Korona Beskidu Niskiego
Odznaka KORONA BESKIDU NISKIEGO jest odznaką regionalną Oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego w Jaśle.
Odznakę KORONA BESKIDU NISKIEGO uzyskuje się poprzez zdobycie szczytów poszczególnych pasm i grzbietów Beskidu Niskiego według zamieszczonego wykazu. Kolejność zdobywania szczytów jest dowolna.
Wykaz szczytów:
1. Lackowa 997
2. Ostry Wierch 930
3. Jaworzyna Konieczniańska 881
4. Jaworze 880
5. Kamień nad Jaśliskami 859
6. Kozie Żebro 847
7. Magura Wątkowska 846
8. Kanasiówka 823
9. Magura Małastowska 813
10. Chełm 779
11. Tokarnia 778
12. Rotunda 771
13. Baranie 754
14. Polańska 738
15. Piotruś 728
16. Cergowa 716
17. Wysokie 657
18. Łysa Góra n/Kątami 641
Grybów – Chełm( 779m) – Podwawrze – Ropa
Beskid Niski to najdziksze pasmo górskie w Polsce, ale również przepiękne doliny, atrakcyjne przełomy rzek. To region bogaty w historię, ciekawe zabytki zwłaszcza drewniane cerkwie, przydrożne kapliczki.
To była nasza pierwsza wyprawa z cyklu „ Korona Beskidu Niskiego” i to znów za sprawą Zbyszka, który oznajmił mi, ze powstała nowa odznaka. Nie znam tego regionu, więc ucieszyłam się z tego, bo to będzie okazja do poznania wielu pięknym miejsc oraz ich historii.
O piątej rano ja Ewa i Marian naszym samochodem wyruszyliśmy w podróż. Postanowiliśmy zacząć od zdobycia dwóch najbardziej na zachód położonych szczytów: Chełm i Jaworze.
Nawigacje nastawiłam na małą wioskę o nazwie Ropa. W okolicy tej miejscowości dawno temu wydobywano rudy żelaza, znajdowano drogie kamienie i poszukiwano złota. W 1930 r odkryto tam ropę naftową
Koło kościółka zostawiliśmy samochód i udaliśmy się na przystanek skąd autobusem podjechaliśmy do Grybowa.
Gdy przygotowywałam się do wyprawy wydrukowałam sobie dokładne mapy i plan Grybowa, żeby bez błądzenia trafić na niebieski szlak prowadzący na górę Chełm. Oczywiście skleroza u mnie coraz większa wydruki zostawiłam w domu. Dobrze ze pamiętałam, ze musimy wejść w ulicę Zdrojową znajdującą się niedaleko stacji benzynowej. Uprzejmy kierowca wysadził nas w pobliżu CPN-u i bardzo szybko znaleźliśmy się na szlaku.
Małą uliczką wśród domków jednorodzinnych wspinaliśmy się pod górę. Pogoda jak na tą porę roku była piękna: słoneczko i dosyć ciepło. Brakowało nam takich pięknych jesiennych kolorów, bo wcześniejsze mrozy przemroziły niektóre krzewy a wiele drzew straciło już swoje liście, jednak w niektórych miejscach przebarwienia można było jeszcze zobaczyć. Ale za to mieliśmy cudowne widoki na najbliższe okolice, bo długi czas szliśmy odkrytym terenem.
Przerwę zrobiliśmy sobie koło uroczego kościółka położonego bardzo wysoko. Przepiękne miejsce, z którego rozpościerał się wspaniały widok na okolice i na wierzchołek góry, na którą wspinaliśmy się. Wydawało się ze już niedługo staniemy na jej szczycie, ale tak nie było, bo szlak okrążał szczyt tak, ze weszliśmy na nią z zupełnie innej strony.
Wierzchołek góry był zalesiony z lekkimi prześwitami, ale była tabliczka z nazwą góry, co nas bardzo ucieszyło. Spotkaliśmy tam młodego człowieka, który z wykrywaczem metali penetrował te okolice. Z wielką pasją opowiadał nam historie tych ziem zwłaszcza o walkach w czasach okupacji hitlerowskiej, chwalił się swoimi odkryciami. Długo można by było słuchać tych opowieści, ale Marian dał sygnał do marszu, bo przy krótkim dniu chcieliśmy dotrzeć do samochodu przed zmrokiem.
Schodziliśmy z góry w kierunku Podwawrza i nie było łatwo, bo zejście było strome a na podłożu mnóstwo liści, po których nasze buty ślizgały się. Gdyby nie kijki i gałęzie drzew, których trzymaliśmy się kiepsko z nami byłoby. Ja cały czas bałam się, że się wywrócę, dlatego ucieszyłam się, gdy dojrzałam uliczkę, którą mieliśmy dotrzeć do samochodu. Nie przeszkadzał mi deszczyk, który lekko zaczął kropić byłam szczęśliwa, ze niebezpieczne zejście z góry miałam już za sobą.
