Korona Beskidów Słowackich


Aby zdobyć OKT PTT WKB „Korona Beskidów Słowackich” należy zaliczyć 9 szczytów:
Babia Góra (Beskidy Orawskie) – 1725 m n.p.m.
Minčol (Magura Orawska) – 1394 m n.p.m.
Wielka Racza (Beskidy Kysuckie) – 1236 m n.p.m.
Kremenaros (Góry Bukowskie) – 1221 m n.p.m.
Minčol (Góry Czerchowskie) – 1157 m n.p.m.
Pupov (Góry Kisuckie) – 1096 m n.p.m.
Eliasovka (Ľubovnianska vrchovina) – 1023 m n.p.m.
Busov (Beskid Niski) – 1002 m n.p.m.
Smilniansky vrch (Pogórze Ondawskie) – 749 m n.p.m. 


9.05.2015r
Wysowa Zdrój – Cegiełka – Busov (1002 ) – Niżny Tvarożec – Wyśny Tvarożec - Jawor (723 )-Wysowa Zdrój

     To znów „wina” Zbyszka, że zamiast siedzieć w domu wyruszyliśmy na następną włóczęgę, bo to on wyszukuje, co trochę nowe odznaki a ja nie mogę się tym wyzwaniom oprzeć.
     Wielka Korona Beskidów tak brzmi nazwa odznaki. Dzieli ona się na cztery części, z których my zdecydowaliśmy się zrobić trzy bez ukraińskiej, bo w tamte góry boimy się jeździć. 
     Korona Beskidów Słowackich obejmuje 9 szczytów. My postanowiliśmy zacząć jej zdobywanie od dwóch leżących najbliżej naszego miejsca zamieszkania a więc od: Busov i Smilniansky vrch
     O godzinie piątej rano w szóstkę ja Ewa, Marysia, Ania, Marian i Zbyszek naszym samochodem wyruszyliśmy do Wysowej, skąd rozpoczęliśmy wędrówkę na najwyższy szczyt Beskidu Niskiego Busov. 
     Humory troszkę popsuł nam deszczyk, który zaczął padać. Poubierani w peleryny ruszyliśmy w trasę. Naszym pierwszym celem było dawne turystyczne przejście graniczne gdzie dotarliśmy zielonym szlakiem. Nie było to wielkie wyzwanie, bo szlak prowadził delikatnie w górę najpierw terenem odkrytym a potem lasem. Parę lat temu zdobywając Lackową tą trasę pokonywaliśmy.
     Pod zadaszeniem zrobionym dla turystów zjedliśmy śniadanie, które urozmaiciła nam rozmowa ze słowackimi turystami wędrującymi granicznym szlakiem.
     Zejście do małej wioski o nazwie Cegielka było przeurocze. Szliśmy odkrytym terenem podziwiając małą wioskę o nazwie Cegiełka, do której zmierzaliśmy oraz cudowne góry w tym Busov i Lackową. Dodatkowym urokiem były mgiełki unoszące się znad gór. Zbyszek szedł pierwszy co trochę wypatrując zielonego szlaku. Przed samą wioska trafiliśmy na przeszkodę w postaci ogrodzenia dla bydła, którą pokonaliśmy przechodząc pod drutami.
     Cegielka to mała wioska, o której pierwsze wzmianki pochodzą z 1414 roku. Do 2007 istniało tam turystyczne przejście graniczne. Jej mieszkańcy są wyznania greckokatolickiego. Jest tam cerkiew świętych Kosmy i Damiana wzniesiona w 1816 roku. Bardzo urocze miejsce pięknie położone domki bardzo zadbane czyściutko wokół. 
      W sklepiku podbiliśmy pieczątki i zrobiliśmy drobne zakupy. Zadowoleni ruszyliśmy w dalszą drogę. Ale gdy wyszliśmy troszkę za wioskę zobaczyliśmy murowany bloczek i usłyszeliśmy okrzyk „ Polaki Idą”. I zaczął się koszmar, doleciała do nas gromada zasmarkanych cygańskich dzieciaków domagających się cukierków i wsadzających na siłę ręce do plecaków, toreb. Robiły to w sposób nachalny. Jak usłyszały, że nie ma cukierków to domagały się wręcz, żeby im coś innego dać np. kijki, aparat itp. Bardzo mnie to zdenerwowało, jeszcze czegoś takiego nie widziałam i mimo, ze miałam landrynki w plecaku nie dałam im, bo uważam, że takiego zachowania nie można tolerować i nagradzać. Inna sytuacja była by gdyby grzecznie o cukierki poprosiły. 
