się ze starości.
Sochy zostały włączone do Stalowej Woli 1 września 1977r. Powstały jako osiedle rolnicze na karczowisku wśród lasu między Sanem, a starorzeczem z inicjatywy księcia Franciszka Lubomirskiego w XVIII wieku. Dostać się można było przez Posanie, bo teren był zabagniony. Przed wojną był to rezerwat przyrody Bażanciarnia, a od 1954r. rezerwat Sochy. Znajdowały się tu stare drzewa, ukryte wśród gęstych zarośli, topoli białej i topoli czarnej żyjące tylko 150 lat. W 1971r. rezerwat został zlikwidowany. Obecnie prowadzi do Soch wiele dróg, w tym asfaltowa obsadzona kasztanami, którą dojeżdża MKS nr 3. Minęłyśmy przystanek autobusowy z pętlą i przeszłyśmy obok kaplicy pw. Matki Bożej Różańcowej. Powstała ze składek wiernych i została poświecona 18.VII.1982r.
Poszłyśmy dalej wśród drzew lasku. Droga leśna wprowadziła nas między gęsty zagajnik pełen młodych drzewek i krzaków. Brak liści umożliwiał wypatrzenie ostatnich stojących wiekowych okazów, ale większość z nich była powalona i leżała przykryta śniegiem, a ich drewno stało się pożywką dla licznych stworzeń przerabiających je na próchnicę. Letnią porą pokrzywa tworzy, łącznie z krzakami okrytymi liśćmi, chaszcze nie do przejścia, będące świetnym schronieniem dla dzikich zwierząt. Sochy szczycą się wyjątkowym mikroklimatem.
Na świeżym śniegu widziałyśmy ślady licznych zwierząt. Spotkaliśmy tu przed laty stadko łani jelenia szlachetnego, a nawet jenota udającego nieżywego. Drogę zagrodziła nam szkółka leśna. Odbiłyśmy w kierunku Sanu i wkrótce szłyśmy wałem. San był zamarznięty tylko na płyciznach. Wzdłuż działek ciągnął się głęboki rów odwadniający. Gdy skręciłyśmy w pola ujrzałyśmy spłoszone sarny w dali. W oślepiającym słońcu śnieg skrzył się odblaskami złota. Na zamglonym horyzoncie widziałyśmy wieżowce w Stalowej Woli, a na ich tle kościół parafialny Matki Bożej Szkaplerznej w Rozwadowie. Rozwadów został dołączony w 1973r. do Stalowej Woli. Wyszłyśmy na asfaltową drogę obrośniętą kasztanami. Prowadziła do bloków po dawnym PGR w Charzewicach dołączonych do Stalowej Woli w 1977r.
Charzewice.

