1) 18.09.2011r   Szczytniak
2)  25.09.2011r  Radostowa
3)  18.03.2012r  Kiełki
4)  25.03.2012r  Włochy
5)  27.05.2012r  Altana, Fajna Ryba
6)  1.09. 2013r  Jaźwina
7)  26 - 27.10.2013r  Swięty Krzyż, Gołoborze, Kadzielnia, Wietrznia
8) 12 .04.2014r  Paprocice- Święty Krzyż - Nowa Słupia - Paprocice
9) 7-8.06.2014r  Nocny Rajd Świętego Emeryka
10)  21.06.2014r Pasmo Jeleniowskie szlakiem Edmunda Massalskiego.



18.09.2011r



Góry Świętokrzyskie

Stary Skoszyn- Skoszyńska (451) – Szczytniak (554) – rez. Małe Gołoborze – przełęcz Karczmarka – Podlesie-Stary Skoszyn




Kilku członków „Kompasu” zaliczyło już wszystkie szczyty do Korony Gór Świętokrzyskich. Na uroczystości , która odbyła się na Świętym Krzyżu odebrali odznaki. Nam pozostało jeszcze kilka szczytów do zaliczenia, dlatego postanowiliśmy powoli nadrabiać zaległości i wybrać się w te niezbyt wysokie ale bardzo ciekawe góry ,w których można świetnie zrelaksować się , nasycić się pięknymi widokami, spotkać pamiątki naszej historii.
Celem naszej wyprawy w tym dniu był Szczytniak najwyższy szczyt pasma Jeleniowskiego. Pojechaliśmy w piątkę: ja Marian Stasia Andrzej i Janusz. Ponieważ jechaliśmy swoim samochodem postanowiliśmy tak zaplanować trasę żeby nie wracać tą samą drogą . Zaczęliśmy od małej miejscowości Stary Skoszyn. Zostawiliśmy samochód przy końcu wioski tam bowiem znaleźliśmy czarny szlak który prowadził na szczyt. 

Pasmo Jeleniowskie niemal w całości porośnięte jest lasem jodłowo - bukowym.Występują w nim charakterystyczne dla Gór Świętokrzyskich gołoborza nie tak duże jak w Łysogórach ale również ciekawe.

Szybko bez żadnych przeszkód dotarliśmy na Szczytniak nazwany również Górą Opacza. W 1994r powstał tam Rezerwat Przyrody, który ma na zadanie chronić występujące tam gołoborza oraz fragmenty puszczy jodłowo-bukowej.
Niedaleko znajdował się drugi rezerwat geologiczno-leśny Małe Gołoborze.

Jak to dobrze ,że powstają rezerwaty i nasza piękna przyroda jest chroniona bo gdyby nie to,to może już człowiek i jego działalność zniszczyłyby te cenne miejsca.
Rozłożyliśmy się na trawce na dłuższy odpoczynek . Przyjemnie było posiedzieć w tak uroczym miejscu zjeść śniadanie pooddychać głęboko.
Po dojściu do przełęczy Kaczmarka szutrówką zeszliśmy z pasma Jeleniowskiego w kierunku Podlesia. Po drodze zaciekawiła nas kapliczka z pięknie wyrzeźbioną z drzewa figurką.
Brzegiem lasu oraz wioską Podlesie doszliśmy do samochodu.
Pożegnaliśmy pasmo Jeleniowskie, które nie tylko ma walory przyrodnicze ale również związana jest z nim historia naszego narodu. W czasach powstania styczniowego w tych lasach obozowały oddziały pułkownika Karola Kality , natomiast podczas II wojny światowej kryjówkę miały tam oddziały partyzanckie AK i GL. Przez pewien czas ukrywał się w nich również legendarny dowódca partyzancki AK Jan Piwnik zwany" Ponurym".
Postanowiliśmy w drodze do domu wstąpić do Janowic i zobaczyć dom w którym mieszkał Piwnik. Okazało się , że mieliśmy dużo szczęścia , ponieważ starsza pani która tam mieszka zaprosiła nas do środka. Mogliśmy zobaczyć jak mieszkał Piwnik . Powstala tam Izba Pamięci w której zgromadzono pamiątki rodzinne, oraz przedmioty które używał on w czasie działalności partyzanckiej . Przed domem natomiast postawiono głaz z metalową tablicą podającą krótką jego biografię. 
Ewa




25.09.2011r

Ameliówka- przełom Lubrzanki - Radostowa(451) - przełom Lubrzanki - Wielki Kamień - Klonówka (473) - Wielki Kamień - Przedwiośnie - Ameliówka



Wrzesień w tym roku był wyjątkowo piękny: ciepły i bez opadów.Szkoda było więc nie wykorzystać tego bo przecież to idealna pogoda na wędrówki po górach. Marian zaproponował wyjazd w Góry Świętokrzyskie, kilka telefonów do znajomych i rano 25 naszym samochodem wyruszyliśmy na podbój pasma Masłowskiego i Grzbietu Kraińskiego. Te dwa pasma leżą bardzo blisko siebie więc postanowiliśmy zaliczyć je w jednym dniu. Bardzo dokładnie przeanalizowaliśmy mapę i znaleźliśmy trasę , która pozwalała nam zaliczyć zaplanowane pasma bez konieczności wracania się tą samą trasą do samochodu.
Było nas 6 osób ja Marian, Stasia, Halinka,Andrzej i Janusz. Samochód zostawiliśmy niedaleko hotelu Ameliówka i ścieżkami a nie szlakiem udaliśmy się na Radostową. 
Pierwszą przeszkodą na jaką natrafiliśmy była rzeka Lubrzanka, która w tych okolicach tworzy piękny przełom.Nie było tu mostka, więc musieliśmy przejść przez rzeczkę przeskakując z kamienia na kamień. Nie było to trudne ponieważ ze względu na suszę stan wody w rzeczce był niski.Następnie szliśmy ścieżką w lesie w którym spotkaliśmy rozwalający się domek kempingowy oraz resztki domku na drzewie. Szliśmy cały czas lekko w górę. W miejscu gdzie ścieżka wychodziła z lasu obszczekały nas dwa pieski broniące dostępu do domu znajdującego się w tym miejscu. Teren stawał się coraz piękniejszy , widoki na pobliskie okolice zapierały dech. Nie odbyło się więc bez pamiątkowych zdjęć.

Halinka, która zaopatrzona była w kilka map spoglądała co trochę na nie sprawdzając czy dobrze idziemy, ale przy niej zabłądzić się nie da , więc spokojnie dotarliśmy do najwyższego szczytu Grzbietu Kraińskiego o nazwie Radostowa. Góra ta przez Stefana Żeromskiego , który wychowywał się w tych stronach nazwana była Górą Domową.
Na szczycie przy znaku pomiarowym, który tam się znajduje zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek.
Tam też trafiliśmy na szlak czerwony,którym udaliśmy się w dalszą drogę. Szliśmy cały czas w dół aż do rzeczki Lubrzanki do tej samej którą już pokonywaliśmy. W tym jednak miejscu nie skakaliśmy po kamieniach tylko przeszliśmy na drugi brzeg po nowo wybudowanej kładce. Były tam również tablice informujące o szlakach prowadzących na Klonówkę, Świętą Katarzynę, Ciekoty. Przypomniałam sobie rozmowę z mojej mamy bratem mieszkającym w Kielcach, który wiedząc że wybieramy się w te strony ostrzegał nas ,że możemy się pogubić bo nie ma tam dobrze oznaczonych tras. Nie wiedział bowiem ze szlak został pięknie odnowiony.
idąc dalej za szlakiem musieliśmy ok 800m przejść ulicą czego bardzo nie lubimy ale nie mieliśmy innego wyjścia. Ucieszyliśmy się więc gdy ujrzeliśmy miejsce gdzie szlak skręcał w las na pasmo Masłowskie
Bardzo blisko wejścia Marian zauważył ciekawe drzewo a właściwie to kilka wyrastających tak jakby z jednego korzenia. kilka osób trzeba by było żeby objąć jego obwód. Zatrzymaliśmy się tam na chwilkę podziwiając ten okaz i fotografując go. Następnie szlak prowadził dosyć stromo w górę ale był to krótki odcinek, potem był to już cały czas spacerek lekko w gorę.
Pasmo Masłowskie jest jednym z najbardziej malowniczych pasm Gór Świętokrzyskich. W dużej części jest bezleśne co jest dużym plusem, można bowiem tam podziwiać piękne okolice. Ciekawym punktem tego pasma jest Diabelski Kamień. jest to wielki fragment kwarcowej grani o długości 10m i wysokości 5m. Legenda mówi,że skałę zrzucił tutaj Diabeł, który przelatywał tędy. Chciał on zniszczyć klasztor na Świętym Krzyżu ale nie zrobił tego , ponieważ gdy leciał z kamieniem w pobliskich Mąchocicach zapiał kur i diabeł upuścił kamień w to miejsce.
Nie odbyła się oczywiście bez wspinaczki na Kamień oraz odpoczynku przy nowej wiacie zniszczonej przez wandali. Serce się kraje jak widzi się takie rzeczy, czyjaś praca i pieniążki bo nic nie jest za darmo poszły na marne a turyści w razie deszczu będą pozbawieni schronienia przez jakiś niewyżytych debili.