Uliczką szliśmy kilka kilometrów. Do samochodu doszliśmy, kiedy lekko zaczęło się ściemniać a więc można powiedzieć, ze tak w ostatniej chwili. Już niedaleko samochodu zobaczyliśmy dwa ciekawe zabytki: dwór barokowo-klasycystyczny z 1803 r. oraz barokowy drewniany kościół pw. św. Michała Archanioła z 1761 roku.
Z dworem związana jest miejscowa legenda, która mówi, ze pewnego razu magnat Gładych będąc na polowaniu zatrzymał się na górze Chełm. Wysłał służbę do osady położonej u podnóża góry po wino, ale tutejsi mieszkańcy nie znali tego napoju, więc wysłali do magnata piękną dziewczynę z serwatką. Magnat zakochał się w dziewczynie i zabrał ja ze sobą w świat, lecz ona bardzo tęskniła za rodzinnymi stronami, więc magnat postanowił wybudować koło jej rodzinnej chaty piękny dwór, i tam zamieszkał z ukochaną, która została jego żoną.
Już przy samym parkingu Ewa zauważyła miniaturki wielu cerkwi z Beskidu Niskiego. Niestety nikt chyba o to miejsce nie dba, bo miniaturki są bardzo zaniedbane i niszczeją.
Nocleg mieliśmy parę kilometrów od Ropy w małej miejscowości o nazwie Klimkówka oczywiście w agroturystyce, którą bardzo lubimy. Na piętrze mieliśmy do dyspozycji kilka pokoi, kuchnie i łazienkę. Wybraliśmy dwa położone najbliżej siebie. Po obiadokolacji, którą szybciutko przygotowaliśmy i kąpieli udaliśmy na odpoczynek. Przyjemnie było w ciepłym pokoju i pachnącej pościeli, bo w domu było niezwykle czyściutko położyć się i poczytać książkę oraz oglądnąć ciekawy film.
Przeszliśmy w tym dniu 13 km w tym 500m podejść a więc tak w sam raz na krótki dzień i podróż z domu, która zajęła nam też sporo czasu.Byliśmy szczęśliwi, bo zdobyliśmy pierwszą górę do nowej odznaki.
https://www.google.com/maps/d/edit?mid=zEwaW5V0bOss.kBcOAMtHJdH0&usp=sharing
Binczarowa – Jaworze(880m) – Binczarowa
W 1994 roku na rzece Ropie został utworzony zbiornik zaporowy. Woda w tym zbiorniku wykorzystywana jest do celów energetycznych, jest źródłem wody pitnej i przemysłowej dla Gorlic i Jasła pełni również funkcję turystyczno –rekreacyjną. To tam kręcone były ujęcia przedstawiające rzekę Dniepr do filmu Ogniem i Mieczem.
Jezioro Klimkowskie, bo taką nazwę nosi ten zbiornik znajdowało się niedaleko naszego miejsca noclegowego, w związku z tym ten dzień rozpoczęliśmy od pobytu w tym uroczym zakątku. Jezioro prezentowało się pięknie, zrobiliśmy trochę zdjęć i ruszyliśmy samochodem w kierunku Binczarowej.
Binczarowa to wioska założona przez Kazimierza Wielkiego w 1365 roku. Znajduje się tam zabytkowy drewniany kościół z 1760 roku, dawna cerkiew greckokatolicka. Na parkingu przy kościółku zostawiliśmy samochód i ruszyliśmy zdobyć drugi szczyt w naszej wyprawie o nazwie Jaworze. Szczyt ten zaliczany jest również do odznaki Diadem Polskich Gór.
Długo szliśmy główną uliczką wioski podziwiając z jednej strony zbocza góry Ubocz a z drugiej Jaworza. Na przełęczy niebieskim szlakiem zaczęliśmy wspinaczkę na szczyt. Nie było to jakieś wielkie wyzwanie, ale były momenty bardziej strome i śliskie i tam musieliśmy stąpać bardzo delikatnie asekurując się kijkami. Bez żadnych przykrych niespodzianek dotarliśmy do celu naszej podróży.
Szczyt Jaworza jest zalesiony, ale jest tam masywna metalowa wieża, na którą od razu wspięliśmy się i było warto, bo widok z niej był cudowny. Długo podziwialiśmy góry Beskidu Niskiego i Sądeckiego oraz okoliczne miejscowości w tym pięknie prezentujący się Grybów. U podnóża wieży był kamienny obelisk z tabliczką poświęcony naszemu Papieżowi, na której wyryte były słowa naszego słynnego polaka „ JA TAM U WAS BYŁEM PILNUJCIE MI TYCH SZLAKÓW”
Po dłuższym odpoczynku ruszyliśmy zielonym szlakiem prowadzącym do Grybowa. Gdyby dni były dłuższe to pewnie do miasta doszlibyśmy, ale my na to nie mogliśmy sobie pozwolić, bo jeszcze podróż do domu była przed nami, więc nad Binczerową dróżką asfaltową skręciliśmy w dół do wioski.