Prawdopodobnie założycielem Charzewic był Zachariasz, rycerz sił zbrojnych pierwszych Piastów w XII wieku... W XVIII wieku Lubomirscy przenieśli swoją siedzibę do Charzewic z Rzeszowa. Żyło tu pięć pokoleń, aż do tragicznej śmierci ks. Jerzego Ignacego Lubomirskiego. W 1945r. został zamordowany przez Urząd Bezpieczeństwa w Tarnobrzegu. Pozostał po nich rozległy park i zabudowania dworskie, które uległy dewastacji w czasie, gdy funkcjonowało tu po nacjonalizacji Państwowe Gospodarstwo Rolne w czasie PRL-u. Jeszcze przed budową obwodnicy hodowano krowy w wielkich oborach. Teraz już nawet nie można spotkać koni, na których można było pojeździć. Zabudowania wyglądają na nieużywane. Obeszłyśmy wzdłuż obwodnicy to torów, by popatrzeć na znak herbowy wysokiej rudery za torami. Pod wiaduktem zawróciłyśmy w kierunku parku. Pobliskie szklarnie otoczył nowy płot z tabliczką informującą, że to teren prywatny. Boczną alejką doszłyśmy do bramki.
Powierzchnia parku to 13,5ha. Został założony w XVIIIw. przez Lubomirskich w stylu romantycznym. Spotkać można stare i rzadkie gatunki drzew i krzewów, często sprowadzone z dalekich krajów. W szklarniach dawniej hodowano owoce południowe. Wiosną kuszą białe zawilce i fiołki kwitnące w cieniu drzew. Obecnie park nabrał przestrzeni, bo wycięto samosiejki i odrosty. Przez co widać stare drzewa i odmuloną rzeczkę idącą środkiem parku z wyspą. Jakieś dzieci ślizgały się na lodzie. Aleja wiekowych dębów prowadziła do górki usypanej z głazów. Na szczycie stoi żelazny krzyż w miejscu drewnianego. U podnóża kilka jakby zapomnianych głazów rozrzuconych w nieładzie. Jest to pamiątka tragicznych wydarzeń, pod nazwą „rzeź galicyjska”
Była to rebelia chłopska skierowana przeciwko dworom szlacheckim, a zainspirowana przez Austriaków. W lutym 1946r. uzbrojone gromady chłopów galicyjskich w okrutny sposób wymordowały prawie 3.000 ziemian i urzędników dworskich. Fala mordów nie dotarła do Charzewic i Rozwadowa. Książę Jerzy Roman Lubomirski kazał usypać z głazów kopiec i zwieńczył go krzyżem, na pamiątkę, że ominęła go ta tragedia i chłopi nie wystąpili przeciwko niemu. Od strony ulicy Lipowej latem odnowiono bramę i płot. Idąc przez park natknęliśmy się na budynek, w którym znajdował się Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych Nr 3 im. Króla Jana III Sobieskiego w Stalowej Woli. Kiedyś była tu szkoła ogrodnicza, która uprawiała warzywa w szklarniach. Bliżej szosy góruje nad okolicą wieża ciśnień. Jest własnością PKP i widać na niej anteny telewizji satelitarnej. Policzki miałyśmy czerwone od mrozu.

Rozwadów.
Ostatnio została wydana książka Józefa Talera „W poszukiwaniu bohaterów.” Można w niej odszukać dawny Rozwadów tętniący życiem. Jeszcze tak niedawno jeździło się do sklepów ulokowanych wokół rynku, by kupić produkty gdzie indziej niedostępne. Wzdłuż torów doszłyśmy do stacji kolejowej PKP. Obok znajdują się budynki mieszkalne. Zajrzałyśmy do jednego. Naprzeciwko zrujnowany dawny hotelik z balkonami tak charakterystycznymi dla piętrowych domków w Rozwadowie. Minęłyśmy Zakład Pielęgnacyjno- Opiekuńczy. Duży budynek z czerwonej cegły z lewej, obok muru klasztornego, to dawny młyn. Może kiedyś ktoś go odkryje i przywróci mu świetność, jak stało się z budynkiem kilkupiętrowym na górce, przy zakładzie produkującym kafle. Od kilku lat jest pięknie odremontowany i można w nim podziwiać wielorakie wzory pieców kaflowych i kolorowych kominków. Ewa pokazała miejsce gdzie był targ. Za torami wyróżniał się nowy pałacyk, który ma być Domem Weselnym. Wspinamy się po schodkach mając z lewej budynki Klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów. Z prawej zostawiamy kładkę nad torami prowadzącą na willowe Osiedle Piaski. Za szosą prowadzącą na Tarnobrzeg przez bramę ozdobną z cegieł wchodzimy na cmentarz. Na końcu cmentarza znajduje się pomnik;
„W hołdzie 90 polskim Patriotom więzionym w Krakowie, Tarnowie, Rzeszowie i Mielcu zamordowanych przez Niemieckiego Okupanta w dniach 19 i 20 październik 1943r. w Rozwadowie i Charzewicach w odwecie za działalność Grup Dywersyjnych AK”.
Po chwili zadumy poszłyśmy ku Centrum Stalowej Woli ulicą Jana Pawła II.