Na tablicy znajdującej się w tym miejscu przeczytaliśmy co myślał o tych stronach Stefan Żeromski " Cudowne to miejsce - po obu stronach piętrzą się dwie duże góry; Radostowa i Kamień. Szczególnie Kamień jest piękną. Poprzerzynana wąwozami, porosła gęstym lasem brzozowym (.. ). Coraz bardziej kocham to miejsce na naszej polskiej ziemi.'
W stu procentach zgodziliśmy się z tymi słowami, bo ktoś kto kocha przyrodę i jest na jej piękno wrażliwy nie przejdzie obojetnie po tych okolicach. 
W niedalekiej odległości od Kamienia znajduje się najwyższy szczyt tego pasma Klonówka. Jest tam zbudowana solidna metalowa platforma widokowa na którą każdy z nas obowiązkowo musiał wejść i udokumentować to na fotografii.
Do samochodu doszliśmy z drugiej strony od "góry" oglądając po drodze przepiękny hotel z basenem o nazwie " Przedwiośnie"
Cudowne miejsce ale nie dla nas bo nas niestety nie stać na drogie luksusowe hotele . W swoich podróżach zawsze wybieramy te najtańsze miejsca noclegowe, ale to nie znaczy ,że nie możemy pooglądać te luksusowe a nuż może udać się nam kiedyś wygrać w Lotto i będziemy mogli sobie wtedy na taki luksus pozwolić. Pomarzyć zawsze przecież można.
Zostało nam jeszcze chwile czasu , więc postanowiliśmy wstąpić do Ciekot, małej wioski położonej u stóp pasma Masłowskiego. Tutaj swoje dzieciństwo spędził polski prozaik, publicysta, dramaturg Stefan Żeromski. W miejscu gdzie kiedyś stał dworek Żeromskich w 2010r otworzono Centrum Edukacyjne " Szklany Dom'. Są tam dwa budynki- jeden nowoczesny ze szklanymi elementami w którym mieści się sala koncertowa na 150miejsc oraz mniejsze salki , które mają być miejscem spotkań mieszkańców pobliskich miejscowości oraz turystów. Odbywają się tam koncerty , warsztaty, prelekcje filmowe, głośne czytanie utworów Żeromskiego.
Pomysł na zbudowanie szklanego domu wziął się z powieści"Przedwiośnie', w której główny bohater Seweryn Baryka chciał zachęcić swojego syna do powrotu do kraju jego przodków do Polski.Opowiadał mu że w Polsce biedni ludzie żyją w pięknych szklanych domach jasnych i słonecznych. Dla mnie Dom Szklany ,który powstał w Ciekotach powinien mieć więcej elementów szklanych ,żeby to szkło tak symboliczne w powieści rzucało się bardziej w oczy . Brakowało mi tego w tym miejscu.
Natomiast bardzo podobał mi się drugi dom: drewniany dworek. Ma tam mieścić się Izba pamięci pisarza. Przy dworku znajduje się piękny staw, który dodaje temu miejscu dodatkowego uroku. 

Stojąc przy tych dwóch obiektach można podziwiać przepiękne widoki na Radostową i Łysicę. Nic dziwnego więc, że nasz poeta tak pokochał te strony.

Wyprawa nasza dobiegła końca, była bardzo udana. Zobaczyliśmy cudowne miejsca, dotleniliśmy się a przy tym pogoda nam dopisała więc do szczęścia nic nam nie brakowało, no chyba tylko to ,żeby dzień był trochę dłuższy. Moglibyśmy wtedy trochę dłużej posiedzieć w górach ale niestety taki mamy klimat o tej porze roku szybko ciemno się robi ,więc musieliśmy wracać do domu.
Ewa





18.03.2012r


Boskowiny- Rezerwat „Zamczysko” –Słowiec 433m z obozem „Górnika”- Orłowiny- Sędek- Góra Kiełki (Kiełków lub Kieł) 452m- Wojteczki- Góra Zamczysko z ruinami Warowni- Łapigrosz- Widełki- Boskowiny.


W tym dniu Kompas organizował „Topienie Marzanny”. Piękna to tradycja i dobrze, że jest kontynuowana. Mieliśmy w planie w tej imprezie uczestniczyć, ale w ostatniej chwili zmieniliśmy plany. Zrobiła się piękna pogoda, więc postanowiliśmy to wykorzystać i pojechać w GóryŚwiętokrzyskie. Wybraliśmy pasmo Orłowińskie i jego najwyższy szczyt Kiełków.

Pasmo Orłowińskie zbudowane jest z piaskowców i kwarcytów kambryjskich. Jego zachodnia część porośnięta jest lasem na wschodzie jest teren rolniczy. Wchodzi ono w skład Cisowsko- Orłowińskiego Parku kKrajobrazowego.
Wyjechaliśmy o 7 rano ja Marian Halinka Stasia i Andrzej. Samochód zostawiliśmy w wiosce Boskowiny na skraju lasu . Pierwsze ok 200m szliśmy drogą w lesie prowadzącą do wioski Włochy a następnie skręciliśmy w lewo w szeroką dróżkę, którą wywożone jest drzewo z lasu. Na skrzyżowaniu tych dróg znajdowała się tabliczka z napisem „obóz Górnika 2,8km”.Nie bardzo wiedzieliśmy co to za obóz ponieważ na mapach nie ma żadnych informacji o nim..Postanowiliśmy to sprawdzić.
Okazało się ,że jest to miejsce trochę zagubione w lesie gdzie stacjonował Pluton III por. Czesława Łętowskiego „ Górnika’ oddziału partyzanckiego Armii Krajowej „ Wybranieccy” Znajduje się tam obelisk z tablicą pamiątkową i drewniany krzyż z tabliczką, która zachęca wszystkich do modlitwy za poległych dowódców III plutonu por. „Górnika”, plt. „Bogdana” oraz partyzantów „Wichra”, „Pogodę”, „Bibra” oraz rannych „Mazura”,”Nałęcza”,” Czyzia” , Zbyszka I”, którzy oddali życie i zdrowie w walce o wolną niepodległą i suwerenną Ojczyznę. Żeby dojść do tego miejsca musieliśmy zboczyć z drogi ok 0,5 km lekko pod górę . Warto jednak było nałożyć trochę drogi i stanąć w miejscu gdzie obozowali i walczyli nasi rodacy. To jest nasza historia dobrze że o niej nie zapominamy.
Idąc dalej minęliśmy rezerwat Zamczysko. Jest porośnięty mieszanym lasem bukowym z domieszką jodły , jawora, klonu i dębu bezszypułkowego. Przedmiotem ochrony jest tam zbiorowisko roślinne ; żyzna buczyna karpacka. 
Następnym punktem naszej wyprawy to miejsce gdzie kiedyś była wieś Orłowiny. Obecnie jest tam, krzyż oraz tablica z nazwiskami osób które tam mieszkały do 1945r.

W czasie powstania w 1863r mieszkańcy tej wioski pomagali powstańcom, cieszyli się gdy Polska w 1918r odzyskała niepodległość. Na pamiątkę tych wszystkich wydarzeń postawili krzyż. Szukając informacji na temat tej wioski znalazłam piękne słowa dotyczące krzyża, które bardzo mnie wzruszyły.”Stanął pośrodku wsi z wyrytą datą 1918. To obok niego tętniły życiem Orłowiny, przetaczały się wojenne zawieruchy. Aż przyszedł czas gdy zapadła głucha cisza. Ludzie opuścili swoje siedliska. Las zarósł dawne domostwa. Pozostał tylko on, drewniany krzyż wśród wysokich drzew. Niemy świadek dawnych burzliwych dziejów. ”

Krzyż postawił Antoni Augustowski, najznamienitszy gospodarz Orłowin. Od niedawna w miejscu starego krzyża , który był już bardzo zniszczony stoi nowy . To zasługa wnuczka Antoniego Mirosława. Stary krzyż znajduje się w budynku dawnej szkoły w Sęku gdzie będzie izba pamięci.