Zrobiliśmy 9km w tym 400m podejść
https://www.google.com/maps/d/edit?mid=zEwaW5V0bOss.kAS6uszjlOlw&usp=sharing
W drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze do kilku miejscowości, żeby zobaczyć przepiękne stare zabytkowe cerkwie.( zdjęcia i opis cerkwi zamieściłam w dziale Szlakiem Cerkwi)
I tak skończyła się ostatnia wyprawa w góry w tym roku. Będziemy z utęsknieniem czekać kilka miesięcy na następną. W tym czasie pochodzimy trochę po nizinach w okolicach Stalowej oraz szlakiem Jakubowym.
Lipowiec – Kamień ( 859 m)– Czeremcha – Lipowiec
Leśniczówka Stasiane – Piotruś (728 m) – Leśniczówka
To już nasza druga wyprawa związana ze zdobyciem odznaki „ Korona Beskidu Niskiego” a jednocześnie pierwsza w tym roku w góry. To wyprawa długo oczekiwana, bo zaplanowana na jesieni.
Prognoza pogody była nienajlepsza zapowiadane były bowiem przelotne deszcze, ale my spragnieni wędrówek po górach postanowiliśmy zaryzykować i nie przekładać wyjazdu na inny termin. Tym razem zaplanowaliśmy zdobycie czterech szczytów: Kamień, Piotruś, Baranie i Wysokie.
Raniutko naszym samochodem ja , Ewa, Marian i Zbyszek ruszyliśmy w mało znany mi Beskid. Zbyszek miał być przewodnikiem, bo on w przeciwieństwie do mnie góry te zna doskonale.
Naszym celem była dawna łemkowska wioska- Lipowiec położona niedaleko rodzinnej wioski Zbyszka Jaślisk.
Samochód zostawiliśmy koło drewnianego domu znajdującego się na końcu osady przy którym pasły się konie. Cudowny widok. Tabliczka na drzewie poinformowała nas że na szczyt góry Kamień, który mieliśmy zdobyć szlakiem gminnym idzie się 1godzinę i 45 minut, ruszyliśmy więc dziarsko w trasę.
Początkowo szliśmy otwartym terenem robiąc fajne zdjęcia bo okolice były prześliczne, a następnie już do samego szczytu szlak prowadził lasem. I to był tez piękny odcinek ponieważ las był tam taki magiczny i tajemniczy, a to za sprawą pięknych drzew i wychodni skalnych.
Góra Kamień znajduje się niedaleko granicy ze Słowacją a na jej szczycie znajduje się kopczyk z kamieni. Jest tam również miejsce poświęcone naszemu papieżowi, który kochał góry i tam również w czasie swoich wędrówek przebywał.
Zejście zaplanowaliśmy czerwonym granicznym szlakiem a potem żółtym. Zbyszek planował podejść do cmentarza z czasów I wojny światowej, który znajdował się niedaleko szczytu ale w przeciwną stronę niż my schodziliśmy. Cofnął się więc spory kawałek ale nie znalazł nigdzie tego miejsca pamięci.
Droga powrotna również była bardzo ładna. Zachwycaliśmy się kwiatami tak bardzo po zimie oczekiwanymi. A były to przebiśniegi , zawilce, kaczeńce. Rozbawiły nas zabawne tablice turystyczne, które informowały nas, że np. do Krakowa na ul Starowiślną mamy 64 godzin drogi. Ale nas Kraków nie interesował tylko samochód, który na nas czekał tam gdzie go zostawiliśmy.
Mieliśmy do zdobycia jeszcze drugi szczyt wiec ruszyliśmy w drogę ale na moment zatrzymaliśmy się jeszcze w Jaśliskach.
Jaśliska to dawne obronne miasteczko, które strzegło drogi z południa Europy do Krosna. Świadczą o tym pozostałości murów obronnych. Jego historia jest bardzo bogata. Pozostały tam jeszcze drewniane domy o konstrukcji przysłupowej z ok. połowy XIX wieku, XVI-wieczne piwnice do przechowywania wina, zajazd z XIX wieku, kościół murowany z 1732 roku z namalowanym na desce w 1634 roku obrazem Matki Bożej Jaśliskiej
W tej tez miejscowości min. tak jak oznajmił nam Zbyszek kręcony był film pt „Wino truskawkowe” w którym to miejscowi ludzie byli statystami. Ciekawostką jest to, ze premiera jego odbyła się tam na rynku po to żeby miejscowi grający w tym filmie mogli zobaczyć go pierwsi. Był to bardzo miły gest filmowców wobec lokalnej społeczności.