     Szliśmy, więc opędzając się od ich natarczywych rąk jak od roju os aż do miejsca gdzie szlak skręcił z uliczki w bok. Dzieciaki widocznie doszły do wniosku, ze nic nie wskórają, więc odpuściły.
     Długo nie mogłam dojść do siebie po tym ataku a byłam najbardziej oblegana, bo szłam na końcu. Nie wyobrażałam sobie ponownego spotkania z nimi, więc postanowiłam z powrotem zejść z góry z jej drugiej strony.
     Szliśmy cały czas pod górkę w gęstym lesie, więc widoków nie było, ale były inne atrakcje. Spotkaliśmy, bowiem na naszej ścieżce dużą ilość przepięknych jaszczurek salamander. Doszło do tego, ze musieliśmy dobrze patrzeć pod nogi, żeby ich nie przydeptać.
     Inną atrakcją był czosnek niedźwiedzi, którego było ogromnie dużo. Były takie miejsca, że całe poszycie lasu zajmowała ta zdrowa roślina. 
      Przerwę na odpoczynek zrobiliśmy sobie w miejscu gdzie znajdował się taki pancerny wagonik. Służy on pewnie za schronienie leśniczym albo drwalom. Dobry w tych stronach, bo banda rozwydrzonych dzieciaków na pewno do jego środka nie dostanie się.
     Odpoczynek był nam potrzebny, bo dalsza nasza trasa prowadziła stromo pod górę. Przed samym szczytem zaczęły się przecinki w lesie i ukazał nam się bardzo ładny widok, tak samo było na wierzchołku góry.
     Szczyt jest pięknie oznaczony, co jest bardzo przyjemne, bo można zrobić sobie zdjęcie potwierdzające wejście na szczyt. Był tam też krzyż, tablice informacyjne.
     Zaciekawieni rozglądaliśmy się na szczycie, obserwowaliśmy okolice, w tym Wysową, którą pięknie było widać.
     Tak jak zaplanowałam po ataku cygańskich dzieci z góry schodziliśmy drugą stroną najpierw ładną ścieżką w lesie a potem wśród łąk, skąd obserwowaliśmy przepiękne widoki. W oddali było widać wioskę tylko my dokładnie nie wiedzieliśmy, jaką, bo szliśmy bez szlaku tak na wyczucie a na mapie widać było dwie wioski znajdujące się miej wiecej w kierunku przez nas obranym. Gdyby szła z nami Halinka bardziej precyzyjnie określiłaby nasze położenie na podstawie odczytu kompasu, który zawsze ma przy sobie. Ja kupiłam sobie kompas chyba rok temu i do tej pory nie nauczyłam się go obsługiwać.
     Na budynku stadionu piłkarskiego była wypisana nazwa miejscowości. Okazało się, ze zeszliśmy do wioski o nazwie Niżny Tvarożec. Ulżyło nam, bo wiedzieliśmy, w którym miejscu znaleźliśmy się. 
     Uliczką asfaltową, na której praktycznie żadnego ruchu nie było szliśmy w kierunku Vysnego Tvarożka, gdzie znaleźliśmy szlak, który doprowadził nas do granicy skąd granicą doszliśmy do znanego nam już dawnego przejścia granicznego a potem do Wysowej. 
    Nasza trasa była urozmaicona, bo musieliśmy pokonywać strumyki, omijać błotka wspinać się pod górkę, ale cały czas towarzyszyły nam bajeczne widoki.
     Późno już było a nas czekała jeszcze jazda do Zdyni gdzie mieliśmy załatwione noclegi, więc nie szukaliśmy restauracji, mimo , że byliśmy głodni tylko udaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy na miejsce noclegu. 
      Marian słabo po ciemku widzi, wiec musiałam wytężyć wzrok, i ostrzegać przed zwierzętami wchodzącymi na ulicę i ludźmi lekceważącymi przepisy i poruszającymi się bez odblasków. Powolutku dojechaliśmy do miejsca, gdzie były noclegi. Dostaliśmy dwa pokoiki i gorący obiadek.
     Przeszliśmy w tym dniu ok 26 km a więc dużo więcej niż planowaliśmy, ale nie żałowaliśmy, bo trasa była przepiękna. Podejść było prawie 1000 m a więc też sporo.
mapa
https://www.google.com/maps/d/edit?mid=zEwaW5V0bOss.kPMPQc0GQXvQ
Ewa