Wieś ta miała swojego bohatera to Antoni Małek dyrektor i nauczyciel wszystkich przedmiotów małej szkoły którą za własne pieniądze wybudowali mieszkańcy Orłowin. W 1939 poszedł bronić polskich granic i już do wioski nie wrócił ,został zamordowany w Katyniu.

Podczas okupacji we wsi i w okolicy powstawały zalążki konspiracji, Związku Walki Zbrojnej ,pierwsze drużyny Batalionów Chłopskich. Było tam gdzie się zatrzymać, ukryć ponieważ wioska schowana była w lesie. Pod koniec wojny przez te tereny przechodził front , wszystko zostało doszczętnie zniszczone a mieszkańcy przesiedleni na teren gminy Wojciechowice. Pozostał tylko krzyż, który był bardzo ważnym miejscem dla ludzi tam mieszkających . pod nim bowiem modlił się bohaterski nauczyciel wyruszając na wojnę , partyzanci proszący Boga o pomoc i wsparcie, oraz mieszkańcy tej małej wioski . Młodzi gdy szli do ślubu przynosili pod niego kwiaty, tu też przystawali wyruszając w świat. Pod krzyż ten dzisiaj przyjeżdżają dzieci i wnuki dawnych mieszkańców to dla nich taka mała ojczyzna , zamknięta historia tej miejscowości.

Często w swoich wędrówkach spotykamy ukryte niszczejące krzyże , kapliczki .Wszystkie wiążą się z jakimiś wydarzeniami , historią, ale bardzo często nikt już nie pamięta kto je postawił i dlaczego a szkoda bo wiąże się to często z bardzo ciekawymi wydarzeniami o których powinno się pamiętać.
Zadumaliśmy się trochę stojąc pod tym krzyżem ale trzeba było ruszać dalej w drogę. We wsi Sędek weszliśmy na niebieski szlak, który zaprowadził nas na najwyższy szczyt tego pasma Kiełków. Na szczycie nie było tabliczki, więc tylko domyślaliśmy się w którym miejscu on jest bo wyszukaliśmy takie najwyżej położone. Idąc dalej szlakiem niebieskim lekko w dół spotkaliśmy miejsca( Wojteczki) gdzie małe rozlewiska były pokryte lodem. Zaskoczyło nas to trochę bo zapomnieliśmy już o zimie. 
Ostatnim wzniesieniem na tej wyprawie była góra Zamczysko, która tworzy wydłużony ponad dwukilometrowy grzbiet. Widać było tam pozostałości murów, a więc musiał tam być kiedyś jakiś obiekt obronny. Wokół tego miejsca krążą legendy o zamku i podziemiach zaopatrzonych w żelazne drzwi.

Niebieski szlak doprowadził nas do wioski Widełki. Trafiliśmy do sklepu w którym przybiliśmy pieczątki, zrobili zakupy. Marian nie zatrzymał się tam z nami tylko drogą prowadzącą lasem poszedł do Boskowin po samochód. Myśmy też po zakupach i odpoczynku ruszyli za Marianem. Uszliśmy może z półtora kilometra gdy zobaczyliśmy nasz samochód . Dzięki Marianowi skróciliśmy sobie trochę drogi. Halinka zauważyła, że jedno światło w naszym samochodzie nie działało okazało się że się spaliła żarówka. Kupiliśmy żarówkę w drodze do domu na najbliżej stacji benzynowej.
Ewa


25.03.2012r 
Widełki - Włochy(429) - Rezerwat Cisy - Obozowisko AK " Barabasza" - Września - Ostra - Czerwona Woda - Włochy - Widełki

     Mineło parę dni, a my znowu odwiedziliśmy Gory Świętokrzyskie. Zachęciła nas do tego całkiem niezła pogoda jak na tą porę roku. Swoją wędrówkę rozpoczeliśmy z miejsca gdzie tydzień temu zeszlismy ze szlaku a więc z wioski Widełki, gdzie pod znajomym już sklepem zostawilismy samochód.
    Do naszej z poprzedniej wyprawy ekipy dołączyli teraz Ania i Marek. Zaopatrzeni w jedzenie i picie oraz aparaty fotograficzne wyruszyliśmy niebieskim szlakiem w kierunku najwyzszego szczyru pasma Cisowskiego o nazwie Włochy.
     Pasmo Cichowskie wchodzi w skład Cisowsko- Orłowińskiego Parku Krajobrazowego. Park ten został utworzony w 1988r. Jego powierzchnia wynosi 20706 ha. Dominuje tam sosna i jodła ale są i tam lasy mieszane wyżynne, bory ,buczyna karpacka. Znajdują się tam też zespoły roslinnosci torfowiskowej chronione w rezerwatach Białe Ługi i Słopiec. Są to np. cisy i jałowce o okazałych rozmiarach, wychodnie skalne : próg piaskowcowy w Kozielu, rumowisko skalne w Niwach.
     Początkowo szlak prowadził przez pola cały czas pod górę. Mogliśmy więc podziwiać wioskę Widełki.W las weszlismy prawie na szczycie góry. Po pewnym czasie ujrzelismy drewniany krzyż. Halinka, która była tu z Kompasem poznała to miejsce. Niedaleko za nim rozposcierał się piękny widok na wioskę Cisy w której znajdują się okazałe Cisy pomniki przyrody. W pierwszej wersji mielismy w planie zejść do wioski ale analizując dokładnie trasę jaką mielismy pokonać stwierdziliśmy , ze bedzie to za dużo jak na jeden dzień. Postanowiliśmy w drodze powrotnej do domu podjechać tam samochodem.
Przez jakiś czas szliśmy górą Włochy nie wiedząc gdzie jest jej najwyższy punkt . Góra ta tworzy bowiem taką rozległą kopułę bez wyraźnego szczytu. Przerwę na śniadanie zrobiliśmy w rezerwacie Cisów . Powstał on w 1979r. a jego powierzchnia to 40,58 ha. Przedmiotem ochrony jest tam fragment naturalnego lasu mieszanego o charakterze pierwotnym. Drzewostan stanowią tam piękne jodły, buki i dęby mające ponad 150 lat
Wędrując dalej ujrzeliśmy obelisk z tabliczkami z których dowiedzieliśmy się ,że w lasach tych w latach 1863-1864 stacjonowały oddziały Gen. Mariana Langiewicza, Płk. Dionizego Czachowskiego, Gen. Józefa Hauke Bosaka, Płk. Karola Kality Rębajły, a w latach 1943-1945 oddziały Armii Krajowej” Wybranieccy” pod dowództwem „Barabasza” Znajdują się też tam tablice które w skrócie informują przechodniów o tych wydarzeniach. Tablice ustawione są w wielu miejscach , ponieważ utworzona tam została ścieszka przyrodniczo – historyczna. Nigdy nie myślałam, że Góry Świętokrzyskie kryją tyle tajemnic są świadkiem tak wielu wydarzeń historycznych. Miło jest wędrując po tych przepięknych terenach podziwiać piękną przyrodę, oddychać cudownym powietrzem i doszkalać się bo jest to dla nas najlepsza lekcja historii. 
Idąc dalej trafiliśmy na pomnik przyrody Rumowisko Skalne . Są to bloki skalne piaskowców kwarcytowych dolnego dewonu o wys. do 1,5m. Rumowisko było trochę zarośnięte więc nie było co specjalnie podziwiać ale dla nas są to dodatkowe punkty do książeczki przyrodnika, więc miło nam spotykać na trasie takie miejsca.
Niebieski szlak , którym wędrowaliśmy prowadzi do Daleszyc , natomiast my musieliśmy zejść z niego i drużkami leśnymi wrócić do Widełek. Od pewnego czasu zastanawialiśmy się w którą ścieżkę skręcić bo spotykaliśmy ich kilka ale wybraliśmy taką ,która na mapie była zaznaczona . Zaplanowaliśmy sobie przerwę na posiłek przy jeziorku . Jakież było nasze zdziwienie gdy w jeziorku wody nie było a teren wokół był zakurzony. Byliśmy studzeni i głodni wiec w niezbyt przyjemnym otoczeniu posililiśmy się i ruszyliśmy dalej. 
Halinka jak to często bywa u niej postanowiła przejąć trochę energii od drzewek a ponieważ droga przed nami była jeszcze długa więc warto było. Niedaleko jeziorka a raczej jego pozostałości natknęliśmy się na fundamenty jakiejś budowli. Do tej pory zastanawiamy się co tam kiedyś było bo nie wyglądało to na zwykły dom mieszkalny. Próbowałam znaleźć jakieś informacje na ten temat w Internecie ale nic z tego. Myślę ,że miejscowi ludzie coś na ten temat mogliby powiedzieć, może kiedyś nadarzy się taka okazja że będziemy w tych stronach i popytamy.