https://drive.google.com/open?id=1qYCSHcnS6RdsoPnGhuUuKUhWrHs&usp=sharing
Drugim szczytem który mieliśmy zdobyć był Piotruś o wysokości 727m. Jego nazwa wywodzi się z języka rumuńskiego ( Pietros) i oznacza Skalisty nawiązując do wychodni piaskowca w masywie tej góry. Na szczyt nie prowadzi żaden szlak turystyczny ale żółty gminny na który my weszliśmy w pobliżu Leśniczówki Stasiane. Szliśmy lasem wśród czosnku niedźwiedziego, którego było tam bardzo dużo.
Szczyt był zalesiony wiec żadnymi pięknymi widokami nie zachwycaliśmy się. Natomiast spotkaliśmy tam turystkę, która przeszła Jakubowy szlak w Hiszpanii . Udzieliła nam więc ciekawych informacji na temat tej drogi, bo my mamy w planie zorganizować taką wyprawę.
Do samochodu wróciliśmy tą sama drogą i udaliśmy się na nocleg do Chyrowej. Byliśmy mile zaskoczeni gdy gospodyni agroturystyki dała nam do dyspozycji mały domek gdzie mieliśmy do dyspozycji 2 pokoje jadalnie kuchnie i łazienkę oraz przepiękną zieleń wokół domku.
Zrobiliśmy w tym dniu ok. 19 km i prawie 900m podejść.
https://drive.google.com/open?id=1HAq3lfCAc7qX1jyvqzpINZN9vCA&usp=sharing
Olchowiec – Baranie ( 754 ) – Olchowiec
Krempna – Wysokie ( 657) – Krempna
Drugi dzień naszej wyprawy przywitał nas deszczykiem ale to nam nie przeszkodziło w realizowaniu naszych planów. Po śniadaniu podjechaliśmy do małej wioski Olchowiec i tam zaczęliśmy wyprawę na szczyt o nazwie Baranie.
Samochód zostawiliśmy przy cerkwi greckokatolickiej pw. Relikwii św. Mikołaja. Poubierani w peleryny ruszyliśmy w drogę najpierw po równym terenie podziwiając przepiękny ośrodek wypoczynkowy a potem w górę cały czas żółtym szlakiem. Trasa była piękna prowadziła bowiem wzdłuż strumyczka, przez który kilka razy musieliśmy się przeprawiać.
Na szczycie znajdowała się turystyczna wiata, z drzwiami co było dla nas zaskoczeniem bo nigdzie podobnej nie widzieliśmy. Zadowoleni, ze jest się gdzie schować przed deszczem weszliśmy do niej zamykając za sobą drzwi. Przyjemnie tam było, więc dosyć długo odpoczywaliśmy. Jakież było nasze zdziwienie gdy wyszliśmy z wiaty i okazało się , że lekki śnieżek padał i wiał mroźny wiatr. Zimno nam się zrobiło wiec zrezygnowaliśmy z wejścia na wieżę która tam znajdowała się. Zrobiliśmy tylko kilka zdjęć i szybciutko zaczęliśmy schodzić w dół. Po jakimś czasie zrobiło się przyjemniej śnieg przestał padać. Schodziliśmy tą samą droga do samochodu bo nie było innej możliwości.
Wioska Olchowiec bliska jest mojemu najstarszego synowi Tomkowi tam bowiem miał maleńki szałas jego kolega i parę lat temu bywali tu razem.
https://drive.google.com/open?id=1UlQ7MYPDlDCK59SGpQMhv7MbU0I&usp=sharing
Pożegnaliśmy Olchowiec i udaliśmy się w dalsza drogę do Krempnej. Jechaliśmy szosą wśród przepięknych małych wiosek z malowniczymi drewnianymi domkami.
Krempna to miejscowość turystyczno- wypoczynkowa położona w środku Magurskiego Parku Narodowego. Dużą atrakcją jest tam zalew na Wisłoce przy którym powstały ośrodki wypoczynkowe.
Według ludowych podań jej nazwa pochodzi od słowa „kram”, bo rozkładali tam swoje kramy wędrowni kupcy, a pierwsze wzmianki o niej pochodzą z 1507roku.
W planie mieliśmy zostawić samochód w centrum miejscowości i spacerkiem udać się na ostatni już szczyt w tej wyprawie o nazwie Wysokie ale ponieważ nadal deszczyk padał zdecydowaliśmy się podjechać jak najdalej to możliwe drużka asfaltową, którą prowadził zielony szlak. Zyskaliśmy na tym ok. 2 kilometrów.
Szlak którym zaczęliśmy wędrówkę był pięknie oznaczony. U podnóża góry była nowa wiata dla turystów oraz mały stawik z pomostem.