10.05.2015r
Smilno - Smilianskij werch ( 749 m ) – Smilno
Zamek Zborov

    Ten dzień przeznaczyliśmy na zdobycie drugiego szczytu do Korony Beskidów Słowackich o nazwie Smilianskij werch 
     Na szczyt ten nie prowadzi żaden szlak turystyczny, więc musiałam zadać sobie trochę trudu, żeby zebrać jak najwięcej informacji na jego temat. Czytałam opisy internautów ,wydrukowałam mapy. Dzwoniłam też do oddziału PTTK organizującego tą odznakę z zapytaniem, z jakiego miejsca wchodzić na szczyt. Zaopatrzona w te wiadomości i mapy nastawiłam nawigacje na małą wioskę Smilno.
     Samochód zostawiliśmy na małym parkingu przy urzędzie i ruszyliśmy w trasę. Wybrałam ścieżkę, którą mieliśmy iść, ale do końca nie byłam pewna, że to była ta właściwa. Z wrażenia program w komórce zapisujący trasę włączyłam po przejściu ok. 1 km 
     Szliśmy pod górę łąkami podziwiając okolice a potem lasem. Zbyszek wyciągnął kredę i na drzewach rysował znaki, żeby z powrotem trafić na własciwą drogę. 
     Deszczyk zaczął kropić, więc poubieraliśmy peleryny. Blisko szczytu ścieżka się skończyła, musieliśmy przechodzić przez trawy i kolczaste krzewy, które podarły mi nową pelerynkę. Szukaliśmy słupka na którym miała być karteczka włożona przez organizatorów odznaki. I tu jak na wielu innych wyprawach najlepszy okazał się Marian, który pokręcił się trochę i znalazł słupek.
     Po sesji zdjęciowej tą samą drogą zeszliśmy do samochodu. W urzędzie, przy którym zostawiliśmy samochód miała odbyć się jakaś uroczystość, więc poprosiliśmy panią tam pracującą o podbicie nam pieczątek w książeczkach. 
     Jadąc do Smilna z daleka obserwowaliśmy ruiny zamku znajdujące się wysoko na górze, a ponieważ zdobycie szczytu zabrało nam mniej czasu niż spodziewaliśmy się , postanowiliśmy więc jeszcze to miejsce zaliczyć.
     Wyznaczonym żółtym szlakiem turystycznym ruszyliśmy w drogę. Cały czas pod górę w większości po terenie odkrytym wspinaliśmy się, robiąc mnóstwo zdjęć, bo widoki na okolice były cudowne. Wypatrzyliśmy cygańske bloki z ruderami przy nich. Byliśmy szczęśliwi, ze nasz szlak prowadził daleko od nich bo nie chcieliśmy powtórki z Busova.
     Zborov albo inaczej Makovica to zamek zbudowany na początku XIV wieku w celu obrony traktu węgiersko – polskiego. Przez setki lat władały nim na przemian rody słowackie i węgierskie. Dzisiaj zostały tam już tylko bardzo okazałe ruiny, oraz przepiękny widok na pobliskie góry.
Mapa
https://www.google.com/maps/d/edit?mid=zEwaW5V0bOss.k3R5wA2ZtBIU

      Pożegnaliśmy Słowację i ruszyliśmy w powrotną drogę do domu, ale ponieważ w Beskidzie Niskim, przez, który wracaliśmy jest duża ilość cerkwi, więc postanowiliśmy kilka z nich jeszcze zobaczyć. 
Opis cerkwi zamieściłam na stronie „ Szlakiem Cerkwi”
Ewa
Tworzenie stron internetowych - Kreator stron WW