Dalsza nasza droga była niezgodna z naszymi pierwotnymi planami, a stało się tak bo po prostu pobłądziliśmy. W ostatnim czasie w tych lasach prowadzona jest bowiem dosyć intensywna wycinka drzew , powstało dużo nowych drużek służących do wywożenia drzew z lasu i to nas po prostu zmyliło. Weszliśmy nie na tą ścieżkę na która powinniśmy wejść . ścieżka było spora ale po jakimś czasie w lesie po prostu skończyła się. Halince od razu nie pasował kierunek ale szła za nami W momencie kiedy już wszyscy byliśmy świadomi tego ze idziemy nie tak jak trzeba za daleko jednak było na powrót postanowiliśmy wobec tego iść dalej lasem. Po jakimś czasie stwierdziliśmy że jesteśmy z powrotem na górze Włochy. Ostatni odcinek trasy przeszliśmy więc tą samą drogą i to był jedyny minus naszego błądzenia bo jeżeli chodzi o kilometry to nic nie nadrobiliśmy.

Samochód czekał na nas pod sklepem. W planie mieliśmy jeszcze zaliczyć wioskę Cisy ale dosyć późno już było więc postanowiliśmy to odłożyć na inny termin .
Ewa.




27.05.2012r


1)Suchedniów, Skarżysko- Kamienna, Końskie

2) Ciechosłowice – Altana (408m)-Ciechosłowice

3)Góry Suche – Fajna Ryba(347m) – Góry Suche

Zupełnie nieoczekiwanie okazało się, że mam wolną niedzielę co zdarza mi się bardzo rzadko w maju i czerwcu . Postanowiliśmy więc to wykorzystać i wyjechać w Góry Świętokrzyskie . Było nas 3 osoby ja Stasia i Marian. Tym razem zrobiliśmy sobie taką objazdówkę chcieliśmy bowiem zaliczyć zaległe szczyty do KGŚ i parę miejsc do odznaki” Miłośnik Puszczy Świętokrzyskiej”. Odznaka ta została ustanowiona przez Zarząd Oddziału Miejskiego PTTK w Skarżysku- Kamiennej a jej celem jest popularyzacja walorów przyrodniczych oraz turystyczno krajoznawczych Puszczy Świętokrzyskiej. Odznaka jest trzystopniowa brązowa , srebrna i złota a obejmuje takie punkty jak: parki krajobrazowe, rezerwaty przyrody, muzea, miejsca pamięci narodowej, miejscowości, przebyte szlaki, Świętokrzyski Park Narodowy. Przeczytałam w Internecie regulamin odznaki i stwierdziłam, że my w swoich wędrówkach po Górach Świętokrzyskich wiele z tych punktów zaliczyliśmy i że niewiele nam brakuje do uzyskania wszystkich trzech stopni odznaki.. Postanowiłam zrobić odpowiednią dokumentację i brakujące miejsca uzupełniać. I stąd ta nasza objazdówka. W tym dniu mieliśmy zaliczyć trzy miasta ,kilka muzeów oraz dwa szczyty do Korony Gór Świętokrzyskich: Altanę i Fajną Rybę. 

Zaczęliśmy od Bodzentyna gdzie zatrzymaliśmy się tylko na chwilę ,żeby zrobić parę zdjęć Stasi. Byliśmy kiedyś z Kompasem w tej miejscowości ale okazało się ,że Stasia nie zrobiła tam sobie żadnego zdjęcia więc teraz to nadrobiliśmy.
W miejscowości Michniów wstąpiliśmy do Muzeum Martyrologii Wsi Polskich. Idea zorganizowania tego muzeum powstała jesienią 1979r.w czasie narady Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich. Wybór padł na tą miejscowość ponieważ w lipcu 1943r została ona spacyfikowana przez niemieckie oddziały partyzanckie. Wymordowano tam 203 osoby. Był to odwet za pomoc udzielaną przez mieszkańców tej wioski oddziałom partyzanckim.
Następny przystanek to Suchedniów, miasto położone w północnej części województwa świętokrzyskiego. Ciekawe miejsca, które warto w nim zobaczyć to: cmentarz z 1830r, szereg domków urzędniczych, stacja PKP, obeliski( miejsca pamięci z okresu II wojny światowej), kapliczka z okresu powstania styczniowego.
W Skarżysku- Kamiennej oprócz zwiedzania miasta zaliczyliśmy również Muzeum Orła Białego. Zostało ono założone w 1969ri jest jedną z największych kolekcji militariów w Polsce. Znajdują się tam miedzy innymi: transportery opancerzone, czołgi, działa pancerne, wyrzutnie rakiet, samoloty i śmigłowce, działa polowe i moździerzowe ,kuter torpedowy, radziecki samolot transportowy. Eksponaty zrobiły na nas wrażenie a zwłaszcza samolot do którego mogliśmy wejść do środka. Był to samolot do przewozu skoczków spadochronowych widywany często na filmach wojennych, fajnie było zobaczyć go od środka .

Zwiedzanie miast i muzeów troszkę nas znużyło dlatego z przyjemnością przystąpiliśmy do następnego punktu naszej wyprawy a mianowicie do wejścia na najwyższy szczyt Wzgórz Niekłańsko-Bliżyńskich Altany. Ponieważ Marian i Stasia już na tym szczycie byli z Kompasem postanowiłam wejść na niego najkrótszą drogą i inną od tej którą oni już szli. Weszliśmy na niego ścieżką rowerową od miejscowości Ciechosłowice. Droga nie była długa więc szybko znaleźliśmy się przy wieży która znajduje się na szczycie . Niedaleko tego miejsca spotkaliśmy maleńkie przepióreczki , które z piskiem uciekały przed nami kryjąc się pod listkami. Nigdy czegoś takiego nie widziałam , wydawało mi się że te stworzonka żyją tylko gdzieś na łąkach w trawach a tu okazało się że są też w górach.
Nie nacieszyliśmy się długo przyrodą bo czas naglił a przed nami było zwiedzanie miasta Końskie. Jest to ośrodek przemysłowy i handlowy a z ciekawych miejsc które tam znajdują się to ; zespół parkowo-pałacowy, późnogotycka Kolegiata Św. Mikołaja, cmentarz z nagrobkami z XVIII i XIX w, rynek. Bardo podobała nam się ta miejscowość. Chcieliśmy zwiedzić tam też Izbę Pamięci i Tradycji Ziemi Koneckiej. Adres wyszukany przeze mnie w Internecie okazał się nieaktualny, ponieważ przed paroma laty w budynek w którym ta Izba znajdowała się wjechała ciężarówka i został rozebrany a eksponaty przyniesione do innej siedziby. Nikt a pytaliśmy wielu osób nie potrafił wskazać nam miejsca gdzie ta Izba Pamięci została przeniesiona, więc opuściliśmy Końskie i udaliśmy się na pasmo Przedborsko – Małogoskie i jego najwyższy szczyt Fajną Rybę.
Dojechać tam to nie taka prosta sprawa. Szczyt ten należy do Korony Gór Świętokrzyskich ale na żadnej mapie z tego rejonu go nie ma. W Internecie znalazłam informację ,że jest to najwyższe wzniesienie województwa łódzkiego .W czasie II wojny było tam szereg umocnień niemieckich mających stawić czoło nacierającej Armii Czerwonej. Dobrze, że Halinka pożyczyła nam mapę topograficzną na której ten szczyt był zaznaczony.
Wejście na szczyt zaczęliśmy od wioski Suche Góry. Szlakiem zielonym weszliśmy na wierzchołek tego wzniesienia. Halinka przed wyprawą powiedziała nam, że znajduje się tam tabliczka z narysowaną rybą więc zaczęliśmy jej poszukiwania. Skręciliśmy najpierw w prawo idąc kawał drogi aż do obniżenia terenu ale widzieliśmy tylko mnóstwo mrówek a żadnej tabliczki nie zauważyliśmy, potem dosyć daleko zaszliśmy w lewo i z takim samym rezultatem. Na ładnej polance z której rozpościerał się piękny widok na okolice zadzwoniliśmy do Halinki żeby uzyskać dodatkowe informacje dotyczące szukanej przez nas tabliczki . Po rozmowie z naszą koleżanką doszliśmy do wniosku ze może ktoś ją zerwał. Nie szukaliśmy więc jej już więcej. Fajną Rybę zaliczyliśmy . Do Korony Gór Świętokrzyskich został nam więc do zaliczenia już tylko jeden szczyt. Myślę ,że w tym roku uda nam się gozdobyć.
Ewa