Na górę wspinaliśmy się odkrytym terenem podziwiając przepiękne okolice, bo mimo deszczyku widoczność była dobra. Obserwowaliśmy opustoszałą wioskę o nazwie Żydowskie. A stało się to podczas II wojny światowej kiedy to w czasie operacji dukielsko –preszowskiej wioskę najpierw zajęła Armia Czerwona a następnie wojska niemieckie. Większość zabudowań została wówczas spalona lub rozebrana do budowy umocnień obronnych.
Najpiękniejsze widoki zaczęły się już w pobliżu szczytu a to za sprawą dużej ilości jałowców porastających tą górę. Trawa przy nich jest co jakiś czas koszona bo iglaki te są pięknie wyeksponowane. Sam szczyt jest odkryty na nim ustawione ławeczki i piękne oznakowanie. Przy ładnej pogodzie można tam dłużej posiedzieć i napawać się widokami a widać z tego miejsca Magurę Małostowską, góry słowackie a nawet Tatry. Przeczytałam w Internecie, ze nawet Pogórze Dynowskie, które jest mi bliskie bo tam od 28 lat spędzam wakacje.
My po zrobieniu zdjęć szybko zeszliśmy ze szczytu bo zrobiło się zimno i nawet śnieżek zaczął padać. Wracaliśmy tą sama drogą.
W Krempnej zjedliśmy obiad w jednym z ośrodków znajdujących się nad jeziorem i zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilkę przy cerkwi greckokatolickiej pw. Św. Kosmy i Damiana oraz zwiedziliśmy cmentarz z czasów I wojny światowej. Bardzo ciekawy był tam pomnik składający się z potężnych kamiennych filarów ustawionych w okręg na których znajdował się miedziany wieniec.
Zbyszek proponował jeszcze podjechać pod największy wodospad Beskidu Niskiego w Iwli. Tam bowiem nakręcono piękną scenę do filmu Wino truskawkowe gdzie główny bohater Andrzej spotkał kąpiącą się Lubice. Nie mieliśmy na to już jednak czasu bo czekała nas jeszcze podróż do Stalowej a Marian chciał tam zajechać jeszcze przed zmrokiem. Postanowiliśmy więc, że to miejsce będąc kiedyś w tych stronach odwiedzimy.
Wyprawa nasza mimo nienajlepszej pogody udała nam się. Tak jak zaplanowaliśmy zdobyliśmy cztery szczyty do Korony Beskidu Niskiego, poznaliśmy bardzo ciekawy i piękny Beskid, a przede wszystkim aktywnie spędziliśmy dwa dni na łonie przyrody
https://drive.google.com/open?id=1cyTAabasKcjhMQrIKTPcXxB6K_0&usp=sharing
Wola Piotrowa – Tokarnia ( 778m) – Wola Piotrowa
Wisłok Wielki – Kanasiówka ( 823m )– Wisłok Wielki
To już po raz trzeci wyruszyliśmy w Beskid Niski. Tym razem do zdobycia mieliśmy dwie góry należące do Korony Beskidu Niskiego: Tokarnię i Kanasiówkę oraz szczyt Słonny leżący w górach Sanocko –Turczańskich.
Na wyprawę wyjechaliśmy w piątek w południe najpierw do naszego domku w Harcie, gdzie zrobiliśmy sobie ognisko a potem w sobotę raniutko ruszyliśmy w Beskid. Nawigator nastawiłam na Wisłok Wielki skąd żółtym szlakiem mieliśmy wejść na pierwszy szczyt a potem tym samym szlakiem tylko w przeciwną stronę na drugi. Plany jednak zmieniliśmy a to dlatego, że mój nawigator samochodowy poprowadził nas z Sanoka nie przez Zagórz tak jak się spodziewałam tylko przez Bukowsko. Gdy Halinka obeznana w terenie zorientowała się jak jedziemy szybciutko zaproponowała zmianę planów a więc wejście na Tokarnie z Woli Piotrowej czyli zupełnie z drugiej strony. Stwierdziła, że przy tak pięknej pogodzie będzie to korzystniejsze bo szlak prowadził odkrytym terenem a nie lasem jak ten którym planowaliśmy wchodzić.
Halinka jak zwykle miała rację, idąc mogliśmy obserwować przepiękne okolice. W miejscu gdzie dochodził czerwony szlak pobłądziliśmy zamiast skręcić w lewo poszliśmy prosto i w żaden sposób nie mogliśmy zrozumieć dlaczego bo gdy wróciliśmy się okazało się, że tablice wyraźnie pokazywały jak mamy iść.