11 września 2011r. odsłonięto rzeźbę Patriota przy rondzie z ulicą KEN. Jej twórcą jest pochodzący z Ulanowa, a mieszkający w USA rzeźbiarz Andrzej Pityński. Wieczorem rzeźba jest pięknie oświetlona i widoczna z daleka. W dzień złoci się w promieniach słonecznych
Tu nasza wycieczka się skończyła. Pod blokiem wróble świergotały radośnie. Słoneczko mocno grzało mimo mrozu -10ºC. Piękna była pogoda na spacer i szkoda, że byłyśmy tylko trzy.
Opisała; Halina Rydzyk


2013.02.24
Za Hutą Stalowa Wola - Puszcza Sandomierska
Powiat Stalowowolski

W lesie było jeszcze sporo śniegu, chociaż temperatura +2ºC. W trzy osoby; Ewa, Halinka i Marian podjechaliśmy o godz.10.00 samochodem pod Ambulatorium HSW.
W miejscu dawnej Bramy IV jest obecnie rondo i nowa droga na południe dochodząca do ulicy Władysława Grabskiego przez dawny teren huty. Szosa jest przedłużeniem tej części ulicy Eugeniusza Kwiatkowskiego, która prowadzi do szosy Bojanowskiej niedaleko Cmentarza Komunalnego w Stalowej Woli. My ruszyliśmy oblodzoną leśną drogą na zachód wzdłuż siatki hucianej. Było tak ślisko, że weszliśmy między drzewa i stąpaliśmy ostrożnie po śniegu i miękkiej ściółce. Na skrzyżowaniu z drogą, na której znajduje się przy szosie Bojanowskiej początek „Ścieżki edukacyjno- Przyrodniczej leśnictwa Burdze i Ciemny Kąt” w Nadleśnictwie Rozwadów, ujrzeliśmy na drzewie znaki szlaków czerwonego i żółtego prowadzące ścieżką pod górę. W ten sposób weszliśmy na szczyt pasma wzgórz prowadzących w kierunku Ciemnego Kąta. Była tu ławeczka i tablica informacyjna pt. „Sztuczne odnowienie lasu.” Obok spory kawałek lasu był ponownie obsadzony młodymi sadzonkami, a my mieliśmy daleki widok nad czubkami drzew za prostokątem nasadzeń pokrytym grubą warstwą białego śniegu.
Dalej szliśmy ścieżką grzbietową, która wiła się między drzewami. Trzeba było uważać na zmrożone kałuże. Marian zauważył, że dużo mniej śniegu jest pod sosnami w porównaniu do bezlistnych brzozowych zagajników. Kolejne edukacyjne przystanki spotykaliśmy na przecince prowadzącej na południe malowniczo między wzgórzami. Ścieżka Przyrodniczo- Edukacyjna składa się z dwóch pętli; mniejsza ok. 1,8km a dłuższa 3km. Żółty szlak poszedł w bok, a znak czerwonego spotykaliśmy dalej mimo, że odeszła też w bok ścieżka małej pętli. Miękki śnieg na drodze, lekko udeptany sprawiał, że lekko i bezpiecznie się szło. W ten sposób doszliśmy do Szosy Przyszowskiej łączącej się na rondzie w środku huty z ulicą Władysława Grabskiego. Jest to nowy skrót z Ozetu przez dawny teren huty do szosy Bojanowskiej.
Powiał zimny wiatr z południa, więc wróciliśmy do lasu i tu spotkaliśmy trenującego starostę stalowowolskiego Roberta Filę wieloletniego zawodnika Międzyszkolnego Klubu Lekkoatletycznego „Sparta” w Stalowej Woli. On postanowił biec dalej szosą, a my skręciliśmy na wschód w pierwszą spotkaną drogę. Tędy nikt nie chodził więc wkrótce głęboki, mokry śnieg powodował, że buty powoli nabierały wilgoci. Nasza droga prowadziła równolegle do szosy, jakieś 200m, więc widzieliśmy za drzewami niebieskie budynki zakładu Thoni Alutec sp. z o.o.. 
Zachwycaliśmy się pięknem naszych sosnowych lasów, z krzakami jagodzin, bogatych w grzyby jesienią. Przy siatce hucianej zawróciliśmy w kierunku Stalowej Woli. Jeszcze między pagórkami w zacisznej kotlince przysiedliśmy, by zjeść kanapki. Tylko ślady kopyt jeleni w głębokim śniegu spotykaliśmy na ścieżkach. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy doszliśmy do drogi uczęszczanej przez spacerujących. W dali mignęło kilka osób, później minął nas kolejny biegacz. Najtrudniej było znów przejść oblodzoną drogą do ronda, ale obyło się bez upadku. Minęła godzina 13-ta. 
W sumie przeszliśmy 5km, ale i tak skarpetki i buty miałam mokre po kostki. Ewa przezornie włożyła woreczki do butów, to pewnie miała suche chociaż skarpetki. 