1.IX.2013r
Dębno - Rudy - Drogowle -Streczyna - Jaźwina - Drogowle - Rudy - Debno 
      Jaźwina to najwyższy szczyt Pasma Ociesęckiego o wysokości 361m. Jest szczytem należącym do Korony Gór Świętokrzyskich i ostatnim szczytem zdobytym przez nas do tej Korony.
     Na wyprawę pojechaliśmy w piątkę ja ,Halinka ,Marian, Andrzej i jego koleżanka z pracy Sylwia, tym razem Andrzeja niedawno kupionym samochodem. Trasę zaplanowała Halinka która ma dobrą orientacje w terenie i potrafi wspaniale prowadzić.
     Plan zakładał przyjazd do Rakowa i z tej miejscowości żółtym szlakiem przejście na Jaźwinę. Niestety pogoda pokrzyżowała nam plany ponieważ rozpadało się. Byliśmy źli bo od miesiąca prawie deszczu nie było a tu na złość jak wyjechaliśmy w góry zaczęło padać. Halinka zaproponowała skrócić trasę podjechać do Dębna i jeżeli deszcz przestanie padać albo będzie niewielki to z tego miejsca ruszyć na trasę. Tak tez się stało gdy dojechaliśmy do celu deszczyk prawie przestał padać tak lekko mżył. 
     Dębno to miejscowość , która dawno temu miała prawa miejskie chociaż miastem nigdy nie była. Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z XVI w. Była to własność Sienieńskich i to jeden z przedstawicieli tego rodu Jan Sienienski założył tu miasto. Niestety miejscowość ta rozwijała się bardzo wolno nie wytrzymała konkurencji bliskiego sąsiada Rakowa .Jej mieszkańcy słynęli z produkcji sit i przetaków, które sprzedawali po okolicznych jarmarkach.
     Obecnie Dębno ma 80 mieszkańców. Większość zabudowań znajduje się tu wokół olbrzymiego kwadratowego placu (rynku) porośniętego trawą, na którym stoi murowana kaplica postawiona tam w XVIIIw. Patronką kaplicy i wioski jest św. Tekla ,której figurka tam się znajduje. Z figurka tą związana jest ciekawa legenda ,która mówi ,ze mieszkańcy Dębna nie mając żadnych patronów ,odpustów pozazdrościli sąsiadom z Rakowa i ukradli im figurkę świętej. Szybko jednak Rakowianie odebrali im swoją własność, ale św. Tekli żal się zrobiło mieszkańców Dębna i figurka sama z powrotem do nich powędrowała.
     Poubierani w peleryny wyszliśmy z samochodu ,który zaparkowaliśmy koło kapliczki. Zrobiliśmy parę zdjęć ryneczku i ruszyliśmy żółtym szlakiem w trasę. Szlak prowadził laskiem polną drogą a następnie asfaltową aż do miejscowości Drogowle. Znajduje się tam kościół którego budowa rozpoczęła się w 1633r.Przez wiele lat służył on katolikom z Rakowa i Dębna. Jest on ładnie odremontowany dzięki mieszkańcom Drogowli ,którzy zarabiali na ten cel sprzedając drzewo . Ciekawostką jest to ,że mieszkańcy sami na mszy zbierają pieniążki i nie oddają je do parafii tylko wpłacają na założone przez siebie kościelne konto. Znajdują się tam również ruiny dużego folwarku z młynem.
     Przez tą miejscowość przepływa rzeka Czarna którą musieliśmy przejść po bardzo starym moście z dziurami i spróchniałymi deskami. Całe szczęście ,że mostek wytrzymał pod naszym ciężarem i cali stanęliśmy na drugim brzegu rzeki. Tak bowiem prowadził nas szlak. Szliśmy dalej cudownym lasem z przepięknym mchem Mnie zachwycały jałowce których było przy szlaku bardzo dużo. 
     Na Streczynie (340m) pojawiła się bardzo ładna polanka i duża ilość przepysznych jeżyn , które oczywiście z przyjemnością skonsumowaliśmy.
     Nie obyło się oczywiście bez przygód ,zagadaliśmy się i po prostu nie zauważyliśmy skręcającego szlaku. Zorientowaliśmy się ,że cos nie jest w porządku gdy ścieżka którą szliśmy doprowadziła nas do jakiegoś starego mocno zniszczonego ogrodzenia. Za nim widać było ruiny jakiś budowli i co najgorsze słychać było strzały. Okazało się ,ze na terenie po jakiś zakładach zabawiano się w Paintball. Jest to rodzaj gry zespołowej w której gracze pozorują prawdziwą walkę sprzętem podobnym do broni ,który wyrzuca zamiast pocisku kulki z farbą w środku. Nie chciało nam się wracać i szukać szlaku postanowiliśmy obejść ruiny i za nimi poszukać drogi na Jażwinę. Udało nam się ale trochę strachu najedliśmy się bo okazało się ,że gracze bardzo blisko koło naszej ścieżki prowadzili walki i obawialiśmy się ,że niechcący możemy oberwać . Chcieliśmy pożartowac  trochę i na kijku powiesić coś białego i machać tym, żeby nas zobaczyli ale nic takiego nie mieliśmy, zaczęliśmy więc głośno rozmawiać ,żeby zwrócili na nas uwagę i tak się stało bo usłyszeliśmy słowa „cywile na szosie”. Nie oberwawszy obeszliśmy graczy i znaleźliśmy się wśród zabudowań należących do Grodna.
     Asfaltowa droga doprowadziła nas do zagubionego wcześniej żółtego szlaku. Według Halinki mapy niedaleko tego miejsca po prawej stronie drogi powinna znajdować się Jaźwina. Brzeg drogi był wysoki więc wspięliśmy się z nadzieją ,że zobaczymy szczyt niestety to nie było to miejsce. Halinka ,która była tutaj parę lat temu w zimie z Kompasem pamiętała ,że ze szczytu rozpościerał się piękny widok. Zapytaliśmy więc pani która tam przechodziła o górę ale nazwa Jaźwina była jej obca ale na pytanie czy jest tutaj miejsce z pięknymi widokami umiała odpowiedzieć. Poszliśmy więc zgodnie ze wskazówkami nieznajomej i trafiliśmy na szczyt który okazał się miejscem niezwykle urodziwym. Rozpościerał się bowiem z niego przepiękny widok na okoliczne góry.
     Po przyjeździe do domu sprawdziłam moją mapę którą zapomniałam wziąć z sobą i okazało się ,że u mnie jeszcze inaczej szlak był przedstawiony niż u Halinki i również nie do końca zgodny z rzeczywistością. Ale niestety tak to jest powstają nowe drogi i mapy należy kupować od czasu do czasu nowsze bo stare mogą trochę zmylić. 
     W drogę powrotną ruszyliśmy najpierw koło miejsca w którym młodzi ludzie latali z bronią a potem omijając Streczynę leśnymi drogami doszliśmy do szlaku i nim do spróchniałego mostka i dalej tą samą droga do Dębna. Do samochodu przyszliśmy obładowani owocami róży, czerwonymi mirabelkami oraz sadzonkami pięknych krzewów które zbieraliśmy po drodze.
     Na ryneczku koło samochodu spotkaliśmy bardzo miłego pana który opowiedział nam o uroczystościach jakie w tej małej wiosce która miała być miastem odbywają się co roku pod koniec września. Z okazji odpustu na cześć św. Tekli odbywa się tam impreza plenerowa ”W dzień świętej Tekli ziemniaki będziem piekli” .W dniu tym na rynku mieszkańcy rozpalają ogromne ogniska w których pieką setki kilogramów ziemniaków. Prezentowane są tam też różne ludowe wyroby, odbywają się liczne występy. W imprezie tej uczestniczy ogromna ilość ludzi zjeżdżających się z okolicznych miejscowości. Halinka dawno temu czytała o tym w prasie ,zawsze bardzo chciała to miejsce zobaczyć ,wiec była bardzo szczęśliwa, że jej marzenie się spełniło. My również zachwyceni wracaliśmy do domu bo pogodę mieliśmy cudowną (poza krótkim deszczykiem który nas w górach przywitał) ,teren po którym szliśmy bajkowy ,25 kilometrów które zrobiliśmy nie zmęczyły nas, wiec nic nam do szczęścia nie brakowało. No może zobaczenia dwóch pomników przyrody które na mapie Halinki zaznaczone były niedaleko wioski Jamno. Podjechaliśmy tam ale niestety ani pomników ani żadnych informacji o nich nie znaleźliśmy.  
Za Sandomierzem zatrzymaliśmy się w pięknej drewnianej karczmie Jandura na obiad.
Ewa