Tokarnia szczyt o wysokości 778m n.p.m. ma dwie kulminacje. Pierwszy główny na którym znajduje się maszt telefonii komórkowej oraz wschodni wierzchołek o wysokości 776m zwany Wierchem Mendla. Można z niej obserwować Pogórze Bukowskie , Bieszczady, Beskid Niski a przy dobrej pogodzie nawet Tatry. Pierwotnie szczyt ten miał nazwę Magura z czasem zmieniono ją na nazwę jednej z okolicznych wiosek. W czasie I i II wojny światowej rejon ten był miejscem ciężkich walk.
Byłam rozczarowana bo nie znalazłam nigdzie tabliczki z nazwą szczytu a zbieram zdjęcia z tabliczkami. Przy maszcie zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek a następnie tą samą trasą wróciliśmy do samochodu.
Jadąc przez wioskę zauważyliśmy przystanek autobusowy na którym widniał napis Przystanek – Galeria. Były tam zdjęcia przedstawiające 40 lat osadnictwa w tej miejscowości oraz tablica z informacjami o wiosce. Przeczytałam tam, że Wola Piotrowa założona była w pierwszej połowie XVI wieku. W roku 1981 została tam zarejestrowana Ewangeliczna Wspólnota Zielonoświątkowa a trzy lata później wybudowano Dom Modlitwy. Zauważyliśmy ten dom a to dlatego , że było tam dużo ludzi być może mieli jakieś swoje święto.
https://drive.google.com/open?id=1P_6qzsSLGpb-5Sl-x4_ZvLhm8zU&usp=sharing
Kanasiówkę drugi szczyt ,który zdobyliśmy w tym dniu zrobiliśmy zgodnie z planem a więc żółtym szlakiem od strony Wisłoka Wielkiego. Początek naszej trasy był odkrytym terenem ale bardzo szybko weszliśmy w las. Zbyszek znudzony naszym tempem zniknął nam i odnalazł się dopiero na szczycie. Szczyt ten zwany przez miejscowych Babą lub Hrabyną, leży tuż przy granicy ze Słowacją. Na jego zboczach biorą początki dwie rzeki Wisłok oraz Jasiołka, jest zalesiony a więc niezbyt ciekawy. Po krótkim odpoczynku tą samą trasą wracaliśmy do samochodu, po drodze rozglądając się za grzybami. Jeszcze nigdy nie widziałam takiej ilości dużych prawdziwków, niestety były one robaczywe. Gdybyśmy przyjechali w te strony dwa dni wcześniej moglibyśmy pobić swoje rekordy w zbieraniu grzybów, niestety teraz zadowoliliśmy się tylko dwoma zdrowymi okazami.
Nocleg mieliśmy w schronisku w Komańczy które obecnie nosi nazwę Leśna Willa. Obiekt ten wybudowano w 1933-34 roku jako dom letniskowy. W 1964 roku budynek zakupiło PTTK a obok postawiono kilka domków kempingowych. Wiele lat temu zorganizowałam tam Zieloną Szkołę, od tamtej pory zmienił się wystrój jadłodajni w pokojach pojawiły się łazienki co mnie bardzo ucieszyło. Dobrze by było gdyby naprawiono jeszcze drogę przy samym schronisku, która ma mnóstwo dziur a ze względu na dużą pochyłość jest po prostu niebezpieczna.
W schronisku można zakupić ciepły posiłek z czego skorzystali nasi panowie, panie zaś zjadły resztki kanapek, które zostały z trasy.
Zrobiliśmy w tym dniu ok. 19 km i ok. 650 m podejść.
https://drive.google.com/open?id=1XeljYgk-5cXmle-pkVrbmRj_UFY&usp=sharing
Wujskie – Liszna Słonny Wierch(668) – Wujskie
Słonny Wierch to szczyt znajdujący się w górach Słonnych wchodzących w skład gór Sanocko Turczńskich obejmujących terytorium Polski i Ukrainy. Nazwa gór Słonnych pochodzi od słonych źródeł wypływających z ich wnętrza. Po raz pierwszy napisał o nich Stanisław Staszic w dziele „ O ziemiorództwie Karpatów i innych gór i równin Polski”. Szczyt ten nie należy do Korony Beskidu Niskiego tak jak szczyty zdobyte dzień wcześniej ale do Diademu Gór Polski a ponieważ znajdował się na trasie naszego powrotu do domu postanowiliśmy go zaliczyć. Opis zrobiłam w tym dziale bo w rubryce Diadem zamieszczam tylko zdjęcia.