Halina Rydzyk


07.04.2013r

Branwica - Bąków -Ruda Jastkowska - Jastkowice - Pysznica - Stalowa Wola
"Wyjechaliśmy MKS-em 19 o godz.8,47 do Brandwicy. W 4 osoby przeszliśmy 16km. Widzieliśmy wezbrane rzeki i wracające żurawie,bociany spacerujące po łąkach wsi Bąków i krążące nad działkami pracowniczymi Stalowej Woli. Na wodach Bukowej i Sanu pływały spokojnie wśród zatopionych krzaków parami krzyżówki. Pliszki szybko biegały po rozlewiskach przy chatach w Rudzie Jastkowskiej.
W Jastkowicach przeszliśmy przez Koniec i Orędy zaglądając do ogródków, gdzie żółte pąki krokusów wybijały się z ziemi. Skręciliśmy przed Węgrami na północ w szosę do Podlesia. To już wiosna, chociaż jakiś narciarz jeszcze trenował w lesie pełnym śniegu niedaleko Pysznicy. W mieście stada śmieszek z czarnymi łebkami i długimi srebno-białymi skrzydłami latały między blokami. W Gminie Pysznica znów przybyło nowych domów i osiedli. Szliśmy ulicami Zacisze, Graniczna, Pogodna, Zaonie, Ruda, Ruda Jastkowska, Majdan, Brzozowa.
W domach byliśmy o 14-tej. Wieczorem wiatr rozwiał chmury i nareszcie wyjrzało słońce. 
Halina Rydzyk 



10.05.2014r
Lipa- Janiki- Lipa
Trasa; Lipa Parking Pod Dębami, żółty szlak lipski; Świdle, Pistolecie Bagno,
Góra 188,2m , Janiki, Rybakówka, Staw Witold.
Czerwonym szlakiem do kapliczki i dalej do pomarańczowego.
Pomarańczowym do Lipy.
Przeszliśmy = 16km.
     Było nas 6 osób o godzinie 8.00. Padało, gdy ruszaliśmy żółtym szlakiem w las. Zachwycały drzewa świeżą zielenią. Kwitło bagno białymi kwiatami. Na jagodzinach już zieleniły się jagody.
     Mijaliśmy kolejne górki, by za Pistolecim Bagnem wspiąć się na szczyt 188,2m . Trochę przyśpieszyliśmy, bo na piasku widzieliśmy ślady sarenek i wilka, a ja wcześniej widziałam czarny grzbiet biegnący szybko wśród wysokiej trawy. Przestało padać.
     Za szczytem szlak skręcał w lewo, ale poszliśmy prosto i gdy Ewa ujrzała kładkę na strumieniu, nie było odwrotu. Przeszliśmy przez bramę, pod nieobecność gospodarzy. Żółty szlak odnalazł się. Przy wiekowym dębie z kapliczką stała święta figurka .
     Musiałam zawrócić po zgubioną mapę i później długo doganiałam resztę. Jeszcze zdjęcie na mostku i zapach siarki. Usiadłyśmy przy pierwszym stawie bez wody i podziwiałyśmy piękne chmury pędzone wiatrem po niebie w dwie strony. Słońce przygrzewało. Trzciniaczek śpiewał wśród trzcin.
     Czerwonym szlakiem doszliśmy do szosy Lipa- Goliszowiec. Było tu zadaszenie dla turystów i nowa kapliczka. Dalej w lesie spotkaliśmy pomarańczowy, który ze 2km szedł drogą równoległą do czerwonego a oddaloną o 20 metrów. Dopiero później nasz szlak odbił na północ. Szliśmy drogą porośniętą trawą, by skręcić w prawo na dojazdowej do nasycalni, z której zapach smarów czuć było w powietrzu. Wyłożona jest betonowymi podkładami kolejowymi. Tu spotkaliśmy wędrującego zaskrońca. 
     Słoneczko pięknie świeciło, a białe chmury płynęły po niebie, gdy doszliśmy do Starej Lipy szosą.
     Spotykaliśmy coraz więcej rowerzystów. Kwitły jarzębiny i żarnowiec. Wzdłuż stawów doszliśmy do naszego samochodu.
Halina Rydzyk
Tworzenie stron internetowych - Kreator stron WW