26 - 27.10.2013r
     Tym razem był to rodzinny wyjazd. Wybraliśmy się do Kielc w czwórkę ja Marian Kasia i Maciek na grilla do rodzinki. Nie byłabym sobą gdybym przy tej okazji nie zaliczyła jakiegoś ciekawego miejsca. Podjechaliśmy więc do Huty Szklanej i spacerkiem przeszliśmy na Święty Krzyż oraz Gołoborze. 
     Podziwialiśmy jedno z najstarszych sanktuariów w Polsce przepięknie wyglądające o każdej porze roku. Posiedzieliśmy chwile w Klasztorze, Kasia odwiedziła krypty w których złożone są zmumifikowane ciała, ja natomiast chciałam zaliczyć muzeum Świętokrzyskiego Parku Narodowego ale okazało się ,że zwiedzanie jego połączone jest z multimedialnym pokazem trwającym ponad 40 min więc nie mogłam sobie na to pozwolić ze względu na czas.
    Przepięknie reprezentowało się również Gołoborze. Ze specjalnie zbudowanego tarasu do którego doprowadziły nas dosyć długie metalowe schody podziwialiśmy przecudny świętokrzyski krajobraz.
     W Hucie Szklanej natomiast przenieśliśmy się w przeszłość a to za sprawą Średniowiecznej Osady która została oddana do użytku w 2011r. Fantastyczne miejsce w którym możemy zobaczyć jak wyglądało życie przed wieloma wiekami . 
     Przywitały nas pogańskie bóstwa ,które na szczycie Łysej Góry czcili pradawni mieszkańcy. Zobaczyliśmy stare chaty wraz z wyposażeniem. Przy chatach witali nas przewodnicy przebrani w stroje z tej epoki i opowiadali nam jak ludzie dawniej wykonywali sprzęty potrzebne do codziennego użytku jak zdobywali pożywienie i jak to wszystko było przetwarzane. Był tam min. kowal przy kuźni pięknie wyposażonej , była pani która tkała przepiękne tkaniny, chata z warsztatem garncarskim oraz z przepięknymi wyrobami zrobionymi takimi metodami jak  robiono przed wiekami. Przepiękne garnki ,dzbanki i inne ozdoby zachwyciły moje dzieci ,które dokonały tam zakupów. Była chata z ziołami, które przynosiły ulgę w chorobach, było gospodarstwo bartnika z przepięknymi ulami, .Warto znaleźć się w takim miejscu bo to najlepsza lekcja historii.
     Ale my na tym nie zakończyliśmy zwiedzania. Podjechaliśmy jeszcze na Kadzielnie oraz do. Rezerwatu Wietrznia.
     Kadzielnia to ścisły rezerwat przyrody nieożywionej. Położona jest w centrum Kielc , a jej nazwa pochodzi od zbierania w tym miejscu w dawnych czasach ziół na kadzidło. Znajduje się tam grupa skał wapiennych z największą ilością jaskiń na Kielecczyźnie. Są tam też stanowiska rzadkich roślin oraz znaleziska paleontologiczne. Znajduje się tam również bardzo ładny amfiteatr w którym odbywają się różnego rodzaju koncerty między innymi Harcerskie Festiwale Kultury Młodzieży Szkolnej. Z tarasów widokowych można tam obserwować otaczające Kielce pasma górskie. Byliśmy dumni patrząc na nie bo zdobywając Koronę Gór Świętokrzyskich wszystkie pasma Gór Świętokrzyskich zaliczyliśmy.
     Wietrznia to rezerwat przyrody nieożywionej ,który znajduje się na terenie dawnego kamieniołomu . Zbudowany jest z wapienno dolomitowych skał należących do górnego dewonu. W wyniku eksploatacji złóż powstało tam głębokie wyrobisko. Są tam niezwykle cenne odsłonięcia geologiczne , ciekawe zbiorowiska roślinne oraz ciekawa fauna jaskiniowa. Mnie osobiście to miejsce nie zachwyciło ponieważ, wszędzie widać było porozrzucane papierki ,folie butelki .Niezbyt dobrze świadczyło to o gospodarzach tego terenu. 
     Podjechaliśmy jeszcze zobaczyć przepiękne tereny rekreacyjne niedaleko stadionu lekkoatletycznego na który przyjeżdżam na zawody. Są tam ścieżki rowerowe , siłownia na powietrzu, park linowy.
      Odwiedziliśmy również dwie działki należącej do mojej rodziny . Jedna znajduje się za miastem niedaleko Łysicy. Przepiękne miejsce : cisza spokój cudowne widoki. Druga jest niedaleko Kadzielni , i tam też trochę dłużej posiedzieliśmy przy kiełbasce, szaszłykach pieczonych ziemniaczkach oraz cieście . Oczywiście jak na działkowiczów przystało nie zabrakło przepysznych naleweczek zrobionych z własnych plonów. 
     Zdążyłam jeszcze wstąpić z córką do olbrzymiej galerii w której znalazłyśmy fajny sklep z ubraniami i obuwiem do biegania w którym to Kasia zrobiła udane zakupy.
Ewa