Jak zwykle na naszych wyprawach raniutko zrobiliśmy pobudkę i ruszyliśmy w okolice Sanoka a dokładnie do wioski o nazwie Wujskie gdzie na parkingu kościelnym zostawiliśmy samochód. Uliczką wzdłuż malowniczo położonej wioski a potem zielonym szlakiem ruszyliśmy w trasę. Teren był odkryty, wiec rozkoszowaliśmy się pięknymi widokami. W Lisznej gdzie kończył się zielony weszliśmy na czerwony szlak który przez Birczę prowadzi aż do Przemyśla. My jednak w tak długą trasę nie wybieraliśmy się tylko doszliśmy nim do drogi prowadzącej z Sanoka do Tyrawy Wołowskiej. Trasa czerwonym szlakiem nie należała do pięknych widowiskowo bo prowadziła cały czas lasem. Mieliśmy nadzieję, ze urozmaicimy ją sobie zbieraniem grzybków ale poza kilkoma małymi podgrzybkami które Zbyszek zebrał nic nie znaleźliśmy. Na szlaku tym znajdował się szczyt Słonny Wierch, który był celem naszej wyprawy ale ponieważ nie był oznaczony nie bardzo wiedzieliśmy w którym miejscu się był jego wierzchołek.
Ostatni odcinek nasze wędrówki był okropny, szliśmy bowiem szosą z serpentynami na których motocykliści zrobili sobie jakieś treningi jeżdżąc niejednokrotnie na jednym kole z ogromnym hukiem. To był koszmar, ogromnie bałam się iść koło nich więc z Marianem często przecinaliśmy serpentyny przedzierając się pomiędzy krzakami. Widać to było niestety na moich nogach, które były podrapane. Jedynym plusem tego odcinka był punkt widokowy gdzie zrobiliśmy sobie przerwę i podziwialiśmy piękne okolice Sanoka.
Nasza trasa w tym dniu wyniosła ok. 20 km.
https://www.google.com/maps/d/u/0/edit?hl=pl&authuser=0&mid=1cM2cgQUH2dOiPIIu7qvWKxP3HrY
Małastów – przełęcz Owczarska – Magura Małastowska (813m) – schr. PTTK na Magurze – Małastów
Tą wyprawę rozpoczęliśmy od małej wioski o nazwie Małastów, gdzie na parkingu przy sklepie zostawiliśmy samochód i udaliśmy się na podbój Magury Małostowskiej. Jak to często bywa w naszych wyprawach, żeby nie wracać tą samą trasą postanowiliśmy zrobić kółko wydłużając troszkę naszą trasę. Szliśmy początkowo główną ulicą w kierunku Gorlic następnie zielonym szlakiem mieliśmy dojść do niebieskiego prowadzącego na szczyt góry. Okazało się że wejście na zielony szlak było bardzo zarośnięte , więc postanowiliśmy skręcić w stronę grzbietu góry troszkę dalej utwardzoną dróżką która pojawiła mi się na mapie turystycznej którą wgrałam sobie przed wyjazdem w komórkę. To była dla mnie taka nowość kosztowała mnie 12zł tyle bowiem musiałam zapłacić za rejestrację mapy ale od razu poczułam się z tym wspaniale bo mapa okazała się bardzo dokładna a najważniejsze, że widać było na niej szlaki i punkty szczytowe.
Utwardzona dróżka prowadziła cały czas lekko w górę terenem zalesionym. W miejscu zetknięcia się jej z niebieskim szlakiem na przełęczy Owczarskiej ukazała nam się rozległa polana z pięknymi widokami. Na jej brzegu pod drzewkami gdzie było trochę cienia zrobiliśmy sobie przerwę na odpoczynek i posiłek. Szlak niebieski cały czas lasem doprowadził nas na szczyt góry cel naszej wyprawy.
Magura Małostowska to jeden z wyższych szczytów Beskidu Niskiego. Jest to góra zalesiona i dzika mimo że na jej zboczach znajduje się kilka wyciągów narciarskich, trasy do narciarstwa biegowego i snowboardu. Znajdują się tam również cmentarze wojenne pamiątka po przebiegającej jej zboczami podczas I wojny światowej linii frontu austriacko – rosyjskiego.
Następnym naszym celem było Schronisko PTTK im. Stanisława Gabryela , które położone jest na wysokości 740m pod szczytem Magury Małostowskiej. Jest to najwyżej położone schronisko w Beskidzie Niskim. Schronisko to powstało dzięki zaangażowaniu gorlickiego działacza turystycznego i bibliotekarza Stanisława Gabryela – obecnie patrona obiektu. Obiekt ten zbudowano z drewna pochodzącego z rozbiórki domów łemkowskich w Gładyszewie i Zdyni a otwarte zostało w 1955 roku.
Dosyć szybko dotarliśmy do schroniska a to za sprawą ciemnych chmur zbierających się nad nami i pomruków burzy a to jest jedyny powód który zmusza mnie do przyspieszenia w naszych górskich wędrówkach. Wystraszyliśmy się trochę widząc, że w schronisku odbywał się remont bo chcieliśmy w nim przeczekać burzę ale okazało się, że mimo remontu schronisko było czynne. Przywitały nas tam sympatyczne kociaki, które łasiły się do nas licząc na poczęstunek. Było tam ciekawe urządzenie z którym pierwszy raz spotkałam się a mianowicie winda do kuchni znajdującej się w piwnicy. Stojąc przy niej krzyczeliśmy do jej otworu co chcielibyśmy zamówić następnie zamówione posiłki wyjeżdżały na górę a pieniążki położone na półeczkę zjeżdżały w dół.
Burza przeszła gdzieś bokiem więc po odpoczynku udaliśmy się w dalszą drogę niebieskim szlakiem do głównej szosy a potem na skróty ścieżkami które pokazywała mi internetowa mapa do samochodu. Ale przed nami była jeszcze podróż do wioski o nazwie Jaśliska gdzie mieliśmy zamówiony nocleg. W planie mieliśmy jeszcze krótki postój w wiosce Iwla znajdującej się na trasie naszej podróży. Planowaliśmy tam podejść do najbardziej znanego w Beskidzie Niskim i wypromowanego przez film „Wino Truskawkowe „ wodospadu . Wodospad „ przy Młynie” bo tak jest nazywany znajduje się na potoku Iwielka. Przed wojną zaczęto tam budowę młyna ale wybuch wojny wstrzymał prace budowlane. W 1944 roku działania wojenne zrównały z ziemią rozpoczętą budowę, zostały jedynie niewielkie fundamenty.
Niestety do wodospadu nie dotarliśmy ponieważ rozpadało się i to dość solidnie, ale postanowiliśmy przy innych wyjazdach to nadrobić.
Jaśliska to mała wioska położona nad rzeką Jasiołką, znana nam już z innych wyjazdów. Nocleg mieliśmy załatwiony w agroturystyce. Bardzo sympatyczny gospodarz przywitał nas z parasolem w rekach pomagając nam dostać się do domu bez zamoczenia . Niestety ulewa była tak wielka, że parasol niewiele pomógł ale nie przejęliśmy się tak bardzo tym bo mogliśmy się wykąpać przebrać i wysuszyć. Miłym zaskoczeniem dla nas była informacja o tym że nasz gospodarz był statystą w filmie Wino Truskawkowe który w tej miejscowości był kręcony. Opowiadał nam o tym filmie , aktorach w nim grających atmosferze jaka planowała wówczas na planie.
Wola Niżna – Chatka studencka – Polańska (737m) – Wola Niżna
Polańska to częściowo zalesiony szczyt we wschodniej części Beskidu Niskiego znajdujący się na niezbyt rozległej grupie Jawornika. Przed wojną był to szczyt bezleśny na zboczach którego wypasano bydło i owce a nosił wtedy nazwę Horbki Sabaryniackie. Szczyt ten należy do Korony Beskidu Niskiego i był celem naszej w tym dniu wyprawy.
Rano po śniadaniu podjechaliśmy do małej osady Wola Niżna , tam na parkingu zostawiliśmy samochód i trasą Jaga - Kora ruszyliśmy w drogę.
Beskidzka trasa Jaga- Kora prowadzi z Romanowa Zdroju przez Wołtuszową, Wisłoczek, Jawornik, Polany Surowiczne, Wole Niżną do granicy państwa w Jasielu. Jest ona rekonstrukcją funkcjonującego w latach 1940-1945 historycznego szlaku kurierskiego Komendy Głównej ZWZ AK . Tym szlakiem w czasie II wojny światowej szli uciekinierzy zagrożeni hitlerowskimi prześladowaniami, ochotnicy chcący walczyć w polskich oddziałach zbrojnych formowanych na obczyźnie, kurierzy. Rekordzistą był Jan Łożański ps. Orzeł, który przebył tą trasę 45 razy. Szlak ten znakowany jest czerwonym znakiem Polski walczącej na białym tle. My z ta trasą spotkaliśmy się w Rymanowie gdy wędrowaliśmy czerwonym szlakiem do Puław.
Trasa prowadziła małą uliczką utwardzoną najpierw terenem odkrytym a następnie lasem. Doprowadziła nas do dużej polany na której znajdowała się chatka studencka nazywana Chałupą Elektryków . Chatka otwarta jest głównie w okresie wakacji oraz dłuższych przerw studenckich, brak jest w niej prądu, bieżącej wody łazienki oraz toalety, mimo to cieszy się dużym powodzeniem. My zastaliśmy tam kilka rodzin z dziećmi różnych narodowości i cudowną atmosferę.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej w trasę. Szliśmy cały czas pod górkę odkrytym terenem, więc mogliśmy delektować się pięknymi widokami, wierzchołek góry natomiast był już zalesiony. Po krótkiej przerwie na posiłek ruszyliśmy dalej jeszcze kawałek kurierską trasą a następnie asfaltową drogą prowadzącą cały czas w lesie wróciliśmy do samochodu. I to był koniec naszej dwudniowej wyprawy w Besikid Niski.