12.04.2014 r.
Paprocice- Święty Krzyż – Nowa Słupia- Paprocice
Szlakiem im. Edmunda Massalskiego – czerwony szlak Gołoszyce- Kuźnice.
Trasa; (czerwony szlak) Paprocice kościół 330m, Kobyla Góra 391m,
Wieś Trzcianka 330m, Góra Chełmiec 456m, Łysa Góra 594m,
Muzeum Przyrodnicze, Gołoborze, Klasztor Święty Krzyż,
Cmentarz Jeńców Radzieckich 1941- 1943,
(niebieski szlak) Nowa Słupia 300m, (zielony szlak) Rondo 320m,
Milanowska Wólka 310m, Kobyla Góra 391m, Paprocice 330,.
Przeszliśmy w 5 osób 14km, podejść=410m. 
     Wyjechaliśmy ze Stalowej Woli w 5 osób o godzinie 6.30. Samochód zostawiliśmy pod murowanym kościółkiem w Paprocicach. Na szlak wyszliśmy o godzinie 9.30. Szosa boczna przez wieś pięła się stromo pod górę do lasu. Tu była mapka szlaku i murowana tablica z informacją, „ Szlak Turystyczny Gołoszyce- Kuźniaki PAPROCICE- im. Edmunda Massalskiego”. Czas przejścia na Łysiec 2 h 15. 
     Droga leśna była błotnista, rozjeżdżona przez drwali. Wkrótce trafiliśmy na wycinkę i długo szukaliśmy kolejnego znaku, bo drzewa z oznaczeniem szlaku zostały ścięte i usunięte, a znaków nie przemalowano w inne miejsce. Marian zadzwonił, że jest znak i poszliśmy dalej na północ. Na Kobylej Górze czerwony szlak krzyżował się z zielonym, a my szliśmy omijając wielkie kałuże. Strumyk w Trzciance udało się nam przeskoczyć dzięki gałęziom, które ktoś wrzucił w jej nurt. Błotnistą łąką wyszliśmy między budynki i brzegiem pola doszliśmy do szosy. Pasami dla pieszych przeszliśmy na drugą stronę. Strzałka wyraźnie wskazywała kierunek na Święty Krzyż. 
     Na wąskiej ścieżce minęła nas para młodych ludzi. Zrobiliśmy postój pod rozsypującym się zadaszeniem. Przed nami leżał rządek wyrwanych z korzeniami kilkuletnich brzóz. 
     Za granicą Świętokrzyskiego Parku Narodowego widok puszczy się zmienił. Otaczały nas wiekowe jodły i buki, a pod nimi leżały zwalone przez wiatr pnie drzew. Niektóre z nich były całkiem zbutwiałe, inne wyglądały na rozerwane przez niedawno szalejącą zawieruchę. W dali przebiegła grupka sarenek. Ławeczki otaczały piękne okazy jodeł. Gdy dochodziliśmy do szczytu za załomem ujrzeliśmy schowane dwa małe jeziorka. Na ich brzegu czerwieniła się wśród zielonej pokrzywy czarka szkarłatna. Stromą ścieżką wyszliśmy na plac otaczający klasztor, Pozostały nam do pokonania kamienne schody, by znaleźć się wśród rusztowań i kramów.
     Zaczęliśmy od Muzeum Przyrodniczego, które 4-ry lata temu zostało zmodernizowane. Zwiedzanie zajęło 40 minut + czas czekania, aż zwolni się sala po wcześniejszej grupie. Ale nie zawiedliśmy się, bo dostarczono nam wspaniałych wrażeń i informacji. Oczywiście musieliśmy odwiedzić Gołoborze, do którego zeszliśmy metalowymi schodkami. Tu okazało się, że zamiast iść drogą asfaltową do Szklanej Huty można dojść ścieżką edukacyjną o długości 2km. Poniżej wał kultowy.
     W Sanktuarium Świętego Krzyża mijaliśmy się z licznymi grupami turystów. Kaplica Relikwii Świętego Krzyża, Muzeum Misji. Ruszyliśmy na wschód schodząc licznymi schodami na plac z dróżką ze stacjami do Kopca Czartoryskiego. Tu zboczyliśmy w lewo, by zobaczyć Cmentarz Jeńców Radzieckich 1941- 1943. 
     Kwitły miodunki i zawilce, rozwijała się pokrzywa w dolince schowanej przed wiatrem. Wróciliśmy na niebieski szlak. Kamiennymi stromymi schodami zeszliśmy w dół. Dalej kamienista dróżka prowadziła nas obok kolejnych drewnianych stacji. Zboczyliśmy 50m w prawo, by podziwiać bardzo stary Buk Jagiełły.
     Przy bramie prowadzącej do Puszczy Jodłowej stały stragany z pamiątkami. Mogliśmy odbić sobie pamiątkowe pieczątki. Młoda para prowadziła gości do Domu Weselnego. Przeszliśmy obok Schroniska Młodzieżowego. Minęliśmy Muzeum Kuźnictwa i weszliśmy na dziedziniec Piecowiska w Nowej Słupi. Gliniane chaty, a na dachach rośnie trawa. Na środku dziedzińca piece gliniane, a w jednym wypala się rudę. Przywitali nas gospodarze w ubraniach historycznych. Czekali na kolejną wycieczkę i zapraszali na 26 kwietnia, gdy będzie pokaz rzemiosł sprzed lat. 
     Okazało się, że zielony szlak szedł ulicą Szkolną inaczej jak na mapie. Ale nas to ucieszyło, bo nawet tak chcieliśmy iść, żeby ominąć główną szosę nr 756. 
     W ogródkach kwitły krzaki i drzewa, było kolorowo od wiosennych kwiatów. Drogę zagrodziło nam Rondo na skrzyżowaniu 756 i 753. Pasy dla pieszych ułatwiły nam przejście na drugą stronę, ale znak szlaku znaleźliśmy dopiero dalej na właściwej dróżce prowadzącej nas do Wólki Milanowskiej. Przeszliśmy obok pomnika poległych i drewnianym mostkiem weszliśmy w las. Zielony szlak prowadził nas stromo na szczyt Kobylej Góry. W miejscu gdzie skręcał w prawo , by spotkać się z czerwonym, my poszliśmy dalej prosto. Droga była mało uczęszczana i tylko cały czas na drzewach towarzyszyły nam białe kwadraty, jakby ktoś namalował nowy szlak dla miejscowych. Kwadraty doprowadziły nas do znanej polanki, gdzie drwale gromadzili pnie drzew. Z radością ujrzeliśmy zadaszenie turystyczne, które wcześniej nie zauważyliśmy, bo ukryte było w cieniu drzew. Odpoczęliśmy po forsownej wędrówce zjadając resztki zapasów z plecaków. Pozostało nam 2 godziny jazdy do Stalowej Woli. W domach byliśmy o godzinie 18.30. 
Na drugi dzień czuliśmy w nogach ten marsz.
Halina Rydzyk




Nocny Rajd Świętego Emeryka 
7-8 czerwiec 2014
2014.06.07. Święta Katarzyna, Góra Wymyślona 415m, Góra Radostowa 451, Przełom Lubrzanki 
2014.06.08. Przełom Lubrzanki 277m, Mąchocice Kapitularne 309m, Zajączkowa Struga260m, Cedzyna 258m, Radlin Ogrodzenie 280m, Leśniczówka Otrocz, Ostra Górka 326m, Leśniczówka Niestachów 

     Zawsze moim ogromnym marzeniem było wybrać się w nocy do lasu albo w góry a ponieważ jestem ogromnym tchórzem możliwe było by to tylko w większej grupie. Od kilku lat słyszałam o nocnych rajdach, ale mi nigdy terminy nie pasowały. W tym roku postanowiłam wszystkie moje zajęcia poprzekładać i marzenie spełnić. Kupiłam dla siebie i męża latarki czołówki i zapisałam się w Kompasie na Nocny Rajd Świętego Emeryka.
     Organizatorem rajdu był oddział PTTK Starachowice . Do wyboru było kilka tras pieszych i rowerowych. Naszym przewodnikiem był Robert, który wybrał nam bardzo ładną liczącą 22 kilometry trasę. I tak to 16 zapaleńców z latarkami na czołach wyruszyło na piesza nocną wędrówkę. Dzielnie wszyscy daliśmy sobie radę i bez przeszkód dotarliśmy do celu.. Ja bałam się , że na postojach będę usypiać ale nie było tak źle. 
     Cudowny był pierwszy odcinek trasy do Przełomu Lubrzanki , kiedy to słoneczko pięknie zachodziło a w oddali widać było światełka . Brakowało mi obserwacji wschodu słońca bo szliśmy wtedy lasem, ale wszystkiego na raz mieć nie można.
     Opis naszej nocnej przygody zrobiony pięknie przez Halinkę znajduje się na stronie Kompasu, więc nie będę tu go powtarzać tylko dam pare zdjęć zrobionych przez uczestników rajdu.




21.06.2014 r
Pasmo Jeleniowskie szlakiem Edmunda Massalskiego.
Gołoszyce- Aleja Lipowa (woj. świętokrzyskie), czerwony szlak: Truskolaska 448m, Wesołówka 469m, Przełęcz Kaczmarka, Szczytniak 554m, Jeleniowska 533m, Paprocice - kościół.
W 6 osób przeszliśmy 17km + podejść 500m. GOT= 22pkt
Wygląda na to, że były to niezłe podejścia. Ale daliśmy radę! :)
 
    Znów dołączyliśmy się do planu Idziniaków, by przejść kolejny etap czerwonego szlaku Gołoszyce- Kuźniaki im. Edmunda Massalskiego, którego całkowita długość wynosi 105km. Tym razem Ewa postanowiła przejść Pasmo Jeleniowskie za jednym razem, a więc odcinek 17km od Gołoszyc do Paprocic. Z Paprocic ostatnio szliśmy na Święty Krzyż i spodobał nam się parking przy murowanym kościółku. 
     Ewa poprosiła kuzyna, by odwiózł ich spod kościoła, gdzie zostawili samochód na początek trasy w Gołoszycach. Nasza czwórka tymczasem ruszyła od szosy spacerkiem „Aleją Lipową” 1 km w kierunku Cmentarza Wojennego 1914- 15, na którym pochowano 299 żołnierzy; austriackich, rosyjskich, polskich . 
„Aleja Lipowa” jest Pomnikiem Przyrody. Rośnie przy niej 88 wiekowych lip cenionych za urodę. Niektóre z nich mają dodatkowo znak Pomnika Przyrody.
     Nie musiałyśmy się śpieszyć, więc miałyśmy czas na zachwyty nad kwitami polnymi, które pięknie rozwinęły się o poranku; maki czerwone, chabry błękitne, białe rumiany o złotych środkach, żółty dziurawiec, a biała koniczyna tworzyła dywany. Kwitły kłosy pszenicy, żyta, owsa, jęczmienia. Pasmo Jeleniowskie zieleniło się na tle jasno- zielonych pół i łąk, a na błękitnym niebie płynęły białe obłoczki. Zapach kwiatów czarnego bzu odurzał nas. Gdy na końcu dróżki obok kapliczki Św. Huberta znalazłyśmy polankę pełną dorodnych poziomek, byłyśmy zachwycone. Miałyśmy czas zjeść spóźnione śniadanie zanim doszli Marian i Ewa.
     Gdy już wszyscy byliśmy gotowi do dalszego marszu, rozpadło się. Lunęło niespodziewanie, a my nie byliśmy pewni dalszej trasy. Ja na mapie i pamiętam, że szlak prowadził prosto w kierunku pasma. Tymczasem na drzewie zaznaczony był wyraźny zakręt w lewo i później na mapie Ewy okazało się, że zmieniono trasę na drogę wzdłuż pól. Ale chwilę trwało, zanim ja nie przekonałam się, że nie mam racji, a Ewa znalazła kolejny znak szlaku. Dobrze, że zasięg telefonii komórkowej działał. 
     Wkrótce szliśmy brzegiem lasu w 6-tkę, a deszcz przestał padać. Na wysokości Truskolaski skręciliśmy w prawo na drogę leśną. Prosto, stromo pod górę wyprowadziła nas na sam szczyt Truskolaska 448m. Jako, że była to sobota, w lesie robiono porządki i zdziwione zobaczyłyśmy pracujące kobiety. 
     Dalsza droga prowadziła grzbietem wśród dorodnych buków i jodeł. Gdy znaleźliśmy się na Wesołówce 469m pojawiły się przy ścieżce kopczyki z betonowymi słupkami. Zastanawialiśmy się, czy może oznaczały kiedyś jakąś granicę. Znów postraszyło deszczem, gdy dochodziliśmy do przełęczy Kaczmarka 406m. Błotniste drogi w lesie były rozjeżdżone przez ciężki sprzęt. Przejście utrudniały rozrzucone gałęzie i pniaczki. Wiele pni było zwalonych więc mieliśmy na czym usiąść, by odpocząć.
     Od szosy nr 74 Opatów- Łagów na przełęcz prowadziła asfaltowa droga, a dalej w dół już była szutrówka. Czerwony szlak wąwozem wprowadził nas w las na południowym zboczu Góry Witosławskiej. Piękna dróżka wśród bukowych drzew wiodła do tablicy z napisem, Rezerwat leśno- geologiczny „Małe Gołoborze”. Przeczytaliśmy, że rezerwat położony jest na terenie gminy Waśniów w nadleśnictwie Łagów i ma powierzchnię ponad 20ha. Utworzono go dla zachowania dawnego gołoborza i ciekawych wychodni skał kambru, oraz dla starodrzewia bukowego i bukowo- jodłowego z wieloma pomnikowymi okazami. Niestety gołoborze na Górze Chocimowskiej chyba zarosło, bo widzieliśmy tylko drzewa, a na poszukiwania jego odsłoniętych fragmentów nie było czasu. Podobno Marian już kiedyś próbował.
     Za kolejnym zakrętem ujrzeliśmy kamienny kopczyk z krzyżem. Przypięta tabliczka „Droga Ponurego” z informacją, że w tym miejscu 11 listopada 2012 roku odbyła się msza dla upamiętnienia 1943r, gdy na Szczytniaku odbyła się ostatnia koncentracja sił partyzanckich; „Przechodniu zdejm czapkę/ Klęknij pod tym krzyżem/ Miej oczy otwarte/ Popatrz na ziemię i pomyśl/ Ile w nią wsiąknęło krwi/ Bohaterów ziemi świętokrzyskiej.” Marian wyciągnął wiersz opowiadający o Ponurym a przygotowany na okazję zdobycia szczytu Szczytniak 554m i uroczyście nam go przeczytał. 
     Teraz musieliśmy odbijać na północ, by nie ominąć szczytu. Dodatkowe zielone strzałki ostrzegały nas przed kolejnym ostrym zakrętem, więc wkrótce znaleźliśmy się wśród rumowisk skalnych w Rezerwacie Szczytniak. Na głazach namalowana była ikonka, a krzyż przybity na drzewie też miał znaki ręki artysty. Tu zaczynał się czarny szlak, który schodził do Skoszyna i dalej Starej Słupi. Idziniakowie szli nim już kiedyś i zapewniali, że piękne skały można oglądać na zejściu. Darowaliśmy je sobie.
     Tu znaleźliśmy zawieszoną tablicę z pozdrowieniami od kuzyna Ewy i jego kolegi; „Niskopienni górale świętokrzyscy pozdrawiają Lasowiaków Hej Ha !!”. Byli tu przed nami i z całej trasy wybrali ten szczyt do zdobycia. My tymczasem ruszyliśmy dalej zadowoleni, że szlak jest ładnie oznaczony, a dodatkowe zielone strzałki kierują nas na zakrętach na właściwe drogi. Na środku traktu wyrósł beżowy muchomor z białymi kropkami udający kanię. Wąska ścieżka prowadziła nas wśród gęstwiny zielonych liści. Ostatnie ulewy wyryły głęboki rów w gruncie odsłaniając większe głazy, które mieniły się kolorami beżu. Ale my szukaliśmy głazów, które kiedyś pokazał nam Robert Piotrowski i później Marek Juszczyk. Byłam przekonana, że to niedaleko, ale nic na ich obecność nie wskazywało. Tymczasem doszliśmy do Przełęczy Jeleniowskiej. W miejscu dawnej piaszczystej drogi polnej była szutrówka. Odpoczęliśmy na jej skraju obok wysokich traw. Drwal, którego minęliśmy wcześniej, właśnie skończył dzień pracy i zatrzymał się, by z nami pogawędzić. Słoneczko świeciło na błękitnym niebie, a ja wspominałam jak kiedyś tu odpoczywaliśmy na brzegu łąki leżąc leniwie na trawie.
     Na Górę Jeleniowską 533m podchodziliśmy powoli wdychając cudownie rześkie powietrze po deszczach. Ciągle rozglądałam się za czymś, co przypominałoby miejsce kiedyś podziwiane przez nas. W końcu, gdy ujrzeliśmy tablicę „Rezerwat Przyrody Góra Jeleniowska” , byłam pewna, że jestem u celu. Marian poszedł za mną na południe w poszukiwaniu skałek. Między cienkimi pniami drzew i paprociami widzieliśmy tylko małe kamienie porośnięte zielonym mchem. Kiedy doszliśmy do większych głazów zielonych od mchu i paproci, wiedziałam, że to tu. Byliśmy u celu. Zawołaliśmy resztę dziewczyn, by przedarły się przez zarośla i okrążyliśmy gruzowisko. Dopiero od strony południowej ujrzeliśmy je w całej krasie. Pomyśleć, jak przyroda przez te kilka lat ukryła przed ludzkim okiem swoje skarby.
     Plan został wykonany, więc zadowoleni zaczęliśmy schodzić w dół po zeszłorocznych liściach bukowych. Drąg z gałęzi bukowej, jaki znalazłam na Szczytniaku, bardzo poręczny do podpierania, teraz okazał się bardzo pomocny przy niebezpiecznym zejściu. Postanowiłam zabrać go do domu na pamiątkę naszej wyprawy. Wyszliśmy z ciemnego lasu znów na pola. Usiedliśmy ostatni raz tego dnia na brzegu drogi, delektując się szumem kwitnących kłosów kołysanych przez wiatr i białymi obłokami płynącymi po błękitnym niebie.
     Jeszcze tylko głęboki wąwóz wśród drzew i źródełko przecinające drogę dzieliły nas od Paprocic. Samochód czekał przy kościele. 
     Mogliśmy spokojnie się zapakować i wracać do Stalowej Woli. Z okien samochodu podziwialiśmy jeszcze raz grzbiet Pasma Jeleniowskiego. Pomyśleć, że przeszliśmy całą jego długość w ciągu jednego dnia. Pełni wrażeń popadaliśmy w drzemkę. Tylko nasz kierowca musiał uważać, bo niestety mijały nas w szaleńczym pędzie inne samochody. A na drodze był ruch jak po weekendzie. 
Halina Rydzyk
Tworzenie stron internetowych - Kreator stron WW